Gazeta Polska Codziennie Numer 3847


Naddniestrze odmraża sobie uszy

Do kuriozalnej sytuacji doszło w związku z przerwaniem tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę m.in. do Mołdawii. O ile Kiszyniów zawczasu się na to przygotował, mogąc liczyć na wsparcie bliskiej sobie Rumunii, o tyle prorosyjscy separatyści z Naddniestrza wyczekiwali na ten rosyjski. Na razie jest dopiero początek stycznia, ale sytuacja już staje się krytyczna. Prąd jest reglamentowany, podobnie jak drewno na opał. Trudno powiedzieć, na co czekają rosyjskojęzyczni separatyści. Armia rosyjska już nie przyjdzie, to jest jasne od jesieni 2022 r., gdy Rosjanie zostali wypchnięci z Chersonia, a potem byli stopniowo rugowani z zachodniej części Morza Czarnego. Może separatyści wierzą w propagandę ruskiego miru, że Władimir Putin wygrywa wojnę nawet nie tylko z Ukrainą, ale z całym Zachodem? Możliwe, skoro nawet na Zachodzie nie brakuje takich, którzy szczerze w to wierzą. Po Syrii Naddniestrze to kolejny przykład, jak kończy się stawianie na Moskwę. Autor jest dziennikarzem TV Biełsat



Trump nie wyklucza podboju Grenlandii i Kanału Panamskiego

Prezydent elekt Donald Trump chce zdobyć kontrolę nad Grenlandią i strefą Kanału Panamskiego. Rozmawiając z dziennikarzami, nie wykluczył użycia w tym celu siły.

Zarówno Grenlandia, jak i Kanał Panamski mają kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa USA. Nad Grenlandią przebiega najkrótszy szlak powietrzny z Rosji i w razie ataku polecą nad nią rosyjskie rakiety. Kanał Panamski umożliwia przebazowanie okrętów z jednego wybrzeża na drugie bez konieczności opływania Ameryki Południowej. Trump nie jest pierwszym amerykańskim politykiem, który chce pozyskać Grenlandię. Co więcej, miał o tym rozmawiać z doradcami już podczas swojej pierwszej kadencji. Jeśli chodzi o Kanał Panamski, był on pod kontrolą USA aż do 1977 r., kiedy zmarły niedawno prezydent Jimmy Carter podpisał traktat, w którym oddał kontrolę nad nim rządowi Panamy. Republikanie, z Ronaldem Reaganem na czele, od początku ostro krytykowali tę decyzję.

We wtorek dziennikarze zapytali Trumpa o to, czy dopuszcza użycie siły, by przejąć kontrolę nad Grenlandią i Kanałem Panamskim. Nie wykluczył takiego rozwiązania. „Może się zdarzyć, że coś trzeba będzie zrobić. Kanał Panamski ma kluczowe znaczenie dla naszego państwa. Potrzebujemy Grenlandii dla celów bezpieczeństwa narodowego” – stwierdził.

Szanse na to, że Trump faktycznie wyśle tam wojsko, są minimalne. Nie byłaby to jednak sytuacja bez precedensu. Kiedy Dania została podbita przez Niemcy, z obawy przed użyciem Grenlandii jako bazy dla u-bootów USA zdecydowały się dokonać inwazji. Pospiesznie przeniesieni do cywila członkowie Straży Przybrzeżnej rozpoczęli okupację tej wyspy, początkowo bez zgody rządu Danii na uchodźstwie. Ta okupacja skądinąd jest jednym z powodów, dla których Dania nie chciała jej sprzedać po wojnie. Kiedy dyktator Panamy Manuel Noriega nie chciał zrezygnować po wyjściu na jaw jego związków z kartelami narkotykowymi, George H. Bush dokonał inwazji na to państwo i pozbawił go władzy.

W rozmowie z duńską telewizją TV2 premier Mette Frederiksen powiedziała, że USA są „najważniejszym i najbliższym sojusznikiem” jej kraju. Uważa ona, że mimo gróźb Trump nie użyje wojska ani szantażu ekonomicznego, by przejąć kontrolę nad Grenlandią. Minister spraw zagranicznych Panamy Javier Martínez-Acha powiedział, że ludzie Trumpa nie skontaktowali się jeszcze z jego rządem. Podkreślił jednak, powtarzając opinię prezydenta Joségo Raúla Mulino, że „suwerenność kanału nie podlega negocjacjom i jest częścią historii ich zmagań oraz nieodwracalnym podbojem”.



Agresor przekroczył barierę psychologiczną

WOJNA PUTINA \ Od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę straty po stronie rosyjskiego agresora przekroczyły 800 tys. żołnierzy – poinformował ukraiński Sztab Generalny. Tylko w ciągu minionej doby licznik ten zwiększył się o ponad 1600 wojskowych.

Rosja bardzo szczątkowo i nieregularnie podaje informacje o stratach osobowych podczas trwającej inwazji, która w kremlowskiej propagandzie nazywana jest „operacją specjalną”. Za to codziennie robi to strona ukraińska, potwierdzając, że choć wróg sukcesywnie zdobywa kolejne terytoria, każda operacja okupiona jest gigantycznymi stratami w sprzęcie i wojsku.

Z wczorajszego porannego raportu ukraińskiego Sztabu Generalnego wynika, że w ciągu poprzedniej doby agresor stracił ponad 1600 żołnierzy. Oznacza to, że od 24 lutego 2022 r. jest to już ponad 800 tys. żołnierzy. Równie potężnie wygląda lista rosyjskiego sprzętu i uzbrojenia, które zamieniły się w złom. To m.in. ponad 9,7 tys. czołgów i 20 tys. wozów opancerzonych, blisko 22 tys. systemów artyleryjskich i podobna liczba dronów oraz 33 tys. różnego rodzaju pojazdów wojskowych.

W ciągu ostatniej doby doszło łącznie do ok. 200 starć. Agresor wystrzelił blisko 5 tys. pocisków artyleryjskich i zrzucił ok. 100 rakiet. Wykorzystał też ponad 60 dronów, z których większość została zestrzelona. Tylko w obwodzie chersońskim zaatakowano ponad 30 miejscowości. Zginęło co najmniej dwóch cywilów. Najeźdźcy zniszczyli też część ukraińskich pozycji obronnych w Czasiw Jarze i Torecku. Tam sytuacja operacyjna nadal jest trudna.

Równocześnie strona ukraińska uderzyła w rosyjską bazę paliw w mieście Engels w obwodzie saratowskim. Operację przeprowadzono przy użyciu dronów. W nocy wybuchł tam pożar w składzie ropy. Słychać było też ok. 25 eksplozji. „Uszkodzenie składów ropy stwarza poważne problemy logistyczne dla lotnictwa strategicznego rosyjskich okupantów i znacznie ogranicza ich zdolność do uderzeń w miasta i obiekty cywilne” – wskazano w komunikacie ukraińskiej armii.

Od niedzieli trwają też ukraińskie działania ofensywne w rosyjskim obwodzie kurskim. Główne kierunki walk toczą się na północ i wschód od Sudży. Z wczorajszych informacji wynika, że Ukraińcom udało się odeprzeć szturm Rosjan na jedną z osad, w wyniku czego zniszczono czołgi i transportery opancerzone wroga. Warto przypomnieć, że ukraińskie oddziały są tam obecne od początku sierpnia ub.r. (kw)



Uderzenie w Tuska zza oceanu. Konserwatyści w USA wiedzą, co wyprawia w Polsce

„National Review”, jeden z najważniejszych amerykańskich konserwatywnych periodyków, nie pozostawił suchej nitki na Donaldzie Tusku i polityce koalicji 13 grudnia. Amerykanie postrzegają tę politykę, a wydaje się, że i samego Donalda Tuska, jako „pilny problem do rozwiązania”.

National Review” to jeden z najbardziej wpływowych dla konserwatywnej myśli tytułów w USA. Od swojego powstania pismo było areną debat i kuźnią idei, które potem zyskały wpływ na politykę Partii Republikańskiej. Na jego łamach autorzy nie wahali się w przeszłości krytykować samego Donalda Trumpa. W 2016 r. magazyn opublikował nawet specjalne wydanie pt. „Against Trump” („Przeciw Trumpowi”), a już późnej na jego łamach toczyły się ożywione debaty na temat 45. prezydenta USA. I dziś autorzy „NR” spierają się na temat przyszłej kadencji Trumpa i kierunków polityki, jakie powinna przyjąć. „Problem Trumpa z Polską”

Ten wstęp i zastrzeżenia są konieczne. Nie jest bowiem tak, że opublikowany w tym tygodniu, poświęcony Polsce, a w zasadzie Donaldowi Tuskowi i koalicji 13 grudnia, tekst w „National Review” to w prostej linii „protrumpowa propaganda”.

Mimo to, a może właśnie dlatego, tekst pt. „Problem Trumpa z Polską właśnie się pogłębił” („Trump’s Poland problem just got bigger”) jest tak ważny. A jest tekst ów potężnym oskarżeniem wobec rządzących w Polsce i pokazuje, jak może już za chwilę kształtować się polityka Waszyngtonu wobec polskiego premiera, określanego już coraz częściej jako „europejski wróg Trumpa numer jeden”, będącego w swojej zapiekłości człowiekiem coraz bardziej osamotnionym i politycznie trędowatym.

Nie dalej niż wczoraj w krótkim komentarzu dla „Codziennej” pisałem, że fakt, że Tusk zdecydował się nie organizować w trakcie polskiej prezydencji w UE szczytu Rady Europejskiej w naszym kraju, może być odczytywany jako próba zablokowania prezydentowi Andrzejowi Dudzie możliwości wygłoszenia stanowiska o potrzebie zacieśniania współpracy pomiędzy Polską a USA i szerzej – Unią a Stanami Zjednoczonymi. Byłaby to okazja doskonała – Polska jako kraj rotacyjnie przewodzący Radzie UE, a jednocześnie trwały i sprawdzony sojusznik USA mogłaby być architektem „nowego otwarcia” w relacjach transatlantyckich.

Rezygnacja ze szczytu unijnego w Warszawie

Nic takiego jednak się nie stanie, oczywiście za sprawą Tuska i jego antyamerykańskiego środowiska. Tej wewnętrznej kamaryli, ale także unijnej, brukselsko-berlińskiej międzynarodówki. Międzynarodówki, która, widać to coraz wyraźniej, walczy o przetrwanie. Oczywiście Tusk, podejmując decyzję o „oddaniu szczytu”, szkodzi Polsce i jej interesom, można się jednak założyć, że jest gotów na takie poświęcenie, bo sam walczy o polityczne życie.

O tym, jak wyglądają realia rządów koalicji 13 grudnia i co wyprawia Tusk, wiemy jednak nad Wisłą doskonale. Wraz z tekstem w amerykańskim periodyku mamy tymczasem ostateczny dowód, że rzecz została dostrzeżona za oceanem i nie jest przypadkiem, że tak głośno wybrzmiewa. Cóż bowiem piszą autorzy „National Review”?

Ich zdaniem Tusk – w przeciwieństwie do wielu europejskich krytyków Trumpa – jawi się jako jego nieprzejednany wróg, który ma z jednej strony „szukać włóczni do rzucania w swoich zagranicznych przyjaciół” (USA) i jednocześnie „noży do dźgania krytyków w kraju”. To oczywiście zarówno nawiązanie do postawy Tuska wobec nowej administracji w Waszyngtonie, jak i trafna metafora „demokracji walczącej” i „żelaznej miotły”, którą machanie Tusk zapowiadał jeszcze przed wyborami, a której skutki znamy. Co ważne, w tekście „National Review” oba te tuskowe bon moty się pojawiają i trzeba wiedzieć, że Amerykanie tłumaczą je wyjątkowo niepochlebnie.

Widać też, że w USA doskonale pamięta się o stosunku Tuska do Trumpa jeszcze sprzed lat. Czytamy: „Przemawiając w imieniu UE w Organizacji Narodów Zjednoczonych w 2019 r., Tusk zdyskredytował Trumpa za deklarację wobec zgromadzonych światowych przywódców: »Jeśli chcesz wolności, bądź dumny ze swojego kraju. Jeśli chcesz demokracji, trzymaj się swojej suwerenności. A jeśli chcesz pokoju, kochaj swój naród«. Tusk zaatakował to stwierdzenie: »Nie zgadzam się z tą opinią. Jest fałszywa i niebezpieczna«” – piszą autorzy „NR” i stawiają bardzo trafne pytanie. Niebezpieczna dla kogo? „Od objęcia urzędu szefa polskiego rządu w grudniu 2023 r. Tusk odpowiedział na to pytanie. To jest niebezpieczne dla jego władzy” – piszą Peter Doran i Matt Boyse.

Tusk jest obecnie postrzegany wśród amerykańskich elit konserwatywnych jako sojusznik świata Biden-Harris, świata, który odchodzi do historii. „Zachowuje się podobnie jak oni, nazywając swoich przeciwników, którzy podobnie jak Trump są prostu dumni ze swojego kraju, autorytarnymi i skrajnie prawicowymi” – piszą autorzy „National Review”, kreśląc podobieństwo pomiędzy Trumpem a środowiskiem politycznym Jarosława Kaczyńskiego. Przychylając się przy tym do diagnoz samego prezesa PiS. „On [Kaczyński] i inni twierdzą, że rząd [Tuska] jest winny wykorzystywania systemu prawnego jako broni i oddawania się dokładnie takim rodzajom politycznych ekscesów, za które Tusk ich krytykował. Mają rację” – oceniają Doran i Bose.

Polityka wewnętrzna i oczywiste działania przeciwko samemu Trumpowi to nie koniec listy zarzutów. Jak czytamy w „NR”, Waszyngton już za chwilę może widzieć jako skrajnie nieprzyjazną sugestię aresztowania premiera Izraela Beniamina Netanjahu. Takie sugestie pojawiły się pod koniec ubiegłego roku. Mowa była o tym, że jeśli premier Izraela pojawiłby się na obchodach 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz, miałby zostać aresztowany na podstawie postanowień Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) i oskarżenia izraelskiego premiera o zbrodnie wojenne. „Czy rząd Tuska naprawdę myśli, że atakowanie przyjaciół Ameryki, takich jak Izrael, i prowadzenie wojny prawnej przeciwko przeciwnikom w kraju zapewni mu dobry początek w stosunkach z Trumpem? Miejmy nadzieję, że nie” – zastanawiają się autorzy. „Groźba ze strony Polski to kolejny cios w stosunki polsko-amerykańskie, które Trump przejmie 20 stycznia” – twierdzą. Doskonała orientacja w sytuacji w Polsce

Nie ma wątpliwości, że to jedna z najpoważniej brzmiących publikacji, jakie pojawiły się od momentu zwycięstwa Trumpa w wyborach prezydenckich. Jej kompleksowość i fakt, że autorzy doskonale orientują się w kwestii wewnętrznej polityki i realiów „demokracji walczącej”, sprawiają, że można mieć pewność, że działania Tuska są śledzone na bieżąco.

I choć „National Review” na koniec łagodzi trochę ton, pisząc, że w trosce o przyszłość premier powinien wziąć pod uwagę sojusznicze relacje i „zmienić kurs” – „odłożyć żelazne miotły”, to nie wydaje się, by było to coś poza dyplomatyczną kurtuazją. Bo i szanse na to są przecież minimalne. W swojej polityce „demokracji walczącej” stosowanie prawa „tak, jak je rozumie”, demontażu państwa prawa i niszczeniu przeciwników politycznych zabrnął tak daleko, że na powrót z „ciemnej strony” nie należy liczyć. Co znamienne, w tekście nie pojawia się żadne inne nazwisko któregokolwiek z europejskich polityków, więc Tusk nie jest osadzony w żadnym szerszym kontekście. Zupełnie jakby autorzy „NR” wiedzieli, że Tusk stawiający na polecenie Brukseli i Berlina wszystko na jedną kartę, wypowiadający swoją „demokracją walczącą” wojnę nie tylko polskiej opozycji, ale całemu ruchowi suwerenistycznemu w Europie, właśnie samotnie ją przegrywał.



Trump’s Poland Problem Just Got Bigger

The Polish government’s threat to arrest Israeli prime minister Benjamin Netanyahu and efforts to destroy the opposition are signs that the European nation’s leadership will be a problem for the president-elect.

President-elect Donald Trump’s imminent return to the White House has caused many of his loudest European critics to rummage uncertainly through their diplomatic toolkits in preparation for Trump 2.0. Not keen to picking up hammers and sharp implements, most are preparing to soften their responses to the incoming administration.

This is not so in Poland, where the government of former EU Council President and current prime minister, Donald Tusk, looks not for tools but for weapons — spears to throw at its friends abroad and knives to jab at its critics at home.

The latest dust-up was produced by the Polish government threatening to arrest Benjamin Netanyahu, the prime minister of Israel, should he set foot in Poland to commemorate the 80th anniversary of the liberation of Auschwitz, the infamous Nazi concentration camp. The justification? Enforcing the International Criminal Court’s (ICC) ludicrous arrest warrant against Netanyahu, charging him as a war criminal.

Israel is one of Poland’s key relationships outside of NATO and vice versa, but strong ties cannot last when one of America’s allies announces plans to arrest the other’s leaders on trumped-up ICC charges.

Poland’s threat is a further barb in the wire snaring the U.S.-Polish relationship, which Trump will inherit on January 20.

During his last term, Trump slammed the ICC for endangering U.S. national security. He signed a pointed executive order threatening sanctions against foreign officials who enforce ICC arrest warrants against individuals from countries like Israel.

While Biden ended the order when he took office, Trump is almost certain to reinstate it. This is bad news for Tusk, whose public animosity toward Trump runs deep, but for whom the relationship with the United States is critical.

Speaking for the EU at the United Nations in 2019, for example, Tusk disparaged Trump for declaring to assembled world leaders: “If you want freedom, take pride in your country. If you want democracy, hold on to your sovereignty. And if you want peace, love your nation.”

Tusk attacked this assertion: “I do not agree with this opinion. It is false and dangerous.”

Dangerous to whom?

Since taking office as the head of Poland’s government in December 2023, Tusk has answered that question. It is dangerous to his power.

Tusk followed the Biden-Harris election playbook in Poland. He proclaimed that he was on a mission to “save democracy” in his country. He and his allies branded their opponents who, like Trump, also take pride in their country and seek to hold onto their sovereignty as “authoritarian” and “far-right.”

Tusk has promised to sweep away his political opponents with an iron broom. Using this metaphor, he branded this policy: “militant democracy” or “demokracja walczaca.” It is a highly charged phrase, evoking Polish communist-era opposition efforts to use extraordinary means to fight communists.

The irony of Tusk’s approach is rich and preposterous. His main opposition party — PiS — is a major, long-standing foe of communism’s legacy in Poland, not its protector.

Opposition leader and former prime minister Jarosław Kaczyński claims many of Tusk’s charges are misleading or false. He and others say the government is guilty of weaponizing the legal system and indulging in the very kinds of political excesses for which Tusk has criticized his party. They have a point.

The Tusk government’s best option is to reverse course. It can start by positioning Poland as a model for other U.S. allies to follow: pledging not to enforce the ICC’s absurd campaign against Israel. It’s not only sage geopolitics but also smart self-protection. Polish officials do not want to be sanctioned should Trump re-instate his ICC order.

Tusk should also put away the “iron brooms.” America needs a strong Poland with a strong opposition — not a major ally mired in vendetta politics. His government should cease talking about criminalizing political differences, especially when senior Polish officials admit some of their actions may be “inconsistent with the law,” as Tusk has said.

This is blatantly hypocritical and counterproductive in an ally like Poland. The stakes for the bilateral relationship, the European security order, and great power competition are too high.

Does the Tusk government really think that targeting America’s friends like Israel and waging lawfare against opponents at home will get his relationship with Trump off to a strong start? Let’s hope not.

The incoming administration should be direct with Tusk: mend your relationships with your friends, lay off your domestic opponents, and point any sharp implements at our shared enemies like China, Russia, Iran, and North Korea.

Peter Doran is a senior adjunct fellow at the Foundation for Defense of Democracies. Matt Boyse is a former deputy assistant secretary of state and senior fellow at the Hudson Institute.