Gazeta Polska Codziennie Numer 3854


Trump wysłał sygnał Gruzji

Światowe media analizują, kto ze światowych liderów i polityków drugiego szeregu został zaproszony na inaugurację Donalda Trumpa (20 stycznia). Mało kto w świecie zwrócił uwagę, że zaproszona została m.in. Salome Zurabiszwili, która sama uznaje się wciąż za prezydent Gruzji. I wygląda na to, że USA też ją za takową uważają. Bo na inaugurację nie zaproszono żadnego przedstawiciela kontrolującej parlament i rząd prorosyjskiej obecnie partii Gruzińskie Marzenie, która wybrała swojego prezydenta, Micheila Kawelaszwilego.

Zurabiszwili i opozycja twierdzą, że październikowe wybory parlamentarne zostały sfałszowane. W kraju nie ustają protesty przeciwko Gruzińskiemu Marzeniu, mimo prób ich brutalnego stłumienia. Partia ta liczyła na dojście do władzy Trumpa, wierząc, że zrobi wszystko odwrotnie niż poprzednia administracja, która była w złych relacjach z Gruzińskim Marzeniem. Liczono na to, że być może Trump będzie dogadywał się z Rosją również w kwestii przyszłości Tbilisi. Błędnie. Okazuje się, że wsparcie prozachodniego i prodemokratycznego kursu Gruzji to dla USA kwestia ponadpartyjna. Autor jest dziennikarzem TV Biełsat



Wielki powrót Donalda Trumpa

Już dzisiaj Donald Trump wygłosi w rotundzie Kapitolu uroczystą przysięgę i zostanie 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Powraca do Białego Domu po czterech latach przerwy. Służby szacują, że w Waszyngtonie pojawi się ćwierć miliona osób, które będą chciały wziąć udział w inauguracji.

W USA procedura przekazania władzy jest prosta. Dziś, w samo południe czasu waszyngtońskiego, Trump po raz drugi w swoim życiu wygłosi przysięgę prezydencką. „Przysięgam uroczyście urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych wiernie sprawować oraz konstytucji Stanów Zjednoczonych dochować, strzec i bronić ze wszystkich swych sił”. Zgodnie z tradycją przyjmie ją przewodniczący Sądu Najwyższego. Wraz z wypowiedzeniem jej ostatniego słowa Trump zostanie oficjalnie 47. prezydentem USA.

Intensywny dzień

Jedyną ważną zmianą w tym roku jest to, że ceremonia odbędzie się nie przed Białym Domem, a w rotundzie Kapitolu. Powodem jest spodziewana mroźna pogoda. Większość dnia upłynie Trumpowi na przemówieniach, bankietach, paradach wojskowych etc., chociaż już dziś zacznie też pełnić swoje obowiązki. Jak informowaliśmy wcześniej, już pierwszego dnia planuje podpisanie około stu rozkazów prezydenckich. Inną zmianą jest to, że wśród licznych muzyków, którzy wystąpią na okolicznościowych koncertach, jest wielu artystów country – stylu popularnego wśród wyborców Trumpa. Wystąpi też legendarny zespół disco Village People. Trump na swoich wiecach regularnie używał ich piosenek, „YMCA” i „Macho Man”.

Służby szacują, że tego dnia w Waszyngtonie pojawi się ćwierć miliona osób, które będą chciały wziąć udział w inauguracji. Niektórzy z nich będą przeciwko niej protestowali. Pojawią się na niej także wszyscy żyjący prezydenci, od Billa Clintona po Joego Bidena, pierwsze damy, a także wiceprezydent Kamala Harris z mężem. Wyjątkiem jest Michelle Obama, ale jej nieobecność nie musi mieć podtekstów politycznych, bowiem nie pojawiła się wcześniej także na pogrzebie Jimmy’ego Cartera. Trump zerwał też z tradycją i zaprosił garstkę polityków z zagranicy. W tym niewielkim gronie znalazło się aż dwóch Polaków – Mateusz Morawiecki i Dominik Tarczyński.

Zna go każdy Amerykanin

Jedną z najważniejszych cech każdego aspirującego do władzy jest rozpoznawalność. „Nieważne, co mówią, byleby nie przekręcali nazwiska” – mawiają amerykańscy politycy. Trump pod tym względem startował ze świetnej pozycji. Zanim został politykiem, był bardzo zdolnym biznesmenem, napisał 19 książek, w tym best­sellerową „Sztukę umowy”, regularnie gościł w mediach, a wielu artystów śpiewało o nim piosenki. Był też gwiazdą telewizji. „The Apprentice”, który prowadził od 2004 do 2015 r., był jednym z najpopularniejszych reality show w historii telewizji. Gdy w połowie 2015 r. ogłosił swój start w wyborach, niemal każdy Amerykanin wiedział, kim jest. Początkowo jednak mało kto traktował ten pomysł poważnie. W powszechnej opinii był to tylko kaprys bogatego, znudzonego celebryty. Trump, jako ciekawostka, budził jednak wielkie zainteresowanie mediów, co szybko pozwoliło mu wysunąć się na prowadzenie.

W trakcie kampanii Trump dokonał też znaczącej zmiany. Początkowo jego poglądy nie były zbyt sprecyzowane. Idąc po władzę, stworzył jednak nową ideologię, którą politolodzy szybko ochrzcili „trumpizmem”. To prawicowa ideologia, nawiązująca nieco do republikanizmu z lat 20. XX w., która stawia Amerykę i Amerykanów na pierwszym miejscu. Populistyczny, w dobrym tego słowa znaczeniu, zwracający uwagę na problemy i obawy zwykłych ludzi „trumpizm” błyskawicznie podbił serca Amerykanów i dał mu zwycięstwo. Trumpowi, który od lat był członkiem amerykańskiej elity, udało się też przedstawić siebie jako kandydata antyestablishmentowego. To, że startował przeciwko komuś takiemu jak Hillary Clinton – ucieleśnieniu waszyngtońskich elit – i kalumnie, jakie wylewały na niego lewicowe media i politycy, znacznie mu w tym pomogły.

Udana kadencja

W 2021 r. w rankingu prezydentów telewizji C-SPAN historycy dali mu czwarte miejsce od końca, między Williamem Henrym Harrisonem – który rządził przez miesiąc – i Franklinem Piercem, którego polityka doprowadziła do wybuchu wojny secesyjnej. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że zdecydowały o tym ich poglądy polityczne, bowiem obiektywnie pierwsza kadencja Trumpa była raczej udana. Gospodarka odżyła po rządach Baracka Obamy, a USA nie uwikłały się w żadną nową wojnę. Walczył też o to, by Ameryka stała się niezależna energetycznie i wycofywał ją z niekorzystnych umów międzynarodowych, od NAFTA do porozumień paryskich. Najbardziej znany był jednak z walki z nielegalną imigracją. Po jego porażce w 2020 r. nie brakowało opinii, że gdyby nie pandemia COVID-19, to Joe Biden nie miałby z nim szans. W jej trakcie Trump odegrał ogromną rolę w szybkim stworzeniu szczepionek, co uratowało niezliczone życia na całym świecie. Jego polityka ratowania amerykańskiej gospodarki okazała się na tyle skuteczna, że Biden po prostu ją kontynuował.

W polityce zagranicznej Trump dał się poznać jako osoba, której z jednej strony zależy na porozumieniu, ale z drugiej nie boi się zdecydowanych działań. Od początku oskarżany przez lewicę o prorosyjskość, a nawet o bycie agentem Kremla, zdjął embargo na broń dla Ukrainy, blokował budowę gazociągu Nord Stream 2 i próbował zmusić państwa Europy do inwestowania więcej w obronność. Aktywnie starał się też o pokój na Bliskim Wschodzie, a dzięki niemu Izrael znormalizował stosunki z kilkoma państwami arabskimi. Warto też odnotować, że okazał się wielkim przyjacielem Polski, którą często stawiał za wzór dla innych państw.

Wielki powrót trumpizmu

To jednak nie wystarczyło, żeby wygrać kolejne wybory. Po porażce z Bidenem wszystko wskazywało, że Trump jest skończony politycznie. On jednak wykorzystał ten czas, żeby ułożyć pod siebie Partię Republikańską. Wykorzystywał swoją popularność, by promować kandydatów, z którymi zgadzał się politycznie. Szybko stało się jasne, że jego „błogosławieństwo” to najkrótsza droga do zwycięstwa, a w niektórych prawyborach starali się o nie wszyscy kandydaci. To właśnie ono sprawiło, że gubernator Florydy Ron DeSantis i wiceprezydent J.D. Vance zrobili imponujące kariery. Najważniejszym efektem tych działań było jednak to, że „trumpizm”, zamiast umrzeć po jego porażce, stał się dominującą ideologią amerykańskiej prawicy.

W listopadzie 2022 r. Trump ogłosił, że spróbuje wrócić do Białego Domu. To było trudne zadanie – w dotychczasowej historii USA taka sztuka udała się tylko jednemu prezydentowi, demokracie Groverowi Clevelandowi. Zdobycie republikańskiej nominacji było łatwym zadaniem. Amerykanie chcieli więcej „trumpizmu” i nikt nie rzucił mu poważnego wyzwania.

W trakcie kampanii zmagał się jednak z innymi problemami. Już w czasie pierwszej kadencji został jako jedyny prezydent w historii dwukrotnie poddany impeachmentowi. Po odejściu z Białego Domu demokraci próbowali wsadzić go do więzienia. Od oskarżeń o próbę obalenia wyniku wyborów, do oskarżeń o kradzież tajnych dokumentów – żaden były prezydent nie miał aż tylu konfliktów z prawem. Trump jednak potrafił przekuć to na swoją korzyść, oskarżając wymiar sprawiedliwości o upolitycznienie i z dumą powtarzając, że demokraci boją się go tak bardzo, że postawili mu więcej zarzutów, niż usłyszał Al Capone. W trakcie kampanii Trump padł też ofiarą co najmniej dwóch zamachów. Ani przemoc polityczna, ani te procesy nie powstrzymały jednak jego wielkiego powrotu do Białego Domu. To, czy jego druga kadencja będzie miała równie wielkie konsekwencje dla USA i całego świata jak ta pierwsza, pokaże dopiero czas.



Prezydentura Trumpa ma otrzeźwić Europę

Donald Trump mówi jasno, żeby Europa zaczęła się przygotowywać do wojny. Unia Europejska jest w bardzo złym położeniu ze względu na realizację Zielonego Ładu i dezindustrializację Europy. Z kolei w USA korporacje i banki odchodzą od tego ideologicznego szaleństwa. Stanom Zjednoczonym zależy jednak, aby Europa jako sojusznik była silnym partnerem, stąd m.in. hasło „Make Europa Great Again” (Uczyńmy Europę znowu wielką), na wzór „Make America Great Again”. Przed europejskimi państwami NATO jest ciężka praca, aby wykonać te zalecenia, które związane są z realną potęgą NATO i o których mówi Trump – wskazuje prof. Grochmalski.

Jaką politykę względem Europy pozostawia po sobie Joe Biden?

Biden swoją europejską politykę mocno oparł na Niemczech, a przy tym był niezdecydowany wobec agresywnej Rosji. Wypowiedzi mówiące o tym, że „niewielkie wtargnięcie” Rosji na Ukrainę nie spotka się z reakcją NATO, jedynie ośmieliły Putina do agresji. W lipcu ub.r. Stany Zjednoczone zapowiedziały, że począwszy od 2026 r., rozpoczną epizodyczne rozmieszczenia na terytorium Niemiec systemów artyleryjskich dalekiego zasięgu, takich jak zestawy SM-6, Tomahawk oraz rozwojowej broni hipersonicznej. W jednym ze swoich przemówień Biden mówił o tym, że Niemcy przewodziły wsparciu dla Ukrainy i doprowadziły do porażki Rosji. Jest to z gruntu kłamliwe twierdzenie, ponieważ trudno wyobrazić sobie większego hamulcowego w tej kwestii niż Niemcy. Berlin ponadto dostał od Waszyngtonu zielone światło na przejęcie odpowiedzialności za wschodnią flankę NATO, w tym Polskę, o czym mówił w ub.r. sam szef Bundeswehry. Jedną z ostatnich decyzji administracji Joego Bidena jako prezydenta USA jest utrzymanie podziału zimno­wojennego w Europie w wymiarze strategicznym i technologicznym, czego przykładem było objęcie Polski ograniczeniami w zakresie importu nowoczesnych chipów NVIDIA, wykorzystywanych do rozwoju sztucznej inteligencji.

Czego możemy się spodziewać po polityce zagranicznej Trumpa wobec Europy, zwłaszcza w aspekcie obronności i NATO?

Donald Trump mówi jasno, żeby Europa zaczęła się przygotowywać do wojny. Unia Europejska jest w bardzo złym położeniu ze względu na realizację Zielonego Ładu i dezindustrializację Europy. Z kolei w USA korporacje i banki odchodzą od tego ideologicznego szaleństwa. Trump mówi o tym, że kluczem jest m.in. bezpieczeństwo energetyczne i dostęp do tanich surowców. Przepaść pomiędzy PKB UE a Rosji jest koszmarnie duża. Rosja to nie Związek Sowiecki i jest mikrusem gospodarczym. Ale z punktu widzenia gotowości do obrony kraje europejskie NATO są karłem.

Należy powiedzieć przy tym wprost, że nieprawdą jest, iż Donald Trump chciałby porzucić NATO. Stanom Zjednoczonym zależy, aby Europa jako sojusznik była silnym partnerem. Kolejni prezydenci od Georga W. Busha mówili sojusznikom w Europie, żeby przestali być pasażerem na gapę i zaczęli płacić. Środki te są niezbędne do realizacji przyjętych planów NATO-wskich, w których znajdują się bardzo określone parametry, jakie poszczególne armie mają spełniać. Przed europejskimi państwami NATO jest ciężka praca, aby wykonać te zalecenia, które związane są z realną potęgą NATO i o których mówił Trump. Stany Zjednoczone mają wiele swoich problemów i wyzwań, takich jak Rosja, Chiny, Korea Północna czy Iran. Z kolei Europa, a przede wszystkim Niemcy i Francja, zachowują się tak, jakby chciały być jak najdłużej na wakacjach.

Z czego wynika ten silny opór wobec haseł Trumpa mówiących o zwiększeniu wydatków na obronność do 5 proc. PKB?

USA dokładały ogromne sumy związane z bezpieczeństwem europejskim także dla własnych interesów. Sytuację tę wykorzystali Niemcy, którzy mogli nie łożyć tyle na obronność, a zamiast tego skupili się na gospodarce i kwestiach socjalnych. Rządy Trumpa zapowiadają, że USA będą bardziej teraz dbać o swoje interesy. Trump chce, żeby zmniejszyły się kwoty wydawane przez USA na bezpieczeństwo europejskie. Ten układ ma zostać trochę zracjonalizowany, ponieważ Niemcy i część innych krajów europejskich NATO miałyby przestać „jechać na gapę”. Trump oraz Stany Zjednoczone mają zamiar otrzeźwić gospodarkę europejską i pokazać przy tym, że przemysł musi mieć zdolności w kategoriach bezpieczeństwa. Sytuacji nie ułatwia jednak to, że szefową Komisji Europejskiej jest Ursula von der Leyen, która była najgorszym ministrem w historii niemieckiego MON. Ta kobieta odpowiada dzisiaj za bezpieczeństwo całej Europy w krytycznym momencie. Europie świat coraz bardziej odjeżdża i nie rozumie, że nie jest taka ważna, jak chcieliby sądzić przywódcy Unii Europejskiej. Dużo ważniejszy dla USA jest chociażby obszar Bliskiego Wschodu.

Jakie miejsce w tych relacjach zajmuje Polska z obecnym rządem, na którego czele stoi Donald Tusk?

Tusk niszczy projekt modernizacji Wojska Polskiego poprzez uderzenie w naszą gospodarkę. Doszło do zmasakrowania placówki w Polsce zajmującej się sztuczną inteligencją. Zamiast myślenia o tym, że nauka powinna odpowiadać za bezpieczeństwo państwa, pcha się rozwiązania Zielonego Ładu. Tusk robi wszystko odwrotnie do tego, o czym mówi Trump, że jedynie silna gospodarka jest istotnym elementem państwa. Co więcej, władze w Polsce sprawują ci, którzy myślą w kategoriach ludzi Jaruzelskiego postrzegających USA jako wroga. Dzisiaj takie osoby są promowane od SKW, poprzez armię, dyplomację i naukę. Tym samym nawet dobra wola prezydenta Donalda Trumpa i chęć współpracy będą blokowanę przez dywersyjne działania Tuska. Takie, które są mocno związane z interesami Berlina. Amerykanie uznają, że Polska nie ma samodzielnego myślenia, a ośrodek władzy jest w Berlinie.

Elon Musk, jeden z najbardziej zaufanych współpracowników Trumpa, pisał o potrzebie ruchu MEGA (Make Europe Great Again, pol. „Uczyńmy Europę znowu wielką”), na wzór MAGA (Make America Great Again, pol. „Uczyńmy Amerykę znów wielką”). Czy widzimy takie siły w Europie, które mogłyby podjąć to wyzwanie?

W Europie działają cztery istotne frakcje prawicowe w Parlamencie Europejskim. Nad jedną z nich – Europejskimi Konserwatystami i Reformatorami (EKR) – kierowniczą rolę objął niedawno były premier Polski Mateusz Morawiecki, który będzie uczestniczył w poniedziałkowej inauguracji Donalda Trumpa. Pytanie, czy tym ruchom uda się zatrzymać to szaleństwo ideologiczne i postawić w Europie rozwój gospodarczy na pierwszym miejscu, co wzmocni nasze bezpieczeństwo. W dłuższej perspektywie Europa nie wytrzyma, jeśli dojdzie do degradacji klasy średniej, bo to rozsadzi te państwa, które będą głęboko niestabilne.