Gazeta Polska Codziennie Numer 3866


Hucpiarze za cudze pieniądze

Decyzją Donalda Trumpa fundusze na tzw. pomoc międzynarodową zostały wstrzymane. Zapowiedziano szczegółową kontrolę wydatkowanych pieniędzy.

Okazało się, że administracja Joego Bidena przeznaczyła 50 mln dol. na prezerwatywy dla Strefy Gazy oraz 15 mln na dystrybucję „doustnych środków antykoncepcyjnych i prezerwatyw” dla Afganistanu.

Wyszło przy okazji na jaw, że z amerykańskich pieniędzy opłacano w Polsce organizatorów politycznej hucpy spod znaku „Tour de Konstytucja” oraz komunistów z „Krytyki Politycznej”. Pojawiły się w związku z tym lamenty, a nawet groźby pod adresem administracji Trumpa. Bezczelność tych środowisk przekroczyła wszelkie granice. Polonia amerykańska ma zadanie do wykonania, czyli wyjaśnić, do czego te pieniądze służyły. To da się zrobić.



Jest akt oskarżenia wobec ks. Olszewskiego. „Urąga ludzkiej inteligencji”

Wczoraj nielegalna Prokuratura Krajowa skierowała do sądu akt oskarżenia w sprawie ks. Olszewskiego i urzędniczek resortu sprawiedliwości. – To jest dokument, który powstał na polityczne zlecenie, a nie na podstawie dowodów. Nie uwzględniono żadnych wniosków dowodowych obrony. Nie wiadomo, dlaczego wyłączono z niego np. Tomasza Mraza czy Piotra W. Niezgodnie z prawem podzielono rzekomo istniejącą grupę przestępczą – mówią „Codziennej” obrońcy księdza i urzędniczek. – Znamienne, że o skierowaniu aktu oskarżenia wobec mojego klienta dowiedziałem się z TVN – podkreśla Michał Skwarzyński.

4 lutego 2025 r. prokurator z Zespołu Śledczego nr 2 skierował do Sądu Okręgowego w Warszawie akt oskarżenia przeciwko sześciu osobom, którym zarzucono łącznie popełnienie 15 czynów, w związku ze śledztwem dotyczącym nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości” – poinformowała wczoraj nielegalna Prokuratura Krajowa, która jednocześnie pochwaliła się faktem, że specjalny zespół prokuratorski nr 2 działa już rok.

Z komunikatu wynika, że księdzu Olszewskiemu oraz urzędniczkom, paniom Urszuli i Karolinie, nielegalna prokuratura zarzuca: udział w zorganizowanej grupie przestępczej mającej na celu popełnianie przestępstw przeciwko mieniu, przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków, poświadczenia nieprawdy w dokumentach oraz wyrządzenie szkody w wielkich rozmiarach w mieniu skarbu państwa, w celu osiągnięcia korzyści osobistych i majątkowych, w tym przez inne osoby (art. 258 § 1 kk). Dodatkowo wobec księdza i urzędniczek bodnarowcy przygotowali jeszcze zarzuty prania pieniędzy.

Pozostałym osobom objętym aktem oskarżenia zarzuca się przekroczenie uprawnień i poświadczenie nieprawdy.

– Usilnie czekam, aż ten akt oskarżenia dotrze do mnie, ponieważ już na pierwszy rzut oka widać, że jest niespójny, niegodny z Kodeksem postępowania karnego i przygotowany na podstawie niejasnych przesłanek. Dlaczego tym aktem oskarżenia nie są objęci Tomasz M. i Piotr W.?

Nie ma tu pana Romanowskiego, który według śledczych jest w tej samej zorganizowanej grupie przestępczej – mówi nam Adam Gomoła, obrońca pani Karoliny. Podkreśla, że Kodeks postępowania karnego nakazuje prowadzić proces całej grupy, a nie rozdzielać ją. W tym przypadku bodnarowcy dokonali rozdziału na osobno księdza i urzędniczki, na Romanowskiego, a kluczowe postacie dla sprawy w ogóle nie są tym dokumentem objęte. – Na jakiej podstawie? Bo trudno to prawnie uzasadnić – zaznacza Gomoła. I dodaje, że żaden z wniosków dowodowych obrony nie został przez bodnarowców uwzględniony.

– To, co napisała w komunikacie prokuratura, urąga ludzkiej inteligencji. Chwalą się, że akt oskarżenia sporządzono na 377 stronach i przekazano 360 tomów akt. Tylko że nie można tu mówić o akcie oskarżenia spełniającym podstawowe wymogi logiki i wymogi dla takiego dokumentu.

Jak ksiądz miał prać pieniądze, jeśli miał to zdaniem robić z Piotrem W., a Piotr W. nie jest ujęty w tym akcie? Jakaż to zorganizowana grupa przestępcza licząca trzy osoby? Przecież sami prokuratorzy twierdzili, że jest ich dużo więcej. Cieszę się natomiast, że sprawa wreszcie trafia do sądu, a nie pozostaje w domenie śledczych spod znaku zespołu nr 2 – mówi Krzysztof Wąsowski, obrońca księdza i pani Urszuli.

– Znamienne, że dowiedziałem się o skierowaniu aktu oskarżenia mojego klienta do sądu z TVN. Były naciski polityczne, dlatego akt powstał i tylko dlatego, ponieważ w sensie dowodowym nic tak naprawdę tam nie ma. Myślę, że to taki akt tymczasowy, ponieważ kiedy sąd zobaczy chociażby to, że wnioski dowodowe obrony nawet nie były rozpatrywane, po prostu wycofa ten dokument do adresata – komentuje Michał Skwarzyński, obrońca ks. Olszewskiego.

Również wczoraj Adam Bodnar przekazał Szymonowi Hołowni wniosek „o wyrażenie przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zgody na pociągnięcie posła na Sejm RP Marcina R. do odpowiedzialności karnej”.



Rząd zahamował rozwój portu w Elblągu

Rządowi Donalda Tuska do uruchomienia portu w Elblągu pozostał do wykonania 1 km trasy wodnej. Przez ponad rok nie udało się nawet ruszyć, a Urząd Morski w Gdyni właśnie unieważnił przetarg na opracowanie dokumentacji projektowej dla zadania „Budowa toru wodnego na rzece Elbląg na odcinku od punktu P1 do punktu Port”. – Politycy koalicji rządzącej nie robią nic poza mydleniem oczu mieszkańcom Elbląga – mówi nam Marek Gróbarczyk, były minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.

19 stycznia Rafał Trzaskowski był w Elblągu i dworował z tego, w jaki sposób Zjednoczona Prawica realizowała inwestycje. Jego zdaniem politycy PiS dużo mówili, ale niewiele realnie się działo.

– Przekop został wykonany, ale niestety nie doprowadzono toru wodnego do samego Elbląga. Dopiero w tej chwili jesteśmy w stanie to zrealizować. Rząd to robi, a samorząd współpracuje. Tak to powinno wyglądać i dzięki temu port w Elblągu może stać się jednym z ważniejszych na morzu Bałtyckim – mówił Rafał Trzaskowski. Obiecywał liczne miejsca pracy i zmianę otoczenia biznesowego. Gdy kandydat KO wypowiadał słowa, Urząd Morski w Gdyni realizował przetarg na opracowanie dokumentacji projektowej dla zadania „Budowa toru wodnego na rzece Elbląg na odcinku od punktu P1 do punktu Port” wraz z pełnieniem nadzoru autorskiego.

Jak się okazało, przetarg przygotowano źle, a urzędnicy zamieścili ogłoszenie w niewłaściwym miejscu. Jakby tego było mało, najprawdopodobniej źle oszacowano przedmiot zamówienia. Na przetarg wpłynęły bowiem oferty różniące się skrajnie. „Nie oznacza to rezygnacji z realizacji ww. zamówienia. W najbliższych dniach zostanie opublikowane nowe postępowanie na realizację tego zadania” – zastrzega Urząd Morski. Nie podaje jednak żadnych dat. Jednocześnie nadal mówimy o fazie projektowej.

– Stało się oczywiste, Rafał Trzaskowski mamił ludzi, mówiąc o rozwoju Elbląga. Urząd Morski zweryfikował jego wypowiedzi, odwołując postępowanie przetargowe – mówi Marek Gróbarczyk. Jego zdaniem działania podejmowane przez stronę rządową mają charakter wyłącznie PR-owy. – Nasza propozycja, która szła w parze z rozbudową nabrzeży w Elblągu, dawała szanse na rozwój.

Mija rok i okazuje się, że nowa władza nie rozstrzygnęła przetargu na założenia projektowe. Bańka mydlana kolejny raz pęka – mówi Gróbarczyk. Jego zdaniem błędem jest, że Urząd Morski ma wykonywać inwestycję na terenach należących do miasta. Przypomina również, że w ubiegłym roku przeładunki w Elblągu były dużo niższe niż wcześniej, a port przyniósł straty.

Rzeczywiście – jak pisze lokalny portal Portel.pl – w 2024 r. w porcie przeładowano zaledwie 12 tys. ton towarów i jest to najgorszy wynik od 2009 r. Spekuluje się, że pogłębienia kilometra toru drogi wodnej nie uda się zrobić w najbliższe dwa lata, a to oznacza dalsze straty. Dla porównania PiS zrealizowało inwestycję w budowę kanału żeglugowego przez Mierzeję Wiślaną i ponad 22 km drogi wodnej w 3,5 roku (31 grudnia 2018 r. ogłoszono przetarg, a 17 września 2022 otwarto inwestycję).

W analogicznym czasie rząd Donalda Tuska jest w stanie wykonać jedynie… kilometr drogi wodnej. Zdaniem Marka Gróbarczyka to nie jest przypadek, bo port w Elblągu nie jest na rękę naszym sąsiadom. – Zostaje jeden kilometr do dokończenia i rząd nie daje rady. Przykra sytuacja, ale mamy rząd Donalda Tuska, który ogranicza rozwój inwestycyjny. W tym wypadku dlatego, że byłoby to sprzeczne z interesami sąsiadów – podkreśla Gróbarczyk.



Meksyk i Kanada ugięły się pod naciskiem Trumpa

Wygląda na to, że Donald Trump wygrał wojnę celną z Kanadą i Meksykiem, zanim w ogóle zdążyła się ona zacząć. W poniedziałek prezydent Meksyku Claudia Sheinbaum poinformowała, że kraje doszły do porozumienia. Wkrótce potem to samo stwierdził odchodzący premier Kanady Justin Trudeau.

Trump od dawna zarzucał sąsiadom USA, że w niedostatecznym stopniu strzegą swoich granic. Krytykował nie tylko to, że w wyniku ich nieudolności do USA przedostają się tysiące nielegalnych imigrantów. Jeszcze większym problemem było to, że przez ich granice przedostają się narkotyki – zwłaszcza fentanyl, syntetyczny opioid, który jest wielokrotnie silniejszy od heroiny.

Po powrocie do Białego Domu Trump zagroził, że jeśli władze Meksyku i Kanady nie zaczną traktować ochrony granic poważnie, to nałoży na ich towary cła w wysokości 25 proc. Spełnił swoją groźbę w niedzielę. Ekonomiści ostrzegali, że Amerykanie mogą ponieść koszty ich wprowadzenia, a Trump się z tym zgodził. Napisał, że może ich czekać „pewien ból”. Władze Meksyku od razu zapowiedziały wprowadzenie własnego cła odwetowego. Sheinbaum powiedziała w niedzielę, że jego szczegóły zostaną ujawnione w poniedziałek. Tak się jednak nie stało. W poniedziałek – ok. 12 godzin, przed wejściem cła w życie – poinformowała, że odbyła rozmowę telefoniczną z Trumpem i doszli do porozumienia. Trump dodał później, że rozmowa była bardzo przyjacielska.

Zgodnie z tym porozumieniem Meksyk wyśle 10 tys. żołnierzy Gwardii Narodowej do pilnowania granicy. Gwardia Narodowa to jednostka będąca mniej więcej odpowiednikiem żandarmerii, ale jej głównym zadaniem jest walka z przestępczością i nielegalną imigracją. Sheinbaum obiecała też, że jej rząd będzie robił więcej w zakresie walki z narkotykami. Trump regularnie oskarża władze Meksyku o to, że siedzą w kieszeni karteli. W zamian za to USA wstrzymają cło na miesiąc i wzmocnią ochronę swojej strony granicy przed przemytem nielegalnej broni palnej. Oba państwa negocjują też bardziej trwałą umowę.

Trudeau zapowiedział w sobotę, że w odpowiedzi na działania Trumpa Kanada nałoży cło w wysokości 25 proc. na amerykańskie towary o wartości 155 mld dolarów. Miało zacząć obowiązywać już w poniedziałek. Dodał, że rozważa także inne akcje odwetowe. Równocześnie władze Ontario, Manitoby i Nowej Szkocji zakazały sprzedaży amerykańskiego alkoholu.

Także on uznał jednak, że ta wojna zupełnie mu się nie opłaca. Po dwóch rozmowach telefonicznych z Trumpem ogłosił, że Kanada zwiększy bezpieczeństwo swojej granicy. W ramach planu jej wzmocnienia na granicę trafi 10 tys. dodatkowego personelu, a Ottawa zainwestuje w jej bezpieczeństwo 1,3 mln dolarów. Zwiększy też koordynację z amerykańskimi służbami, wyśle do jej nadzoru wojskowe helikoptery i drony oraz wyznaczy specjalnego urzędnika, który będzie koordynował walkę z fentanylem. Znaczna część tego planu była zapowiedziana już w grudniu, ale nie wiadomo, kiedy Kanada wprowadziłaby go w życie, gdyby nie groźby Trumpa. W zamian za to cło na kanadyjskie towary zostanie zawieszone na miesiąc.

Trump zwiększył też o 10 proc. cła na towary z Chin. Pekin odpowiedział w dość umiarkowany, jak na ChRL, sposób – nałożył 15-proc. cło na węgiel i gaz, 10-proc. na ropę, sprzęt rolniczy i małą liczbę ciężarówek i sedanów, zagroził też sankcjami amerykańskim firmom. Eksperci uważają, że ta ograniczona odpowiedź to znak, że Chińczycy też chcą się dogadać. Trump ma porozmawiać z Xi Jinpingiem jeszcze w tym tygodniu. Wcześniej zagroził, że jeśli nie dojdą do porozumienia, to 10-proc. cło będzie tylko początkiem.



Pożegnanie z promowaniem elektryków w USA. Unia musi podążyć tym śladem

Administracja nowego prezydenta USA Donalda Trumpa zapowiada pozostanie przy autach na benzynę i koniec promowania elektryków, dzięki czemu samochody spalinowe mają być tańsze. W Unii Europejskiej naciski lobby motoryzacyjnego sprawiły, że Komisja Europejska zamierza złagodzić przepisy dotyczące emisji spalin i przesunąć w czasie wprowadzenie nowych restrykcyjnych norm dla aut spalinowych. Powodem takich decyzji w Europie jest też rosnąca konkurencja z Chin.

Latem 2021 r. ówczesny prezydent USA Joe Biden ogłosił, że wyznacza sobie ambitny cel: do 2030 r. 50 proc. nowych pojazdów sprzedawanych w USA będzie zasilanych bateriami. – Nie ma od tego odwrotu – oceniał wtedy Biden. Po trzech i pół roku od tych zapewnień okazuje się, że Stany Zjednoczone (a za nimi być może reszta świata) nie będą już faworyzować elektrycznej mobilności, kosztem innych innowacyjnych i konwencjonalnych technologii.

Koniec z ograniczaniem aut spalinowych

Nowa administracja USA wstrzymuje finansowanie infrastruktury ładowania i zapowiada koniec przywilejów dla samochodów elektrycznych. Donald Trump zapowiedział też, że rozważa eliminację niesprawiedliwych dotacji i innych zniekształceń rynkowych narzuconych przez poprzednią administrację. – Trump podkreślił, że samochody elektryczne miały do tej pory nieuzasadnioną przewagę nad innymi technologiami, a ich zakup był faworyzowany przez osoby prywatne, firmy i instytucje rządowe.

Według niego doprowadziło to do sytuacji, w której inne rodzaje pojazdów stały się niedostępne dla przeciętnego konsumenta – wskazuje Paweł Sokołowski z E-mobilni.pl. – Jedną z pierwszych konkretnych decyzji nowego prezydenta było wstrzymanie federalnego finansowania instalacji punktów ładowania samochodów elektrycznych. Zgodnie z nowym rozporządzeniem wykonawczym wszystkie agencje rządowe mają natychmiast wstrzymać wypłatę środków dostępnych w ramach Krajowego Programu Formuły Infrastruktury Pojazdów Elektrycznych. To nazwa rządowego projektu zainicjowanego przez administrację Bidena – dodaje.

Wcześniej prezydent Donald Trump wielokrotnie obiecywał, że cofnie politykę administracji Bidena wspierającą amerykański przemysł pojazdów elektrycznych. Według amerykańskiego portalu branżowego Carscoops bardzo prawdopodobne jest też złagodzenie limitów emisji zanieczyszczeń. Nowa administracja zarządziła już „natychmiastowy przegląd rozwoju krajowych zasobów energetycznych”. – Portal sugeruje, że Trump może dążyć do przywrócenia limitów emisji i zużycia paliwa do poziomów z 2019 r. – zaznacza Sokołowski. A to dawałoby szansę na większą sprzedaż aut spalinowych. – Trump aktywnie poszukuje sposobów na anulowanie limitów emisji w poszczególnych stanach, które według niego służą ograniczeniu sprzedaży samochodów napędzanych benzyną – dodaje ekspert.

Komisja Europejska obudzona z letargu. Będą ratować europejski przemysł motoryzacyjny

Wiele wskazuje na to, że KE też odsunie w czasie elektryczną rewolucję, która pierwotnie miała stać się przewagą europejskich producentów, ale de facto staje się dla nich potężnym obciążeniem. Do tego Chiny wyrastają na coraz silniejszego gracza na rynku motoryzacyjnym, zarówno pod względem produkcji, jak i innowacji. Firmy takie jak BYD, NIO czy Xpeng są coraz bardziej konkurencyjne na rynku globalnym, szczególnie właśnie w segmencie samochodów elektrycznych. Dlatego pod koniec stycznia br. szefowa KE Ursula von den Leyen oficjalnie zainicjowała proces tzw. strategicznego dialogu z przedstawicielami europejskiego przemysłu motoryzacyjnego na temat przyszłości tej branży w Europie.

Najpóźniej do 5 marca ma powstać „kompleksowy plan działań” dotyczący ratowania europejskiego przemysłu motoryzacyjnego, który zapewnia obecnie miejsca pracy dla ponad 13 mln osób. Stało się to pod naciskiem m.in. Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Części Motoryzacyjnych (CLEPA), które wezwało do natychmiastowych działań na rzecz ochrony konkurencyjności, inwestycji i miejsc pracy w branży motoryzacyjnej. Według danych stowarzyszenia w 2024 r. w UE ogłoszono likwidację aż 54 tys. miejsc pracy w sektorze dostawców – więcej niż w okresie pandemii. Według Matthiasa Zinka, prezesa CLEPA, UE rozpoczęła budowę domu od dachu. Polityka klimatyczna dotycząca dekarbonizacji powinna, jego zdaniem, koncentrować się na źródłach energii i redukcji paliw kopalnych, zamiast zalecać konkretne technologie lub produkty końcowe.

– Bez zmian w podejściu do polityki klimatycznej Europa pozostanie w tyle – uważają eksperci CLEPA. Europejscy dostawcy motoryzacyjni apelują o zmiany w regulacjach dotyczących emisji dwutlenku węgla (CO2), które umożliwiłyby rozwój różnorodnych technologii, takich jak hybrydy plug-in, wodór czy paliwa zrównoważone.

Brukselscy biurokraci powinni wsłuchać się w głos wszystkich zainteresowanych stron

– Rozpoczęcie przez Komisję strategicznego dialogu na temat przyszłości sektora motoryzacyjnego to z pewnością krok we właściwym kierunku, długo wyczekiwany i stanowiący istotną szansę na budowanie silniejszego, bardziej konkurencyjnego przemysłu motoryzacyjnego w Europie – uważa Tomasz Bęben, prezes zarządu Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych (SDCM), członek zarządu FIGIEFA oraz CLEPA.

Jego zdaniem pierwsze spotkanie w ramach dialogu strategicznego, choć ważne, nie poruszyło jednak wszystkich kluczowych wyzwań stojących przed branżą. Przedstawiciele SDCM podkreślają, że europejski rynek części i napraw o wartości 236 mld euro, tworzący ponad 4 mln miejsc pracy, ma ogromne znaczenie zarówno dla lokalnych gospodarek, jak i całej Europy. – Kluczowe jest, by Komisja Europejska zapewniła, że głos wszystkich zainteresowanych stron zostanie usłyszany i uwzględniony w przyszłych rozmowach oraz w ostatecznym planie działania dla przemysłu motoryzacyjnego. Tylko wtedy możliwe będzie opracowanie skutecznej strategii, która zbuduje silny i odporny przemysł motoryzacyjny w Europie na kolejne lata – podsumowuje Marcin Barankiewicz, sekretarz generalny Europejskiego Stowarzyszenia Wyposażenia Warsztatów. (współpraca: p.woz.)