Podczas Międzynarodowego Szczytu Wolności Religijnej wiceprezydent USA J.D. Vance podkreślił, że Waszyngton będzie bronił wolności religijnej w kraju i za granicą. Jak stwierdził, jest to zadanie, „którego znaczenie niestety rośnie z każdą chwilą”. Vance skrytykował też finansowanie przez poprzedni rząd USA działań służących propagowaniu ateizmu.
Dziś w Polsce mamy do czynienia z prześladowaniem chrześcijan i jawnie okazywaną wrogością wobec katolików. Deklaracja „opiłowywania” katolików, usuwanie krzyży, torturowanie duchownego i trzymanie go w wielomiesięcznym areszcie tymczasowym, walka z religią w szkołach, pomysły zakazania spowiedzi u osób poniżej 18. roku życia – to działania, o których już wie nowa administracja w Waszyngtonie.
Zapewnienie Vance’a, że Stany Zjednoczone będą stały na straży wolności religijnej na całym świecie, to zła wiadomość dla Donalda Tuska, Rafała Trzaskowskiego i całej koalicji 13 grudnia. I jednocześnie pozytywna wieść dla Polaków, bo mamy mocnego sojusznika w patrzeniu na ręce reżimowi Donalda Tuska. W tej bitwie nie zabraknie naszej, ale i Vance’a katolickiej nieustępliwości.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump wraz z premierem Japonii Shigeru Ishibą zobowiązali się do wspólnego przeciwstawienia się chińskiej agresji. Amerykański prezydent chce też, aby w regionie Indo-Pacyfiku gaz z jego kraju zastąpił rosyjski.
Na 100 proc. rozszerzymy całą siłę amerykańskich zdolności odstraszania do obrony naszego przyjaciela i sojusznika – powiedział prezydent USA podczas spotkania w Waszyngtonie z premierem Japonii Shigeru Ishibą. We wspólnym oświadczeniu przywódców napisano, że sojusz USA i Japonii to „kamień węgielny pokoju, bezpieczeństwa i dobrobytu w regionie Indo-Pacyfiku i poza nim”.
Trump i Ishiba potwierdzili także, że traktat między USA a Japonią o współpracy i bezpieczeństwie ma zastosowanie do wysp Senkaku, i wyrazili swój zdecydowany sprzeciw wobec wszelkich działań mających na celu podważenie długotrwałej i pokojowej administracji Japonii na wyspach Senkaku. Prawo Tokio do tych wysp kwestionują Chiny. Waszyngton i Tokio wyraziły zdecydowany sprzeciw wobec chińskich prób zmiany status quo przy użyciu siły lub przymusu na Morzu Wschodniochińskim oraz działań ChRL na Morzu Południowochińskim, takich jak nielegalne roszczenia morskie, militaryzacja sztucznych wysp wybudowanych przez Pekin oraz prowokacyjne działania w akwenie.
W kwestii Tajwanu w oświadczeniu obu przywódców pojawiło się nowe słownictwo. Oprócz podkreślania znaczenia utrzymania pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej Trump i Ishiba sprzeciwili się „wszelkim próbom jednostronnej zmiany status quo siłą lub poprzez przymus”. W wypowiedzi dla japońskiej gazety „Nikkei” Sheila A. Smith z amerykańskiego think tanku Council on Foreign Relations przyznała, że określenie „przymus” szczególnie przykuwa uwagę, ponieważ uwzględniono w ten sposób nie tylko działania militarne Pekinu wymierzone w Tajpej, lecz także środki ekonomiczne, takie jak embargo i cyberataki.
Wizyta Ishiby u Trumpa miała miejsce w czasie, gdy Tokio spodziewa się ceł ze strony Waszyngtonu. Prezydent USA zapowiedział, że na początku tego tygodnia ogłosi cła na kolejne kraje. Tokio liczy więc, że efekty spotkania Trump–Ishiba pozwolą Japonii na uniknięcie większych taryf. Donald Trump powiedział premierowi Japonii, że pragnie zlikwidować deficyt handlowy USA ze swoim czołowym sojusznikiem w Azji, a można tego dokonać „bardzo szybko” poprzez rozwój eksportu energii. Ishiba przyznał, że niechęć administracji Bidena do eksportu LNG była „naprawdę niefortunną rzeczą” i że jego rząd chce wzrostu eksportu amerykańskiego skroplonego gazu ziemnego do Japonii. Trump zapowiedział prace nad wspólnym przedsięwzięciem amerykańsko-japońskim, mającym na celu budowę rurociągu biegnącego przez Alaskę i łączącego bogaty w gaz region na północy stanu z portami na południu. Byłby to – jak określił prezydent USA – „zdecydowanie najbliższy punkt głównych dostaw ropy i gazu do Japonii, położony mniej niż połowę odległości od jakiejkolwiek innej lokalizacji”.
Inwestycja ta to część planu Trumpa mającego sprawić, że stworzone zostaną możliwości, aby kraje w regionie Indo-Pacyfiku mogły zastąpić rosyjski gaz tym pochodzącym z USA. 6 lutego podczas wystąpienia w amerykańskim think tanku Hudson Institute były ambasador USA w Japonii, a obecnie senator Bill Hagerty powiedział, że ważnym partnerem w tym planie może być nie tylko Japonia, lecz także Korea Płd.
Podczas wizyty w Waszyngtonie premier Japonii zapowiedział też dodatkowe inwestycje w USA japońskich producentów samochodów Toyoty i Isuzu. Dodał, że Japonia podniesie poziom inwestycji w Stanach Zjednoczonych do 1 bln dol., ale nie określił tu żadnych ram czasowych. Trump zapowiedział, że japoński gigant stalowy Nippon Steel Corp. dokona dużej inwestycji w US Steel zamiast zapowiadanego wcześniej przejęcia przez Japończyków amerykańskiej firmy.
BEZPIECZEŃSTWO \ Łotwa, Litwa i Estonia wstrzymały przepływy energii z Rosją. – Już nigdy nie będziemy korzystać z tych kabli. Idziemy naprzód – powiedział łotewski minister ds. energii Kaspars Melnis po tym, jak robotnicy uroczyście przecięli kable wysokiego napięcia 100 m od granicy z Rosją.
W sobotę rano kraje bałtyckie odcięły się od poradzieckiego systemu IPS/UPS i kontroli obszaru BRELL w Moskwie oraz przygotowały się na synchronizację sieci z obszarem Europy kontynentalnej. – Osiągnęliśmy cel, o który bardzo długo zabiegaliśmy. Odzyskaliśmy kontrolę – powiedział litewski minister ds. energii Žygimantas Vaičiūnas podczas konferencji prasowej. – Nie jesteśmy już energetycznie zależni od Rosji. Odłączamy się od Rosji, dzięki czemu Moskwa nie będzie już mogła nas szantażować – dodał szef estońskiego MSZ Margus Tsahkna.
Po zerwaniu połączenia ze Wschodem trzy stolice przez kilkadziesiąt godzin działały w tzw. trybie izolowanej wyspy, w ramach którego samodzielnie zarządzały częstotliwością i bilansowaniem swoich systemów. Późnym popołudniem eksperci przeprowadzili testy zdolności zarządzania częstotliwością, podczas których odłączano i przyłączano do sieci wybrane źródła wytwórcze. W ramach prób dostaw energii pozbawiono m.in. litewską elektrociepłownię gazową Elektreny o mocy 455 MW.
Wczoraj rano litewski operator Litgrid, łotewski AST i estoński Elering przeprowadzili testy, celowo zmieniając napięcie. Obserwowali automatyczne reakcje systemów przywracania właściwego napięcia. Krótko po zakończeniu prób bałtyccy operatorzy poinformowali, że reakcje były poprawne, a parametry pracy sieci zostały utrzymane, co sprawia, że dostawy energii nie są zagrożone. W godzinach popołudniowych sieci krajów bałtyckich zostały zsynchronizowane z obszarem kontynentalnej Europy CESA (Continental Europe Synchronous Area) za pośrednictwem połączenia LitPol Link między Litwą a Polską.
Projekt integracji energetycznej z Europą pojawił się w 2018 r., po aneksji Krymu przez Federację Rosyjską. Szacuje się, że przygotowanie systemów do synchronizacji z Europą kosztowało Bałtów blisko 1,7 mld dol. Wystąpienie krajów bałtyckich z rosyjskiej sieci automatycznie odłącza również obwód królewiecki. W ostatnich latach Federacja Rosyjska przeznaczyła ok. 1 mld dol. na budowę centrali na terenie eksklawy nad Bałtykiem. Od teraz Królewiec sam będzie musiał utrzymywać sieć elektroenergetyczną. Joanna Kowalkowska
DYPLOMACJA \ Prezydent USA Donald Trump poinformował o rozmowie telefonicznej z Władimirem Putinem w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie – informuje amerykański dziennik „The New York Post”.
Podczas wywiadu, którego Donald Trump udzielił na pokładzie samolotu Air Force One, powiedział o rozmowie telefonicznej z Władimirem Putinem. Nie wskazał, kiedy dokładnie miała ona miejsce ani czy dochodziło do większej liczby takich kontaktów z Władimirem Putinem. – Każdego dnia giną ludzie. Ta wojna na Ukrainie jest tak zła. Chcę zakończyć tę cholerną rzecz – powiedział Trump w rozmowie z „The New York Postem”. Prezydent USA powiedział przy tym, że do trwającej trzy lata wojny „nigdy by nie doszło”, gdyby został prezydentem w 2021 r. Jak jednak podkreślają eksperci, Rosji nie zależy na zakończeniu działań wojennych, dopóki ich wojska zdobywają kolejne terytoria ukraińskie.
Na froncie Rosjanie tylko na kierunku pokrowskim przeprowadzili kilkadziesiąt działań ofensywnych. Z kolei w rosyjskim obwodzie kurskim oddziały rosyjskie i północnokoreańskie wznowiły działania wojenne – o czym informowała ukraińska 47 Samodzielna Brygada Zmechanizowana „Magura”.
W sobotni wieczór Rosjanie rozpoczęli zmasowany atak przy użyciu 151 dronów kamikadze, z których ukraińska obrona powietrzna zestrzeliła 70. Wczoraj portal Suspilne informował o eksplozjach w Łucku, położonym ok. 90 km od granicy z Polską.
Próbą przymuszenia władz na Kremlu do rozmów może być nie tylko dozbrojenie Ukrainy, lecz także wzmocnienie sankcji na rosyjską gospodarkę. Keith Kellogg, specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy i Rosji, we wcześniejszym wywiadzie dla „The New York Posta” powiedział, że prezydent Trump jest gotowy nałożyć jeszcze więcej sankcji na Rosję, aby wywrzeć presję na Kreml, by zakończył wojnę z Ukrainą.
W ubiegłym tygodniu do Kijowa przybył przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO admirał Giuseppe Cavo Dragone, który spotkał się m.in. z naczelnym dowódcą Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Ołeksandrem Syrskim i Wołodymyrem Zełenskim. – Głównymi tematami naszych rozmów były przygotowania do kolejnego spotkania w ramach formatu Ramstein (grupa kontaktowa ds. obrony Ukrainy), dalsza pomoc wojskowa od państw członkowskich NATO i bezpośrednie inwestycje w krajową produkcję dronów dalekiego zasięgu – zakomunikował prezydent Ukrainy. Paweł Kryszczak
Upłynie jeszcze trochę czasu, nim ujrzymy w pełni skalę przekrętu, jakim była zamiana ważnej amerykańskiej agencji USAID w narzędzie lewicowej propagandy. Konserwatywne media – nie tylko w USA – rozpoczęły wyliczanie, ile to milionów i na co zmarnowano. A przed nami jeszcze wczytywanie się w dane z wielu poprzednich lat. Piekło dopiero się rozpęta. Ja jednak chciałbym zwrócić szczególną uwagę na media.
Bo oto dzięki ostatnim decyzjom prezydenta Donalda Trumpa dowiedzieliśmy się wreszcie, jak wygląda najbardziej obiecujący model biznesowy dowolnego przedsięwzięcia medialnego. Uwaga: nie ma to wiele wspólnego z wolnym rynkiem i ze swobodnym obiegiem kapitału albo z uczciwym zarabianiem na uwadze czytelników, widzów czy słuchaczy.
Pieniądze z USA na działalność dla NGO-sów
Przypomnę: nakłady spadają, udział tradycyjnych mediów w torcie pieniędzy z reklamy się zmniejsza. Rośnie internet, ale od czasu jego wynalezienia powraca pytanie, jak na tym zarabiać. Banery reklamowe, linki do promocji, filmiki przynoszą zyski głównie graczom największym, przyciągającym dziesiątki milionów internautów. Albo po prostu gigantom big techu, takim jak Google czy Meta, bo firmy te stały się czymś na kształt monopolistycznych domów mediowych kontrolujących reklamę w sieci. Reszta kombinuje: może zrzutka, może patron programu, może w środku programu segment, w którym zachwalamy konkretny produkt niczym w pionierskich czasach telewizji. Tradycyjne media rozbudowują płatne serwisy online, telewizje inwestują w streaming.
Wystarczył jeden podpis nowego (i starego zarazem) lokatora Białego Domu, żeby nagle zobaczyć, że aby żyć, wystarczyo wyciągnąć rękę, tylko trzeba było wiedzieć do kogo. Ekipa Trumpa takie praktyki nagłośniła i napiętnowała. Nie mogę napisać „ujawniła”, bo proceder, o którym więcej za chwilę, bywał opisywany. Ale przez media konserwatywne i konserwatywnych polityków, więc informacje te zamiatano pod dywan.
Lewicowe organizacje rozpaczają
W centrum burzy jest wspomniana agencja USAID, której obrońcy opowiadają, że to niesłychanie ważne narzędzie dystrybuowania pomocy humanitarnej oraz utrzymywania „soft power”. Jaki to „soft” i jaki „power”? O tym najlepiej świadczy rozpacz polskich radykałów lewicowych z „Krytyki Politycznej”, którzy nagle głośno opowiadają o tym, ile rozmaitych ważnych projektów będą musieli przerwać, bo skończyło się pompowanie pieniędzy z Ameryki. Od amerykańskiego podatnika, podkreślmy. Nie od prywatnych sponsorów, nie od fundacji założonych przez postępowych miliarderów (czy to aby nie powinien być oksymoron?), tylko od amerykańskiego podatnika. Dlaczego nafciarze z Teksasu, farmerzy z Nebraski czy robotnicy z Kentucky mieliby przeznaczać część swoich ciężko zarobionych dolarów na media w Polsce czy innych krajach, promujące aborcję, ideologię LGBTQ+, niemiecką hegemonię w Europie, atakujące chrześcijaństwo i piętnujące prawicę jako „wrogów demokracji”?
Oczywiście najwięcej szkód poczynili amerykańscy progresiści, finansując rozmaite NGO-sy udające, że są organizacjami pozarządowymi, niezależnymi, a tak naprawdę będącymi agendami rządowymi – tylko że obcych rządów. Wedle oficjalnych danych w Polsce budżety NGO-sów obracających dużymi pieniędzmi są w jednej trzeciej finansowane przez zagraniczne agendy rządowe. Co to ma wspólnego z niezależnością? To samo pytanie wypada zadać w przypadku mediów.
Oczywista oczywistość pomału przebijała się do świadomości Polaków w ostatnich dekadach: kapitał ma narodowość, istnieją jakieś przyczyny, dla których na przykład Niemcy czy Francuzi nie pozwalają zagranicznym firmom mieć niemieckich i francuskich mediów. Sami za to z rozkoszą inwestują w media innych krajów. Teraz okazuje się, że wrogami wewnętrznymi, prowadzącymi dywersję ideologiczną i podminowującymi mechanizmy demokratyczne, są przedsięwzięcia finansowane przez rząd USA, który promował w ten sposób przedsięwzięcia samobójcze.
Na przykład w Polsce finansował pośrednio – choćby poprzez „Krytykę Polityczną”, ale i inne inicjatywy – oczernianie i obalenie polskiego rządu, którego polityka była korzystna dla Stanów Zjednoczonych.
Giganci potrzebowali pieniędzy
Wróćmy do świata mediów – jeszcze na dobre nie zaczęło się wyliczanie absurdalnych, dyktowanych ideologicznie wydatków USAID, a już na biurku Trumpa wylądował – i został podpisany – kolejny dekret. Zakazano w nim wszystkim amerykańskim agencjom rządowym wydawania pieniędzy na współpracę z mediami – od Politico i Bloomberga do BBC. Przyznam szczerze, w pierwszej chwili mnie zatkało.
To amerykańska administracja wydawała miliony dolarów na Politico? Czy naprawdę koncern Axel Springer potrzebuje dofinansowania? Tacy są ubodzy? Tak promują demokrację? Jak Mark Dekan, który siedzi w zarządzie amerykańskiego Politico, a który jako szef Axel Springera zasłynął instruowaniem polskich dziennikarzy, jak mają rozumieć demokrację? Czy na amerykańskie pieniądze zasługuje BBC, która ściga się na antyamerykańskość z Al-Jazeerą? Co tu się dzieje?
Dodajmy do tego trzeci element, z którego rakiem wycofał się już Facebook, czyli koncern Meta Marka Zuckerberga – tzw. program weryfikacji faktów. Owi fact-checkerzy pełnili w istocie funkcję współczesnej cenzury, kneblując media i blogerów konserwatywnych, a promując tzw. legacy media: wielkie biznesy medialne zblatowane z prezydentem Bidenem i Partią Demokratyczną. Jak się okazuje, rozmaite przedsięwzięcia „weryfikacji faktów” też bywały finansowane na rozmaite sposoby przez różne rządowe agendy, co trudno nazwać inaczej niż sponsorowaną przez państwo cenzurą.
Piszmy i mówmy o tym głośno, bo dominującą narrację w Polsce tworzą beneficjenci owych dyktowanych ideologią przedsięwzięć, które, dzięki Bogu, Trump właśnie zamyka. I oby zamknął na zawsze. Będziemy atakowani przekazem o tym, jak to na świecie biedne dzieci umierają na HIV albo z głodu, bo zły Trump zabrał pieniądze. Że demokratyczne ruchy pozbawione finansowania padną ofiarą zbrodniczych reżimów. Że pół świata zostanie nagle bez leków albo dostępu do czystej wody. Cóż, każdy z tych celów wspierać można bezpośrednio, poprzez odpowiednie kanały i organizacje humanitarne, jeśli taka będzie wola i interes USA.
Zysk z pozbawienia finansowania politycznych partyzantów, którzy zajmowali się niszczeniem społeczeństw i państw od środka, zdecydowanie przeważa nad stratami. A jako zwolennik tego, żeby każde państwo dbało o własne interesy i dobro własnych obywateli w pierwszej kolejności, zadam prowokacyjne pytanie. Czy jeśli w jakimś kraju źle się dzieje, to w pierwszej kolejności obowiązki wobec mieszkańców ma jego rząd, czy USAID oraz Donald Trump? Pytanie może i prowokacyjne, ale przecież retoryczne. Piotr Gociek – pisarz, publicysta, krytyk, związany z tygodnikiem „Do Rzeczy” i portalem Literacki.com.pl; współautor podcastu filmowego „Się zobaczy” na kanale YT „Otwarta konserwa”.