Jeden z najważniejszych amerykańskich ośrodków opiniotwórczych Hudson Institute przygotował druzgocący dla koalicji 13 grudnia raport o aktualnym stanie praworządności i demokracji w Polsce. Eksperci szczegółowo przeanalizowali m.in. atak obozu władzy na media publiczne, podporządkowanie sobie wymiaru sprawiedliwości, prześladowania przeciwników politycznych, a także próby zniszczenia niezależnych środowisk dziennikarskich, w tym Telewizji Republika. – Z jednej strony Polska jest bardzo ważnym partnerem dla Stanów Zjednoczonych, z drugiej natomiast administracja amerykańska nie może traktować po partnersku obecnego rządu RP – mówi w rozmowie z „GPC” były szef dyplomacji prof. Zbigniew Rau.
Przemówienie wiceprezydenta USA J.D. Vance’a podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium wyraźnie pokazało, że amerykańska ofensywa polityczna zdecydowanie przyspieszy. Niedługo później sekretarz stanu Mark Rubio przeprowadził rozmowy z szefami dyplomacji Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch, Niemiec oraz z szefową polityki zagranicznej UE Kają Kallas, jednocześnie pomijając rząd Donalda Tuska.
Do naszego kraju natomiast przylecieli sekretarz obrony Pete Hegseth oraz specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy i Rosji gen. Keith Kellogg. Obaj spotkali się z prezydentem Andrzejem Dudą, a ten pierwszy także ze swoim odpowiednikiem, czyli ministrem obrony narodowej Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Żaden z wymienionych przedstawicieli administracji amerykańskiej nie zarezerwował czasu dla premiera Donalda Tuska.
To jednak nie koniec kompromitujących koalicję 13 grudnia wydarzeń, bo właśnie jeden z najważniejszych amerykańskich think tanków Hudson Institute opublikował druzgocący dla obozu władzy raport o aktualnym stanie demokracji i praworządności w Polsce.
Analiza, która pogrąża koalicję 13 grudnia
Dokument zatytułowano „Kiedy demokraci rządzą niedemokratycznie: przypadek Polski”, a jego autorami są były dyplomata Matthew Boyse i ekspert Fundacji na rzecz Obrony Demokracji Peter Doran.
Specjaliści na 24 stronach ocenili, że zarzuty formułowane przez lata wobec rządu PiS były wyolbrzymione. „UE była wybiórcza w wyróżnianiu PiS, który miał być przedmiotem szczególnej krytyki i kary, i często nie podejmowała podobnych kwestii z innymi państwami członkowskimi w takim samym stopniu. Administracje Obamy i Bidena oceniały rządy PiS surowiej ze względu na ich bardziej tradycyjne i konserwatywne podejście do polityki publicznej (np. migracje i aborcja) oraz naleganie na utrzymanie kontroli nad kwestiami, w których traktaty UE pozostawiają państwom członkowskim pewne pole manewru (np. sądownictwo)” – napisano w dokumencie.
Największa krytyka spadła jednak na rząd Donalda Tuska, gdyż eksperci dokładnie opisali m.in. to, w jaki sposób dokonano zmian w sądownictwie, prokuraturze, polskiej dyplomacji, a także wymieniono przypadki prześladowania przeciwników, w tym Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika, Marcina Romanowskiego oraz księdza Michała Olszewskiego.
„Rząd starał się również pozbawić immunitetu posła i byłego ministra sprawiedliwości Michała Wosia, podczas gdy prowadzi dochodzenie w sprawie szeregu zarzutów związanych z domniemanym nadużyciem władzy. Rząd zatrzymał nawet warszawskiego księdza Michała Olszewskiego, pod zarzutem korupcji związanej z przedsięwzięciem charytatywnym i trzymał go w areszcie tymczasowym przez prawie siedem miesięcy, zanim niedawno go zwolniono” – czytamy w dokumencie.
Walka z wolnością słowa i wpływ na relacje
Matthew Boyse i Peter Doran w swojej publikacji zwrócili również uwagę na siłowe przejęcie mediów publicznych i walkę z niezależnymi środowiskami dziennikarskimi. Autorzy przypomnieli, że przez dekady to media reprezentujące poglądy liberalno-lewicowe dominowały rynek medialny w Polsce, a w czasach rządów PiS próbowano przywrócić poczucie równowagi.
„Próby te zostały zniweczone, a lewicowo-liberalne media ponownie zdominowały narrację. W ostatnich latach konserwatystom udało się ustanowić przyczółek w sektorze telewizyjnym i radiowym pod marką Republika, która szybko się rozwija. Wicepremier Krzysztof Gawkowski zasugerował niedawno, że należy odebrać jej koncesję na nadawanie z powodu podżegania do przemocy. Tak się jednak nie stało po tym, jak inny minister uznał takie posunięcie za nielegalne” – zapisano w dokumencie. Dalej wskazano również, że próby eliminacji konserwatywnych mediów mogą powrócić.
Ponadto autorzy, oceniając politykę rządu Donalda Tuska, wprost stwierdzili, że jest to środowisko proniemieckie, a także ostrzegli przed tym, jakie skutki może mieć kontynuacja dotychczasowej polityki wobec opozycji. „Silne więzi, jakie PiS zbudował z Partią Republikańską, przynoszą korzyści relacjom dwustronnym. Dalsze wysiłki rządu KO mające na celu zniszczenie PiS mogą zagrozić tym ważnym powiązaniom, osłabiając pozycję Polski w Stanach Zjednoczonych i szkodząc szerszym interesom strategicznym” – czytamy.
Prof. Rau: Amerykanie wysyłają wyraźnie sygnały
„Codzienna” zwróciła się do byłego szefa polskiej dyplomacji prof. Zbigniewa Raua z prośbą o komentarz do publikacji amerykańskich ekspertów. – W ciągu ostatnich dni otrzymaliśmy nie tylko zarysowaną, ale sprecyzowaną linię postępowania obecnej administracji amerykańskiej oraz ośrodków opiniotwórczych, środowisk intelektualnych i konserwatywnych Stanów Zjednoczonych w stosunku do państw Unii Europejskiej rządzonych przez liberalno-lewicowy mainstream, w tym Polski.
To, co przedstawił wiceprezydent J.D. Vance podczas wizyty w Monachium, było nakreśleniem zasad ogólnych, a w raporcie zostały one rozszerzone i dokładnie ukierunkowane. To natomiast wskazuje, że polityka Białego Domu jest dogłębnie przemyślana, konsekwentna i jednorodna. Widzimy już jej pierwsze rezultaty, ale na razie na poziomie gestów. Sekretarz obrony USA Pete Hegseth przylatuje do Polski, spotyka się z prezydentem RP i ze swoim odpowiednikiem, czyli ministrem obrony narodowej, ale nie spotyka się z premierem Tuskiem.
Z kolei status generała Keitha Kellogga w amerykańskiej administracji nie nakłada na niego zobowiązania spotkania się z przedstawicielami polskiego rządu i w związku z tym odbywa rozmowy wyłącznie z prezydentem Andrzejem Dudą. To są bardzo wyraźnie sygnały, które wskazują na całkowitą klęskę polityki zagranicznej obecnego rządu – mówi „GPC” prof. Rau.
– Z jednej strony Polska jest bardzo ważnym partnerem dla Stanów Zjednoczonych i swojego rodzaju odnośnikiem, z drugiej natomiast administracja amerykańska nie może traktować po partnersku obecnego rządu RP – dodaje. Naszego rozmówcę zapytaliśmy też, jakie będą konsekwencje tej sytuacji. – Możliwości naszej ojczyzny są rujnowane w imię polityki zemsty, nienawiści i zabiegów antydemokratycznych obecnej ekipy rządzącej. Konsekwencją postawy rządu Donalda Tuska jest nie tylko ochłodzenie stosunków na linii Warszawa–Waszyngton, ale przede wszystkimi zaprzepaszczenie możliwości realizacji potencjału Polski w historycznym momencie kształtowania się nowej konstelacji geopolitycznej – powiedział nam prof. Rau.
Rząd Tuska nie może lekceważyć raportu
O wyrażenie opinii poprosiliśmy również prof. Jacka Reginia-Zacharskiego, kierownika Katedry Teorii Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa na UŁ. – Należy podkreślić, że ośrodek, z którego wyszedł raport, jest tworzony przez znaczące środowisko opiniotwórcze. Nadzieja, że dokument przejdzie niezauważony zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i naszym regionie byłaby daleko idącą naiwnością. Nie wiem, czy trafi on na biurko samego prezydenta Trumpa, ale z pewnością zostanie odnotowany przez kręgi bliskie administracji amerykańskiej – ocenił prof. Reginia-Zacharski.
– W narastającym napięciu między Brukselą a Waszyngtonem rząd Donalda Tuska próbuje jeszcze zachowywać pewne umiarkowanie, ale z wyraźnym wskazaniem na jedną ze stron. Natomiast to będzie coraz trudniejsze i nie mam złudzeń co do decyzji, jakie podejmie obóz władzy. Tym bardziej że szef Platformy Obywatelskiej od dłuższego czasu był przez elity unijne namaszczany na lidera europejskiego antytrumpizmu. W takiej sytuacji raport, o którym dyskutujemy, ale też inne publikacje będą rzeczywiście wpływały na atmosferę kontaktów między Warszawą a Waszyngtonem i konkretne decyzje, w związku z tym nie można ich lekceważyć. Zakładam, że tego typu dokumenty w okolicach alei Szucha w Warszawie, czyli tam, gdzie znajdują się między innymi KPRM i MSZ, są analizowane – powiedział „GPC” ekspert.
Proces Tusk–Sakiewicz \ Opublikowanie przeprosin dla Donalda Tuska na okładce „Gazety Polskiej” oraz jej stronie internetowej orzekł wczoraj sąd okręgowy w procesie wytoczonym przez Tuska wydawcy i redaktorowi naczelnemu „GP”. – Polska jest jedynym demokratycznym krajem na świecie, w którym dziennikarze są skazywani za satyryczne okładki. Pytanie, czy jeszcze jest demokratyczna – komentuje wyrok Tomasz Sakiewicz. Będzie apelacja od tego nieprawomocnego werdyktu.
Sędzia Rafał Wagner uzasadniając wyrok, uznał, że prezentowany na okładce Donald Tusk z groźnym wyrazem twarzy, wyciągniętą ręką i zaciśniętą pięścią oraz z podpisem na okładce „Gott mit uns” jednoznacznie kojarzy się Adolfem Hitlerem, a w tym przypadku granice wolności słowa zostały przekroczone, ponieważ, jak uzasadniał Wagner, od takich małych kroków zaczynają się wielkie.
W swojej interpretacji okładki z karykaturą Tuska płynnie przytoczył przykład Rwandy i III Rzeszy, gdzie doszło do ludobójstwa. Uznał także, że przywoływanie amerykańskiej praktyki krytyki prasowej i satyry jest nie na miejscu, ponieważ amerykański system prawny jest zły i nie przystaje do europejskiego.
Autor tekstu, do którego odnosiła się okładka tygodnika (opublikowanego na s. 6 owego wydania z 2 lipca 2022 r., z okładką zaskarżoną przez Tuska), Piotr Lisiewicz mówi „Codziennej”: – Po tym wyroku w Polsce muszą zadrżeć wszyscy satyrycy, karykaturzyści i w szczególności twórcy memów. „Nie umieszczajcie na memach premiera” – mówi sąd, bo możecie wtedy być skazani nawet za skojarzenia, nie za to, co tam umieścicie, ale za to, co się panu sędziemu skojarzy.
Idzie w Polsce cenzura. Sąd dostosowuje się do polityki ministra Bodnara. Co ciekawe, sąd polemizował z amerykańskim podejściem do wolności słowa. „U nas nie jest Ameryka” – powiedział sędzia w związku z amerykańskimi protestami przeciwko cenzurze w Polsce. To bardzo znamienne.
– Polska jest jedynym demokratycznym krajem na świecie, w którym dziennikarze są skazywani za satyryczne okładki.
Pytanie, czy jeszcze jest demokratyczna – komentował wyrok Tomasz Sakiewicz, naczelny „GP”.
– W mojej ocenie ten wyrok jest naruszeniem zasady wolności słowa, bo służy generalnie cenzurowaniu mediów i ściganiu dziennikarzy, którzy mają inne poglądy, inny punkt widzenia niż rządząca władza – powiedziała prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich dr Jolanta Hajdasz, komentując wyrok dla portalu Niezależna.pl.
Wczorajszy wyrok nie uwzględnił w części powództwa Tuska, który żądał, by wydawca i naczelny „GP” wpłacili na rzecz PAH 100 tys. zł. W tym punkcie sąd odrzucił żądania obecnego premiera. Mecenas Sławomir Sawicki, pełnomocnik „Gazety Polskiej” i Tomasza Sakiewicza, nie zgadza się z wyrokiem i zapowiedział już odwołanie od wyroku do sądu apelacyjnego. Jarosław Molga
Departament Efektywności Rządowej (DOGE), kierowany przez Elona Muska, w pierwszym miesiącu działalności zaoszczędził w budżecie Stanów Zjednoczonych aż 55 mld dol. Oszczędności osiągnięto m.in. poprzez redukcję etatów i anulowanie kontraktów.
Dziś mija pierwszy pełny miesiąc kalendarzowy od powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu. To także pierwszy miesiąc funkcjonowania Departamentu Efektywności Rządowej (DOGE), kierowanego przez multimiliardera Elona Muska. Jego zadaniami są przegląd działalności rządu federalnego, deregulacja gospodarki oraz poszukiwanie oszczędności budżetowych.
Na tych polach DOGE może już pochwalić się pierwszymi sukcesami. Kilka dni temu na oficjalnej stronie instytucji opublikowano informację, że dotychczasowe działania pozwoliły zaoszczędzić aż 55 mld dol.w amerykańskim budżecie. Kwota ta stanowi 0,81 proc. całego budżetu federalnego Stanów Zjednoczonych na 2025 r., wynoszącego 6,75 bln dol.
Z informacji podanych na stronie Departamentu Efektywności Rządowej wynika, że oszczędności te osiągnięto dzięki takim działaniom jak wykrywanie i eliminacja oszustw, anulowanie kontraktów i umów najmu, ich renegocjacja, sprzedaż aktywów, anulowanie grantów, redukcja zatrudnienia, modyfikacja lub likwidacja programów rządowych oraz deregulacja.
Największe oszczędności pracownicy DOGE wygenerowali w Amerykańskiej Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID), gdzie udało się zaoszczędzić 6,5 mld dol. Na kolejnych miejscach znalazł się Departament Edukacji z ponad 500 mln dol. oszczędności oraz Biuro Zarządzania Personelem Służby Cywilnej Stanów Zjednoczonych. W wyniku działań DOGE zwolniono ok. 77 tys. pracowników federalnych, co stanowi 3 proc. całej służby cywilnej w USA.
Od początku swojej działalności instytucja spotyka się jednak z krytyką, głównie za brak jawności i przejrzystości. W odpowiedzi zapowiedziała ona regularne aktualizacje swojej strony internetowej, na której będą publikowane pełne dane i informacje o jej działaniach. Sam Elon Musk oraz pracownicy DOGE nie kryją faktu, że obecne działania to tak naprawdę tylko początek, i że chcą wykonywać audyty, szukać oszczędności i przeprowadzać deregulacje w kolejnych amerykańskich urzędach i departamentach, takich jak Departament Skarbu i systemy amerykańskich ubezpieczeń społecznych.
Musk cieszy się wysokimi ocenami swojej pracy w Białym Domu. – Elon Musk to wielki patriota. Bardzo zależy mu na realizacji agendy „America first”. Mam nadzieję, że wkrótce powitam Elona oraz jego zespół w Pentagonie – oświadczył sekretarz obrony Pete Hegseth.
Aby wzmocnić uprawnienia DOGE i umocować jego pozycję w obecnej administracji Stanów Zjednoczonych, prezydent Donald Trump podpisał w ubiegłym tygodniu stosowne rozporządzenie wykonawcze. – Zaczynali w dwunastu. Nazywam ich dwunastoma geniuszami. Potem było ich dwudziestu, dwudziestu pięciu, a teraz mają już prawie sto osób dołączających, by im pomóc – w taki sposób o DOGE wypowiedział się obecny prezydent USA.
Według sondażu przeprowadzonego przez Trafalgar Group i Insider Advantage 49 proc. respondentów popiera działania Elona Muska w Departamencie Efektywności Rządowej, podczas gdy 44 proc. ankietowanych Amerykanów jest im przeciwnych. W tym samym badaniu działalność Donalda Trumpa pozytywnie oceniało 54 proc. badanych, a negatywnie 45 proc.
Wczoraj z inicjatywy prezydenta Francji Emmanuela Macrona odbyło się w Paryżu kolejne spotkanie z grupą przywódców krajów europejskich poświęcone Ukrainie. – Po tym pęknięciu, do jakiego doprowadził poniedziałkowy nadzwyczajny szczyt, gdzie nie zaproszono kluczowych państw, takich jak Rumunia, Norwegia czy Czechy, drugie spotkanie jeszcze bardziej pogłębia chaos, który Macron wywołuje swoimi działaniami. Pośpieszne ruchy, takie jak organizowanie tego typu wydarzeń, pokazują tylko brak zrozumienia faktu, że zaległości w kwestiach zbrojeń nie da się nadrobić w kilka tygodni – mówi „Codziennej” prof. Piotr Grochmalski.
Jak pisaliśmy w „Codziennej”, podczas ubiegłotygodniowej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa przedstawiciele strony amerykańskiej, w tym wiceprezydent J.D. Vance oraz specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy i Rosji gen. Keith Kellogg, zakomunikowali, że rozmowy w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie będą się odbywały bez obecności europejskich przywódców.
W odpowiedzi na działania Stanów Zjednoczonych prezydent Francji Emmanuel Macron zdecydował się na zwołanie nadzwyczajnego szczytu na temat bezpieczeństwa Europy. W poniedziałkowym spotkaniu, poza gospodarzem, wzięli udział również szefowie rządów Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Włoch, Danii, Niemiec, Niderlandów i Polski, a także szef NATO Mark Rutte oraz przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Podczas spotkania w Paryżu dyskutowany był m.in. scenariusz wysłania europejskich oddziałów pokojowych na Ukrainę po zakończeniu działań wojennych. W wypadku zawieszenia broni mówi się o wysłaniu tam przez Europę ok. 30 tys. żołnierzy. – Takiej wielkości kontyngent to nic poważnego, biorąc pod uwagę linię frontu, która liczy ok. 1200 km. Siła ta nie odstraszy rosyjskiego agresora. Nawet ten niewielki gest został jednak pozytywnie przyjęty przez prezydenta USA Donalda Trumpa – mówi „Codziennej” prof. Piotr Grochmalski.
„Chcemy solidnego i trwałego pokoju na Ukrainie. W tym celu Rosja musi zaprzestać swojej agresji, a temu muszą towarzyszyć mocne i wiarygodne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukraińców” – napisał na platformie X tuż po zakończeniu szczytu w Paryżu Emmanuel Macron. Jak jednak przypomina prof. Grochmalski, jeżeli mowa o realnych możliwościach obrony Europy przez kraje europejskie, to są one niewielkie.
– Nadal parasol bezpieczeństwa na kontynencie zapewniają Stany Zjednoczone, co widać choćby po wydatkach na obronność. Sytuacji nie poprawiał fakt zwijania europejskiej gospodarki m.in. przez Zielony Ład. Co więcej, Europa w tym układzie, obecnie forsowanym przez Berlin i Paryż, osłabiłaby USA, ponieważ grałaby na rzecz Putina, tak jak to miało miejsce w przeszłości, czego dowodzą m.in. porozumienia mińskie i uzależnienie Niemiec od dostaw rosyjskich surowców – mówi politolog.
Mimo poważnych deklaracji zaproszeni goście nie wypracowali konkretnych rozwiązań mających wzmocnić Europę i Ukrainę. Jak zauważa nasz rozmówca, na pierwszym szczycie prezydent Macron zrobił coś dokładnie odwrotnego, niż się spodziewał. – Brak zaproszenia w poniedziałek tak kluczowych państw, jak Czechy, Szwecja, Norwegia, Finlandia czy Rumunia, pogłębiło poważne podziały w Europie – wyjaśnia politolog.
Aby naprawić swój dyplomatyczny błąd, prezydent Francji zorganizował kolejny szczyt poświęcony bezpieczeństwu Europy oraz wojny na Ukrainie. Tym razem w spotkaniu wzięli udział przedstawiciele krajów bałtyckich, Czech, Grecji, Finlandii, Rumunii, Szwecji i Belgii, Norwegii oraz Kanady.