Gazeta Polska Codziennie Numer 3878


Tusk pod obserwacją

Represje, jakie obecny rząd stosuje w Polsce wobec opozycji i krytykujących go mediów, zaczynają budzić coraz większe zainteresowanie rządu Stanów Zjednoczonych. Sprawa jest na tyle kompromitująca dla ekipy rządzącej w Warszawie, że będący w opozycji demokraci albo w tej sprawie milczą, albo półgębkiem przyłączają się do głosów oburzenia, udając, że nic nie wiedzieli.

W USA skandal jest coraz większy, bo wychodzą coraz to nowe fakty finansowania i wspierania przez ekipę Joego Bidena organizacji i mediów, które doprowadziły do upadku rządu Mateusza Morawieckiego, a nawet fakty świadczące o nakłanianiu ludzi Donalda Tuska do łamania praw człowieka. Ogromne zaniepokojenie budzi zastraszanie amerykańskich firm czy ich wykorzystywanie w niszczeniu wolności słowa. Co najmniej kilkukrotnie byłem proszony przez znaczące osoby o listę osób i podmiotów za to odpowiedzialnych.

Amerykanie nie znoszą, gdy polityka brutalnie wkracza w wolny rynek. Nie chodzi tu wcale o poglądy, lecz budowanie strefy bezpieczeństwa dla biznesu. Ale biznes, który jednostronnie angażuje się w politykę, sam rezygnuje z ochrony. Podlega regułom polityki. A tu nie ma zmiłuj.



Wzruszające wyznanie J.D. Vance’a: „Jestem chrześcijaninem, jestem pro-life”. Znowu zaapelował o wolność słowa

Republika oficjalnym partnerem największej konserwatywnej konferencji na świecie. Wśród gości prezydent Donald Trump, J.D. Vance i Elon Musk.

Jako pierwszy VIP przemówił wiceprezydent J.D. Vance. Zauważył podczas swojego przemówienia, że minął miesiąc od początku drugiej kadencji Trumpa, a w ten miesiąc dokonali więcej niż Biden podczas czterech lat. Zażartował, że „wydali więcej rozkazów prezydenckich niż CNN ma widzów”. – Prezydent zrozumiał, że mamy historyczny mandat w kilku sprawach, takich jak zabezpieczenie granic, odblokowanie wzrostu gospodarczego czy zadbanie, by pieniądze podatników nie były marnowane. Zakręćmy ten kran i wydajmy pieniądze Amerykanów na priorytety Amerykanów – zauważył wiceprezydent USA.

Konferencja Konserwatywnej Akcji Politycznej (CPAC) to coroczna konferencja polityczna, w której biorą udział politycy i aktywiści amerykańskiej prawicy. Jest organizowana co roku od 1973 r. Pierwszą edycję zainaugurował Ronald Reagan, który był wtedy gubernatorem Kalifornii. Uznaje się ją za jedną z ważniejszych imprez politycznych w USA i najważniejszą prawicową konferencję na świecie.

Konferencja ponownie odbywa się w centrum konferencyjnym Gaylord National w Oxon Hill (stan Maryland) i potrwa do soboty. O ogromnym zainteresowaniu nią świadczy fakt, że wyprzedano wszystkie bilety, chociaż najtańsze kosztowały aż 195 dolarów.

CPAC w ostatnich latach ma bardzo bliskie związki z Donaldem Trumpem. Po raz pierwszy wziął on w niej udział w 2011 r., kiedy był jeszcze zarejestrowanym demokratą. Ze sceny narzekał wtedy na to, jak Chiny traktują USA. Wielu komentatorów uważa, że po chaosie lat Obamy to właśnie Trump sprawił, że ta konferencja odzyskała dawny blask i popularność. Równocześnie sama konferencja pomogła mu w dojściu i powrocie do władzy. W tym roku wystąpi przed uczestnikami w sobotę. Wszyscy spodziewają się, że jego przemówienie będzie bardziej optymistyczne niż w zeszłym roku, kiedy odmalował ponury obraz Ameryki pod rządami Bidena.

Na konferencji wystąpi też wielu sojuszników Trumpa, z USA i całego świata. Wśród mówców będą m.in.: spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson, były rywal Trumpa w prawyborach senator Ted Cruz, Tom Homan, który odpowiada w jego administracji za walkę z nielegalną imigracją, oraz Elon Musk. Wystąpi też były naczelny portalu Breitbart Steve Bannon, który zdaniem wielu osób odegrał ogromną rolę w tym, że Trump prowadzi bardzo prawicową politykę. Wystąpi także słynny aktor Dean Cain, który zdobył sławę rolą Supermana. W 2018 r. ujawnił, że jest republikanem, ale potem miał odejść z partii. Mimo to dwukrotnie głosował na Trumpa w wyborach.

Jeśli chodzi o **zagranicznych gości, zaproszono m.in.: Santiago Abascala, lidera hiszpańskiej partii Vox, premier Włoch Giorgię Meloni, prezydenta Argentyny Javiera Mileiego i byłą premier Wielkiej Brytanii Liz Truss. Polskę reprezentował premier Mateusz Morawiecki, który przemówił w czwartek. „Europa musi się obudzić i wziąć odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo, a silny sojusz Polski z USA to jeden z fundamentów tego bezpieczeństwa!” – napisał wcześniej w mediach społecznościowych.



Mateusz Morawiecki to Speak at CPAC in DC 2025

Member of the Sejm of the Republic of Poland and former Prime Minister of Poland Mateusz Morawiecki is a confirmed speaker at CPAC in DC 2025.

Morawiecki has employed his economic and finance expertise in the political sphere as an advisor and finance minister. He has a background in finance as the former CEO of Bank Zachodni WBK. He has been honored for work to preserve freedom and sovereignty in Poland with the Cross of Freedom and Solidarity and the Knight’s Cross of the Order of the Rebirth of Poland.

Make plans to see Morawiecki’s remarks at CPAC in DC 2025 by visiting CPAC.org/DC.


Trump nie ukrywa, że zależy mu na tym, by jego ideologiczni sojusznicy dochodzili do władzy także w innych państwach, a w ostatnim czasie stworzył nawet hasło „MEGA – Make Europe Great Again” (ang. Sprawmy, by Europa znów była wielka) – co jest nawiązaniem do jego słynnego hasła „Make America Great Again”.

Wielkie zainteresowanie budzi też tradycyjny sondaż, który jest przeprowadzany co roku wśród uczestników tej konferencji. W jego trakcie goście odpowiedzą na serię pytań, ale najbardziej interesujące jest to, kogo chcieliby widzieć w roli kandydata w następnych wyborach prezydenckich, w których Trump nie będzie mógł już wziąć udziału. Jego wyniki są uznawane za dobry prognostyk nastrojów w Partii Republikańskiej, chociaż rzadko mają przełożenie na decyzje wyborców – w latach 2013, 2014 i 2015 zwyciężył w nim senator Rand Paul, a w 2016 r. Trump był dopiero trzeci.



CDU i AfD wzmocnią się po wyborach

BUNDESTAG \ Według ostatnich sondaży największe szanse na zwycięstwo w przedterminowych wyborach do Bundestagu, które odbędą się już w niedzielę, ma CDU/CSU, które może liczyć na około 30-proc. poparcie. Zdaniem Cezarego Gmyza, komentatora Republiki, stworzenie w Niemczech stabilnego i spójnego programowo koalicyjnego gabinetu będzie bardzo trudne.

Już w najbliższą niedzielę odbędą się przedterminowe wybory do Bundestagu. Tematem, który zdominował kampanię wyborczą, była polityka migracyjna. – Kilka tygodni temu chadecja zgłosiła uchwałę dotyczącą zaostrzenia polityki migracyjnej oraz azylowej, a następnie zaproponowała rozwiązania ustawowe. Uchwała została przyjęta m.in. głosami antyimgiranckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD), jednak ustawy nie udało się przyjąć na skutek namów byłej kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która skłoniła część swoich zwolenników z CDU do niegłosowania za tymi rozwiązaniami. Jak widać w sondażach, porażka ta nie osłabiła chadecji i AfD, które będą największymi zwycięzcami tych wyborów – zauważa Cezary Gmyz.

Według sondażu INSA przygotowanego w dniach 18–19 lutego na najlepszy wynik może liczyć Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna / Unia Chrześcijańsko-Społeczna w Bawarii (CDU/CSU), która cieszy się poparciem 30 proc. respondentów. Drugą siłą w Bundestagu byłaby zaś populistyczna AfD z poparciem wynoszącym 21 proc. Z kolei obecnie rządząca Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) cieczy się poparciem 15 proc. ankietowanych, a Zieloni 13 proc.

Na kolejnych miejscach uplasowałyby się Die Linke, które zdobyłyby 7 proc. głosów, a następnie Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) z 5-proc. poparciem. Pod progiem wyborczym znalazłaby się Wolna Partia Demokratyczna (FDP), która mogłaby liczyć na 4 proc. głosów.

Eksperci wymieniają kilka różnych koalicyjnych wariantów w nowo wybranym Bundestagu. Jednym ze scenariuszy jest utworzenie wielkiej koalicji złożonej z CDU i SPD albo tzw. koalicji jamajskiej, w skład której weszłyby CDU/CSU, Zieloni oraz FDP, jeśli dostaną się do Bundestagu. – Na podstawie deklaracji liderów partyjnych możemy powiedzieć, że trudno będzie stworzyć koalicję jamajską. Markus Söder z CSU oraz Christian Lindner z FDP nie chcą wejść w skład rządu, w którym znaleźliby się Zieloni. Próba stworzenia stabilnej koalicji będzie bardzo trudna, chyba że CDU utworzy rząd z AfD, od czego ugrupowanie Merza obecnie się odżegnuje – przypomina ekspert ds. Niemiec.



Histeria i nadzieja na Ukrainie

KIJÓW \ Strategia Donalda Trumpa dotycząca zakończenia wojny na Ukrainie budzi skrajne emocje ukraińskich komentatorów. Gdy jedni mówią o „wiarołomnej Ameryce” i „Europie jako ostatniej nadziei”, inni nawołują do chłodnej analizy czynów, a nie słów.

Jurij Kasjanow, oficer i bloger, uderza w nieco histeryczne tony, oceniając rozmowy delegacji USA i Rosji. – To tak, jakby w 1940 r. w trakcie walk o Francję ówczesny prezydent USA, Franklin Roosevelt, wysłał swoją delegację do Szwajcarii, aby negocjowała z Hitlerem. Jutro Hitler uzgodni z Rooseveltem podział stref wpływów, a Niemcy przeprowadzą udany desant na Wyspy Brytyjskie, które pozostały bez wsparcia Stanów Zjednoczonych. To właśnie może się nam przydarzyć, jeśli przestaniemy walczyć – napisał Kasjanow.

Politolog Andrij Myseluk zadaje kluczowe pytanie: „Czy Niemcy i Ukraina powinny nadal naciskać na rozprzestrzenianie liberalnej demokracji i opartego na zasadach porządku światowego – bez, a może nawet wbrew USA, które odwracają się od własnych ideałów?”.

Z kolei Taras Zahorodnij uważa, że do amerykańskiej strategii negocjacji należy podejść chłodno i rzeczowo. – To, co Trump mówi publicznie, nie jest naszą sprawą. On ma swój własny program. W czasie pierwszej kadencji mówił Putinowi wiele komplementów, co nie przeszkodziło mu w zniszczeniu Grupy Wagnera w Syrii i zatrzymaniu budowy Nord Streamu, co wywołało wrzaski ze strony Europejczyków w stylu „przecież tak nie można!”. I wtedy Putin siedział na tyłku i milczał. Nas powinny interesować tylko działania. A działania są następujące: sankcje naftowe nie są zniesione, lecz są wręcz zaostrzane; nikt nam nie zabrania rozwijać naszego kompleksu wojskowo-przemysłowego; dostawy broni nie są wstrzymane; nikt nie histeryzuje w związku z naszymi atakami na rosyjskie rafinerie i rurociągi i nie nazywa ich „infrastrukturą cywilną”, jak to robiła administracja Bidena w zeszłym roku; w Kongresie zarejestrowano projekt ustawy Lend-Lease.

– Powinien nas interesować grafik uderzeń po terytorium Rosji i produkcja własnej broni. To jedyna rzecz, która czyni nas podmiotem i pozwala prowadzić skuteczne negocjacje – dodał Zahorodnij. Autor kończy tekst, cytując Goldę Meir, premier Izraela, która odparła agresję Egiptu i Syrii w 1973 r.: „Będzie nam wybaczone wiele, wszystko, oprócz jednej rzeczy – słabości. W chwili, gdy zaczniemy być postrzegani jako słabi, wszystko się skończy”.



Amerykanie nie zostawiają suchej nitki na rządzie Tuska

Tego, że w trakcie prezydentury Donalda Trumpa prawda o sytuacji w Polsce pod rządami koalicji 13 grudnia zacznie przebijać się do świadomości świata zachodniego, można było się spodziewać. Opublikowany przez Hudson Institute, konserwatywny amerykański think tank, raport na temat rządów Donalda Tuska to pierwsza, ale zapewne nie ostatnia publikacja, która ukazuje się wbrew kłamstwom i milczeniu liberalnych polityczno-medialnych elit.

To prawdziwa bomba, „prawda przeciw światu”. Tak należy odczytywać nie tylko treść, ale już sam fakt publikacji raportu „When Democrats Govern Undemocratically: The Case of Poland” (ang. „Gdy demokraci rządzą metodami niedemokratycznymi. Przypadek Polski”) autorstwa Matthew Boyse’a i Petera Dorana. I choć Czytelnicy „Codziennej” nie będą w większości zaskoczeni treścią, to nie o to tu chodzi. To prawdopodobnie pierwszy dokument tej wagi, który ukazuje się w amerykańskiej i szerzej – zachodniej przestrzeni medialnej i naukowej.

Amerykanie ostro o rządach Tuska na przykładach

Całość oparta jest na analizie poszczególnych obszarów, w których w ciągu ubiegłego roku doszło do najpoważniejszych nadużyć. Analizując sytuację w Polsce, obaj autorzy dochodzą do oczywistego, jednak niebędącego powszechną na Zachodzie wiedzą wniosku, że władza pod przywództwem Donalda Tuska łamie demokrację i wywraca porządek polityczny w sposób nieznany po 1989 r.

Boyse i Doran przyjrzeli się na przykład podstawom kryzysu politycznego w Polsce. Jak dowodzą, jest to starcie o charakterze konfliktu wartości, w którym po jednej stronie znajduje się szeroko pojęta koalicja 13 grudnia z wiodącą rolą Koalicji Obywatelskiej, dążąca do ścisłego sojuszu z Niemcami i, co szczególnie ważne, prowadząca do ograniczenia suwerenności naszego kraju. Z drugiej strony znajduje się PiS – partia konserwatywna, narodowa, dążąca do utrzymania większej niezależności Polski od UE, a także krytyczna wobec Niemiec i Rosji.

Nie ma miejsca, by wyszczególniać wszystkie opisane przypadki nadużyć – są one Państwu doskonale znane – ale powiedzieć trzeba, że całość wiernie przedstawia krajobraz Polski po ponad roku rządów „uśmiechniętej koalicji”, od ataków na media publiczne przez zapowiedzi odebrania koncesji Telewizji Republika, cenzurę, pozbawienie niezależności Narodowego Banku Polskiego, Trybunału Konstytucyjnego, próbę upokorzenia sędziów „czynnym żalem” aż do odwołujących się do „sprawiedliwości okresu przejściowego” czy „demokracji walczącej” zapowiedzi delegalizacji Prawa i Sprawiedliwości czy postępujących już prób „zagłodzenia” tej partii odebraniem funduszy, więzienia przeciwników politycznych oraz operacji określanej mianem „depisyzacji”, prowadzonej w zasadzie na wszystkich szczeblach administracji.

Autorytaryzm za PiS to bzdura

Co powinno przykuć naszą uwagę szczególnie, to wnioski, jakie prezentują analitycy Hudson Institute. W podsumowaniu czytamy bowiem o tym, że o ile pewnym jest, że spór polityczny w Polsce nie jest efektem działań wyłącznie jednej ze stron, o tyle nie sposób powiedzieć, by Polska w latach 2015–2023 była, jak chcą tego krytycy tego okresu, „państwem autorytarnym”. Tymczasem w tym okresie wywierano na nasz kraj poprzez instytucje międzynarodowe i inne mechanizmy nieproporcjonalne naciski. Mowa jest m.in. o tym, że administracja Bidena, w tym były ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski, Komisja Europejska, ale też media, think tanki i eksperci przyjęli narrację Tuska bezkrytycznie i zaczęli używać jej jako swojej. Wszystko dlatego, że uznano, że „ludzie zagłosowali źle”.

„Demokracja nie obowiązuje tylko wtedy, gdy wyborcy głosują »we właściwy sposób«, i nie jest populizmem, gdy głosują inaczej. Polscy wyborcy niekoniecznie są »skrajnie prawicowi«, jeśli sympatyzują z partiami innymi niż PO” – czytamy w raporcie.

Boyse i Doran nie zostawiają także suchej nitki na Unii Europejskiej i poprzedniej administracji USA, wprost wskazując, że celem ich działania była zmiana rządów w Polsce. O tym wiemy doskonale, stąd przecież wynika nie tylko seria nacisków na nasz kraj, ale także niebywała bierność wobec łamania prawa i praworządności przez obecny rząd.

Co ważne, autorzy raportu wskazują, że jednym z głównych motorów napędowych działań Tuska i jego ludzi jest… zemsta. Trudno nie dojść do wniosku, że główną rolę w tym konflikcie odgrywa zemsta, ponieważ premier Tusk nie zapomni o swoich porażkach wyborczych ani o tym, że został okrzyknięty „marionetką” Rosji i Niemiec. „Koalicja Obywatelska dąży do zemsty pod przykrywką odpowiedzialności i powinna być ostrożna, zanim pójdzie dalej tą drogą, nie tylko dlatego, w przyszłości powinna pomyśleć o tym, co może spotkać jej polityków, gdy but znajdzie się na drugiej nodze” – stwierdzono w raporcie.

W konkluzji tego obszernego dokumentu znajdujemy przestrogę dla „demokratów walczących”. Bo choć Matt Boyse i Peter Doran przyznają, że oczywiście, „stosunki amerykańsko-polskie są silne, niezależnie od tego, kto jest u władzy w obu stolicach”, to dodają przy tym: „Administracja Trumpa jest świadoma wyraźnej preferencji Koalicji Obywatelskiej wobec Partii Demokratycznej i jej krytyki prezydenta Trumpa w ostatnim cyklu wyborczym. Prezydent Duda ma wyjątkowe więzi z prezydentem Trumpem, a bliskie więzi PiS z Partią Republikańską są głównym atutem polskiej polityki zagranicznej i stosunków dwustronnych”.

„Dalsze próby zniszczenia PiS przez rząd (Tuska – red.) zostaną zauważone, a Koalicja Obywatelska może stracić wpływy w Waszyngtonie, jeśli będzie nadal stosować takie podejście wobec przyjaznej partii politycznej”.

USA nie będą przyglądały się biernie poczynaniom koalicji

Trudno odczytywać to inaczej niż jako poważne ostrzeżenie dla Tuska i jego ludzi, by powstrzymali się w swoim szaleńczym pędzie do politycznej zemsty i anihilacji przeciwników politycznych. Zresztą – sygnały, że USA nie zamierzają patrzeć na to biernie, już mamy. Począwszy od tego, że w ostatnich tygodniach to „posiadający wyjątkowe więzi z Trumpem” prezydent Andrzej Duda jest w Polsce jedynym politykiem, który ma wgląd w konstruowanie architektury nadchodzących zmian w związku z rychłym zawieszeniem broni na Ukrainie. Świadczy o tym wizyta w Polsce sekretarza obrony Pete’a Hegsetha, który po rytualnym spotkaniu z wicepremierem Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem odbył wykraczającą poza standardy, długą rozmowę z Andrzejem Dudą, ale przede wszystkim spotkanie prezydenta z emerytowanym generałem Keithem Kelloggiem, wysłannikiem Donalda Trumpa ds. Ukrainy i Rosji, po którym polski przywódca stwierdził, że „nic nie zapowiada tego, żeby USA miały się wycofać z Europy” – i jednocześnie zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Po trwających równolegle rozmowach Rosja–USA w Rijadzie sekretarz stanu USA zadzwonił z informacjami do ministrów spraw zagranicznych Francji, Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii oraz szefowej dyplomacji UE. Szef polskiego MSZ Radosław Sikorski został pominięty. To zapewne dopiero początek tego typu ostracyzmu.

O raporcie „When Democrats Govern Undemocratically: The Case of Poland” pewnie nie przeczytają Państwo w mediach III RP. Milczą na jego temat także jego główni bohaterowie. I choć nie ma co się temu dziwić, można być pewnym, że przestudiowali go bardzo dokładnie. Refleksji ze strony trafnie zidentyfikowanych przez Hudson Institute jako „dążących do ścisłego sojuszu z Niemcami” Tuska i jego ludzi nie należy się jednak spodziewać.