Gazeta Polska Codziennie Numer 3883


Gorzka cena tanich obietnic

Wszystko wskazuje na to, że pierwsze cztery lata rządów Zjednoczonej Prawicy były najlepszymi dla polskiego społeczeństwa. PiS łączyło różne elementy w korzystną dla znacznej części społeczeństwa całość. Owoce wzrostu gospodarczego konsumowali nie tylko najbogatsi, ale też zwykłe polskie rodziny.

Obecna władza, choć wiele obiecywała, szybko doszła do ściany. Na co nie spojrzeć, czy to w kwestiach polityki gospodarczej, zdrowotnej, infrastrukturalnej, edukacyjnej – objawy kryzysu widać gołym okiem. Niestety wielu Polaków wciąż ma złudzenie, że o polską przyszłość zadba prezydent przez lata jawnie stawiający na neolewicową agendę. Jeśli ktokolwiek ma złudzenie, że z Waszyngtonu tego nie widać, to się myli. Tusk chełpił się przed wyborami, że w Polsce będzie już tylko taniej. I że w Europie nikt go nie ogra. Wszystko wskazuje jednak, że tanie były jego obietnice.



Jak Morawieckiego obalali

Administracja Donalda Trumpa powoli ujawnia dokumenty na temat finansowania operacji zagranicznych przez poprzednika na stanowisku prezydenta USA – Joego Bidena. Ważnym elementem tych operacji było wspieranie organizacji, które dążyły do obalenia konserwatywnego i proamerykańskiego rządu w Polsce. Ale najnowsze ustalenia stacji, którą trudno podejrzewać o brak sympatii dla obecnych elit rządzących, czyli TVN24, wskazują na to, że najgłośniejsze akcje przeciw prawicowym gabinetom – takie jak np. osiem gwiazdek – finansował wywiad rosyjski.

Trudno, żeby Amerykanie nie znali ustaleń polskich służb specjalnych w tej sprawie, a mimo to zagrali – i to w czasie wojny na Ukrainie – w jednej drużynie z Rosjanami. Włosy stają na głowie. To, że Niemcy konsekwentnie zwalczali polski rząd, wiedzieliśmy od dawna. Bardziej zdziwiło nas poparcie dla tej akcji wspieranego przez tamtą władzę prezydenta Ukrainy. Pewnie dostał propozycję nie do odrzucenia. Ale współdziałanie Amerykanów i Rosjan na terenie Polski to już odlot. Mam nadzieję, że administracja Donalda Trumpa wyciągnie z tego wnioski, zanim będzie za późno. Tomasz Sakiewicz



Nielegalna prokuratura ściga za organizację wyborów

Nielegalna prokuratura Adama Bodnara postawiła byłemu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu zarzuty za to, że ten podjął wysiłki, aby w 2020 r. wybory prezydenckie zostały przeprowadzone w konstytucyjnym terminie. Polityk PiS, któremu teraz grozi nawet do trzech lat pozbawienia wolności, odmówił składania zeznań do czasu, aż nie zapozna się z aktami sprawy. – Koalicja 13 grudnia nie cofnie się przed żadną niegodziwością ani łajdactwem. Nie mają programu, który byłby nadzieją na rozwój naszej ojczyzny, i w związku z tym będą organizować kolejne igrzyska – mówi „GPC” były szef KPRM Michał Dworczyk.

W lutym 2020 r. marszałek Sejmu Elżbieta Witek ogłosiła, że wybory prezydenckie odbędą się w konstytucyjnym terminie – 10 maja. Jednak pogarszająca się sytuacja epidemiologiczna związana z pandemią COVID-19 zmusiła polityków do poszukiwania rozwiązań, które pozwoliłyby przeprowadzić głosowanie bez narażania społeczeństwa na wzrost zakażeń. Najczęściej rozważaną opcją były wybory korespondencyjne, które początkowo zyskały poparcie szerokiego grona ekspertów ds. zdrowia, a także części opozycji.

Jednak topniejące w dramatycznym tempie poparcie dla kandydatki Platformy Obywatelskiej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej sprawiło, że współpracownicy Donalda Tuska zaczęli w każdy możliwy sposób blokować pomysł głosowania korespondencyjnego, jak również inne proponowane rozwiązania, w tym koncepcję przedłużenia kadencji prezydenta Andrzeja Dudy.

Mówiono wówczas o tzw. kopertach śmierci i oskarżano rządzących o narażanie życia obywateli. Ostatecznie głosowanie w I turze nie odbyło się 10 maja, lecz 28 czerwca 2020 r., a dzięki ustawie uchwalonej 12 maja przeprowadzono je w sposób mieszany – w lokalach wyborczych oraz korespondencyjnie. 15 maja 2020 r. Małgorzata Kidawa-Błońska wycofała się z reprezentowania PO w wyścigu o fotel prezydenta RP i oficjalnie zastąpił ją Rafał Trzaskowski. Wówczas czołowi politycy opozycji otwarcie przyznawali, że to dzięki ich działaniom Polacy nie mogli oddać głosu korespondencyjnie. Jednocześnie też przestali przekonywać społeczeństwo, że pójście do lokali wyborczych lub włożenie głosu do koperty stanowi śmiertelne zagrożenie.

– My te wybory musimy wygrać. Będę bardzo dumna, jeżeli Rafał wygra, jeśli będę mogła powiedzieć, że miałam w tym swój udział. Bo raz, że wywaliłam wybory majowe i doprowadziłam do nowego otwarcia. I jestem skoncentrowana na tym, żeby Rafał wygrał – mówiła w wywiadzie dla VideoKOD Kidawa-Błońska.

Po blisko pięciu latach od tych wydarzeń upolityczniona prokuratura kierowana przez Adama Bodnara zdecydowała się postawić premierowi Mateuszowi Morawieckiemu zarzuty w związku z wyżej opisaną sprawą. – Jestem ścigany za wolę organizacji wyborów prezydenckich. Art. 128 konstytucji nakłada na Radę Ministrów obowiązek realizacji wyborów prezydenckich w terminie nie wcześniejszym niż 100 dni przed zakończeniem kadencji prezydenta i nie później niż 75 dni przed zakończeniem kadencji prezydenta – mówił Morawiecki w czwartek przed wejściem do prokuratury. – Realizacja wyborów prezydenckich była naszym obowiązkiem. Gdybym miał jeszcze raz podejmować decyzję, czy zlecać prace przygotowawcze umożliwiające przeprowadzenie wyborów, to podjąłbym taką samą decyzję – dodał.

W prokuraturze były premier nie spędził dużo czasu – wyszedł po niecałej godzinie. Ostatecznie bodnarowcy postawili politykowi zarzut z art. 231 par. 1 Kodeksu karnego, czyli przekroczenia uprawnień, za który grozi kara pozbawienia wolności do lat 3. – Odmówiłem składania wyjaśnień (…). W momencie, gdy się zapoznam z aktami, będę składał zeznania – powiedział po wyjściu Morawiecki. Warto dodać, że w tym samym czasie przed budynkiem prokuratury odbywała się manifestacja poparcia dla byłego premiera, współorganizowana przez kluby „Gazety Polskiej”.

O komentarz do całej sytuacji poprosiliśmy europosła Michała Dworczyka, który w 2020 r. pełnił funkcję szefa KPRM i, jak wynika z zapowiedzi przedstawicieli koalicji 13 grudnia, niewykluczone, że również usłyszy zarzuty ws. wyborów korespondencyjnych. – Działania podjęte wobec premiera Morawieckiego są kolejnym przykładem ataku rządu Donalda Tuska na opozycję, przy wykorzystaniu upolitycznionego wymiaru sprawiedliwości. Mateusz Morawiecki, ze względu na swoje kompetencje i skuteczność, jest dziś politykiem najbardziej atakowanym przez polityków PO. Przypomnę, że to on przeprowadził Polskę przez najtrudniejszy okres od dekad, to w czasach jego rządów mierzyliśmy się z pandemią, odpieraliśmy hybrydowy atak na naszą wschodnią granicę, a także reagowaliśmy na rosyjską agresję na Ukrainę. Jest skuteczny, dlatego się go boją – powiedział nam Michał Dworczyk.

– W 2020 r. PO robiła wszystko, aby wywrócić wybory i podmienić Małgorzatę Kidawę-Błońską, która miała dramatycznie niskie poparcie, na Rafała Trzaskowskiego. Współpracownicy Donalda Tuska otwarcie chwalili się, że to dzięki nim głosowanie korespondencyjne się nie odbyło. Dziś bardzo niechętnie przypominają te wątki i próbują wmówić Polakom, że należy ukarać Mateusza Morawieckiego za próbę przeprowadzenia wyborów w konstytucyjnym terminie – dodał polityk PiS.

Naszego rozmówcę dopytaliśmy również o zapowiedzi stawiania zarzutów kolejnym osobom w związku z przygotowaniem wyborów korespondencyjnych. – Koalicja 13 grudnia nie cofnie się przed żadną niegodziwością ani łajdactwem. Nie mają programu, który byłby nadzieją na rozwój naszej ojczyzny, i w związku z tym będą organizowali kolejne igrzyska, aby niszczyć oponentów politycznych – ocenia europoseł Michał Dworczyk.



Kolejne prowokacje Chin wokół Tajwanu

Tuż przed spotkaniem prezydentów USA i Ukrainy Chiny, jeden z głównych sponsorów machiny wojennej Rosji, nasiliły prowokacyjne działania wokół Tajwanu.

W mijającym tygodniu tajwański operator Chunghwa Telecom zgłosił uszkodzenie kabla telekomunikacyjnego, łączącego główną wyspę Tajwan z wyspą Penghu, będącą częścią archipelagu Peskadorów, należącego do Tajpej. W pobliżu miejsca awarii straż przybrzeżna zlokalizowała statek „Hong Tai 168”, pływający pod banderą Togo, ale zarejestrowany na obywatela Chin. Cała załoga statku, ośmiu członków, jest pochodzenia chińskiego. Po zatrzymaniu statek został odprowadzony do portu w Tainanie, w południowo-zachodniej części Tajwanu, gdzie prokuratura wszczęła postępowanie w tej sprawie.

Według tajwańskiej straży przybrzeżnej incydent stanowi element taktyki szarej strefy (poniżej progu wojny), stosowanej przez Komunistyczną Partię Chin w Cieśninie Tajwańskiej. Działania te zazwyczaj obejmują niejednoznaczne lub niekonwencjonalne metody, mające na celu osiągnięcie celów strategicznych bez jawnego przekraczania progu otwartego konfliktu.

Podobne działania ChRL prowadzi nie tylko w Cieśninie Tajwańskiej. Pekin dołączył do akcji, które wcześniej były prowadzone przez Rosję w naszym regionie. Na Morzu Bałtyckim chiński masowiec przeciął dwa kable w listopadzie ub.r., a kontenerowiec pod banderą Hongkongu uszkodził kolejny kabel miesiąc później. Incydenty te zakłóciły funkcjonowanie sieci oraz innych środków komunikacji między kilkoma państwami Europy.

Dzień po tym, jak statek z chińską załogą uszkodził tajwański kabel podmorski, Pekin ogłosił niespodziewane manewry z użyciem ostrej amunicji, które miały miejsce 74 km od południowego wybrzeża Tajwanu. W tym rejonie znajdują się kluczowe bazy morskie i lotnicze oraz największy port Tajwanu, Kaohsiung. W ćwiczeniach wzięło udział 14 okrętów chińskiej armii. Tajwańskie ministerstwo obrony podkreśliło, że takie działania, podjęte „bez wcześniejszego powiadomienia (…), stanowią rażące naruszenie norm międzynarodowych” oraz „poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa lotów międzynarodowych i dla statków pływających w pobliżu”. Resort stwierdził też, że ćwiczenia z użyciem ostrej amunicji potwierdzają, że Chiny są „największym zagrożeniem dla pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej i regionie Indo-Pacyfiku”.

Władze w Tajpej zwróciły uwagę, że sytuacja ta przypomina wydarzenia z ubiegłego tygodnia na Morzu Tasmana w pobliżu Australii, gdzie tamtejsze ministerstwo obrony również nie otrzymało odpowiedniego powiadomienia ze strony Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ChALW) o rozpoczęciu manewrów z użyciem ostrej amunicji.

Dodatkowo tajwańskie MON poinformowało, że ciągu 24 godzin, począwszy od godz. 6 rano w środę, Chiny wysłały w okolice Tajwanu 45 samolotów wojskowych oraz 15 okrętów wojennych. Z tego 14 samolotów przekroczyło linię mediany, uznawaną za nieformalną granicę aktywności militarnej między Chinami a Tajwanem.

Ponadto 20 innych samolotów wleciało w południowo-zachodnią i środkową część tajwańskiej strefy identyfikacji obrony powietrznej (ADIZ). W ten sposób Chiny przeprowadziły swój piąty w tym miesiącu „patrol gotowości bojowej”. Zintensyfikowana w tym tygodniu obecność Chin w Cieśninie Tajwańskiej miała miejsce tuż przed spotkaniem prezydentów USA i Ukrainy, Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego, w Waszyngtonie. Chiny są jednym z głównych sponsorów machiny wojennej Putina. Co więcej, podpisanie przez Ukrainę porozumienia z USA, dotyczącego jej złóż metali ziem rzadkich, będzie uderzeniem w Pekin, ponieważ oznacza zmniejszenie zależności od minerałów z Chin.



Oddziały Korei Północnej znów trafiły do Rosji

SOJUSZ ZBRODNIARZY \ Według ustaleń południowokoreańskiego wywiadu reżim Kim Dzong Una wysłał dodatkowych żołnierzy do Rosji w ramach wsparcia agresji Władimira Putina wymierzonej w Ukrainę.

Południowokoreańska Narodowa Służba Wywiadowcza (NIS) poinformowała w mijającym tygodniu, że Korea Północna wysłała dodatkowych żołnierzy do Rosji. – Wygląda na to, że przerzucono kolejne oddziały. Trwa ustalanie ich dokładnej liczebności – przekazały służby. Siły te mają uzupełnić poważne straty, jakich wojska KRLD doznały w walkach z żołnierzami ukraińskimi w rosyjskim obwodzie kurskim.

W styczniu NIS podała, że w toku działań zbrojnych zginęło ok. 300 północnokoreańskich żołnierzy, a kolejnych 2700 zostało rannych. Według prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego straty są jeszcze większe. Jego zdaniem spośród 12 tys. żołnierzy z KRLD, zaangażowanych w walki, zginęło lub zostało rannych co najmniej 3800 osób. Tak duże straty w oddziałach wynikały m.in. z wykorzystywanej „taktyki ludzkiej fali” oraz braku wystarczającego wsparcia ze strony artylerii i dronów.

Jak jednak zauważył w rozmowie z południowokoreańskim dziennikiem „Chosun Ilbo” przedstawiciel ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR) gen. mjr Wadym Skibicki, północnokoreańscy żołnierze szybko się uczą, dostosowując się do nowoczesnych taktyk i strategii walki w ciągu zaledwie kilku miesięcy. – Obecnie 1000 północnokoreańskich żołnierzy przechodzi w Rosji szkolenie z wykorzystaniem nowego sprzętu wojskowego – zaznaczył Skibicki.

Walka północnokoreańskich żołnierzy u boku rosyjskiego agresora jest jednym z przykładów militarnego sojuszu pomiędzy Moskwą a Pjongjangiem. Reżim Kima dostarcza stronie rosyjskiej setki tysięcy sztuk amunicji, sprzęt wojskowy, w tym samobieżne działa polowe Koksan oraz systemy rakietowe KN-23 Hwasong. Kilka dni temu szef ukraińskiego wywiadu wojskowego Kyryło Budanow informował, że Korea Północna zaspokaja ok. 50 proc. zapotrzebowania Rosji na amunicję w wojnie z Ukrainą.

Sojusz Putin–Kim został w ubiegłym roku sformalizowany przez przyjęcie traktatu o kompleksowym partnerstwie strategicznym między Rosją a Koreą Północną. W październiku ub.r. umowa została jednogłośnie ratyfikowana przez rosyjską Dumę Państwową, a miesiąc później przez północnokoreańskiego dyktatora. Paweł Kryszczak



Kryzys polityczny w Rumunii eskaluje

Prokuratura rozpoczęła śledztwo przeciwko Călinowi Georgescu, zwycięzcy unieważnionej pierwszej tury wyborów prezydenckich i faworytowi w planowanej na maj powtórce. Pojawiają się głosy, że Rumunia to poligon doświadczalny, a jeśli uda się zablokować jego kandydaturę, to podobne sceny będą miały miejsce w innych europejskich państwach, których mieszkańcy będą chcieli powierzyć władzę komuś spoza liberalnego establishmentu.

Niespodziewane zwycięstwo Georgescu w pierwszej turze wyborów w listopadzie ub.r. (wcześniejsze sondaże pokazywały, że miał minimalne poparcie) stało się powodem ich odwołania przez Sąd Konstytucyjny. Oficjalnie wskazano na podejrzenia, że za politykiem stoją rosyjskie służby. Rumuńskie media ujawniły potem, że za kampanię na TikToku, którą rzekomo mieli zorganizować Rosjanie, odpowiadali rumuńscy liberałowie.

Jak informowaliśmy w czwartek, Georgescu został zatrzymany przez policję, gdy jechał na konferencję, na której miał ogłosić swój ponowny start. Następnie przewieziono go do prokuratury generalnej na przesłuchanie. Dotyczyło ono rzekomych nieprawidłowości w dokumentach finansowych jego kampanii wyborczej. Tego samego dnia zatrzymano wielu jego współpracowników i przeszukano ich domy.

Wobec polityka wszczęto formalne śledztwo. Jest prowadzone pod kątem zarzutów o działalność przeciwko porządkowi konstytucyjnemu, stworzenie antysemickiej organizacji, promowanie zbrodniarzy wojennych i faszystowskich organizacji oraz przekazywanie fałszywych informacji o finansach kampanii. Warto odnotować, że żaden z zarzutów nie dotyczy współpracy z rosyjskimi służbami, co było pretekstem do odwołania wyborów.

Przez najbliższe 60 dni Georgescu będzie objęty nadzorem sądowym. To oznacza, że regularnie będzie musiał się meldować na policji. Polityk odrzuca zarzuty i twierdzi, że to, co dzieje się teraz wokół niego, przypomina sceny z komunistycznej przeszłości Rumunii. Po przesłuchaniu stwierdził, że władze „chcą stworzyć dowody, by usprawiedliwić kradzież wyborów”, i zrobią „wszystko, by zablokować jego nową kandydaturę na prezydencję”.

Wielu komentatorów obawia się, że Rumunia to poligon doświadczalny nowych form europejskiej „demokracji”, a jeśli uda się zablokować kandydaturę Georgescu, to podobne sceny zagoszczą w innych europejskich państwach, których mieszkańcy będą chcieli powierzyć władzę komuś spoza liberalnego establishmentu.

Tymczasem wiceprezydent USA J.D. Vance ostro sugeruje, że takie działania nie podobają się Białemu Domowi. – Chcę przekazać naszym europejskim przyjaciołom, że przyjaźń oparta jest na wspólnych wartościach. Nie mamy wspólnych wartości, jeśli odwołujecie wybory, bo nie podoba wam się ich rezultat, a to miało miejsce w Rumunii – powiedział na konferencji CPAC.