Gazeta Polska Codziennie Numer 3884


Deportacyjna histeria

Po rozpoczęciu deportacji nielegalnych imigrantów przez administrację Donalda Trumpa spora część mediów w Polsce rozpętała histerię. Siano strach o panice wśród polskiej społeczności w Ameryce. Deportować miano tysiące Polaków. Całe zło upatrywano w mściwym prezydencie i jego niehumanitarnym traktowaniu ludzi.

Prezydent Trump deportował 37 660 osób w pierwszym miesiącu swojej kadencji, co stanowi liczbę znacznie niższą od średniej miesięcznej wynoszącej 57 tys. deportacji w ostatnim pełnym roku rządów byłego prezydenta Joego Bidena. Zaznaczyć trzeba, że deportowano przede wszystkim morderców, gwałcicieli i pedofilów. I dobrze. Jak do tej pory na liście deportacyjnej znalazło się dwóch obywateli Polski. Jeśli ktoś tutaj jest mściwy, to śmieszni z nienawiści do Trumpa dziennikarze.



Trump zapewnia: Jestem zobowiązany wobec Polski

W piątek prezydent USA Donald Trump spotkał się w Białym Domu z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. W trakcie spotkania z ust Trumpa padły bardzo ważne słowa o Polsce i naszym sojuszu. – Polska naprawdę stanęła na wysokości zadania i wykonała świetną robotę dla NATO – podkreślił amerykański przywódca. – Cieszę się, że jesteśmy w świadomości amerykańskiej polityki dotyczącej bezpieczeństwa – skomentował prezydent Andrzej Duda.

Piątkowe spotkanie dotyczyło umowy o wydobyciu surowców naturalnych. Ukraina ma spore złoża minerałów ziem rzadkich, które obecnie nie są eksploatowane. Trump zaproponował, że w zamian za dopuszczenie amerykańskich firm do ich eksploatacji USA nadal będą pomagać Ukrainie i że będzie to odpłata za dotychczasową pomoc. Umowa ramowa przewidywała stworzenie specjalnego funduszu, który byłby zarządzany wspólnie przez Waszyngton i Kijów, a z którego zyski posłużyłyby do odbudowy Ukrainy. Kijów miałby przeznaczać na niego 50 proc. zysków z eksploatacji surowców i inwestować zgromadzone na nim środki w dalszy rozwój ich wydobycia i przyciąganie zagranicznego kapitału do inwestycji na Ukrainie. W środę premier Denys Szmyhal ujawnił, że obie strony doszły do porozumienia, a podczas wizyty w Białym Domu prezydenci Ukrainy i USA mieli podpisać umowę. Ostatecznie jednak do tego nie doszło, a po scysji z Trumpem i wiceprezydentem J.D. Vance’em Zełenski opuścił Biały Dom przed końcową konferencją prasową.

Trump chwali Polskę

Zanim do tego doszło, padły bardzo ważne słowa o Polsce. Zapytany przez dziennikarza Polskiego Radia o podtrzymanie zobowiązań sojuszniczych w NATO prezydent USA zauważył, że wywiązujemy się wzorowo z zapisów traktatu. – Jestem bardzo zaangażowany na rzecz Polski. Myślę, że Polska naprawdę stanęła na wysokości zadania i wykonała świetną robotę dla NATO. Jak wiesz, zapłaciła więcej, niż musiała – ocenił Trump i dodał: – Jestem bardzo zobowiązany wobec Polski.

Nie po raz pierwszy Trump chwalił nasz kraj i stawiał go za wzór dla innych. Wcześniej podobne słowa padały z jego ust wielokrotnie, zarówno podczas jego pierwszej kadencji, jak i w trakcie kampanii wyborczej. – Cóż, kocham Polaków – mówił w ekskluzywnym wywiadzie dla Republiki. – Relacje z Polakami są po prostu niezwykłe (…). Oni są w pewien sposób szaleni – opowiadał. Trzeba podkreślić, że z jego strony nie była to jedynie retoryka, stosunki jego pierwszej administracji z rządem PiS były wyjątkowo ciepłe. To wtedy doszło do wzmocnienia amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce, zacieśnienia współpracy gospodarczej i wreszcie zniesienia wiz dla Polaków.

Po niedawnym spotkaniu z sekretarzem obrony Pete’em Hegsethem prezydent Duda oświadczył, że nic się w tej kwestii nie zmieniło. – Dla mnie wniosek jest jasny i oczywisty, nie ma żadnej obawy, żeby amerykańska obecność w Polsce miała się zmniejszać, raczej należy zakładać, że będzie się ona zacieśniała – powiedział wtedy prezydent.

Andrzej Duda skomentował słowa Trumpa o Polsce przed wylotem na spotkanie z amerykańską Polonią. – Jeżeli prezydent Donald Trump z trybuny, wygłaszając przemówienie do Amerykanów na CPAC (największej konferencji amerykańskiej prawicy, której partnerem była w tym roku Republika – przyp. red.), podkreśla wartość Polski, to jest to coś, co chcieliśmy osiągnąć. Prezydent podkreślał, że ponad 80 proc. polskiej społeczności zagłosowało na niego. Mówił też o wdzięczności wobec Polski, bardzo się z tego cieszę – powiedział.

Polska powinna to wykorzystać

Sojusz z USA zawsze miał dla Polski kluczowe znaczenie, ale w obecnej sytuacji jest szczególnie istotny. Jak zauważył w rozmowie z „GPC” dr Jan Matkowski, „celem strategicznym Putina nie jest zajęcie części terytorium Ukrainy, ale podbój tego kraju i wykorzystanie tego potencjału ludzkiego wraz z zasobami naturalnymi do zdemontowania porządku euroatlantyckiego i ustanowienia nowej architektury bezpieczeństwa na obszarze euroazjatyckim wraz ze swoimi sojusznikami Iranem i Chinami”. Jego zdaniem ewentualny upadek Ukrainy nie zakończy wojny, a jedynie sprawi, że wejdzie ona na nowy poziom. – W kolejnym etapie zostaną zaatakowane kraje NATO takie jak Litwa, Łotwa i Estonia. Z agresją rosyjską będzie musiała mierzyć się również Polska – podkreślił.

Zdaniem prof. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego pochwała z ust Trumpa „jest ważnym kapitałem wizerunkowym, którego nie należy zmarnować”. – Polska mogłaby teraz zaprezentować się jako państwo, które jest wzorowym członkiem NATO, i zrobić to, co zrobiła Giorgia Meloni. To w końcu Polska ma prezydencję w Radzie Unii Europejskiej, nie Włochy, a to szefowa włoskiego rządu zwołuje szczyt UE–USA, żeby spróbować zasypać, a przynajmniej zmniejszyć głębokość tego rowu, który powstał między Ukrainą i USA. W interesie Polski leży załagodzenie tego sporu, nie zaś opowiedzenie się po jednej ze stron, żeby się mocniej kłóciły. Takie działania wypychają USA z naszego regionu i otwierają drogę Rosji” – powiedział w rozmowie z „GPC”.

Sojusz z USA ma kluczowe znaczenie dla polskiego bezpieczeństwa

Jego zdaniem „podstawowym interesem Polski jest utrzymanie silnych związków ze Stanami Zjednoczonymi, ponieważ jest to czynnik nie do zastąpienia dla naszego bezpieczeństwa”. – W tej sytuacji widać bierność polskiej dyplomacji, szczególnie wyrazistą na tle tego, co robił poprzedni rząd. Przypomnę, że to premier Morawiecki wraz z wicepremierem Kaczyńskim skrzyknęli premierów Czech i Słowenii i jako pierwsi pojechali do bombardowanego Kijowa na początku marca 2022 r. To polskie rząd i aparat państwowy organizowały koalicję samolotową i czołgową dla Ukrainy.

Co więcej, premier Morawiecki pojechał do Berlina, gdzie wykpił 5 tys. hełmów od Niemiec dla Ukrainy. Kanclerz Olaf Scholz był pod taką presją, że dzień później ogłosił Zeitenwende. Teraz premier Tusk, będąc szefem państwa, które sprawuje prezydencję w Radzie UE, wysyła tweeta, a szczyt zwołuje Giorgia Meloni. To jest skala bierności, zaniedbań i w istocie upadku znaczenia międzynarodowego Rzeczypospolitej za kadencji tego rządu, który będzie wchodził w rolę głównego krytyka polityki Trumpa – zauważył. Dodał, że Berlin promuje hasło, iż USA nas opuściły, by pomóc sobie w centralizacji UE i znieść zasadę jednomyślności w polityce zagranicznej UE „po to, by Niemcy mogły przegłosować inne kraje UE”.

W podobnym tonie wypowiedział się redaktor programowy Republiki Michał Rachoń. „Obecnie obowiązkiem prawicowych sił w Polsce jest powstrzymanie rosyjsko-niemieckiego celu wypchania amerykańskich żołnierzy z Europy” – napisał na platformie X. „Dlatego deklaracja Trumpa o wsparciu dla Polski i jego zobowiązanie do utrzymania amerykańskich sił w Europie są takie kluczowe – w pełni zgadzają się z tym, co powiedziano podczas spotkania z prezydentem Dudą na CPAC.

Jednakże jestem przekonany, że prowokacje Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej przeciwko USA, które widzimy już teraz, będą coraz bardziej intensywne. W zgodzie z wizją Niemiec będą chcieli pogorszyć stosunki polsko-amerykańskie, by usprawiedliwić wycofanie sił amerykańskich. To niebezpiecznie lekkomyślne zachowanie dla przyszłej niepodległości Polski i obowiązkiem wszystkich polskich patriotów jest użycie wszelkich niezbędnych środków, by to powstrzymać” – podkreślił. (współpraca: Paweł Kryszczak)



Rumuni nie chcą demokracji sterowane

W sobotę dziesiątki tysięcy osób demonstrowało w Bukareszcie na rzecz „przywrócenia demokracji i wolnych wyborów”. Protestujący domagali się ponadto ustąpienia rządu Iona-Marcela Ciolacu. – Tego typu protesty są potrzebne, aby konsolidować ruch sprzeciwu wobec mainstreamu. Tutaj na czoło powoli wysuwa się lider Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów (AUR) George Simion, który niedawno wszedł we współpracę z Călinem Georgescu – mówi Jakub Augustyn Maciejewski. – Warto obserwować wydarzenia w Rumunii jako zmagania narodu z potężnym main­streamowym systemem – dodaje publicysta.

Tysiące protestujących zebrało się przed budynkiem rumuńskiego rządu, skandując m.in. takie hasła jak „Złodzieje” i „Precz z rządem”. Wielu demonstrantów solidaryzowało się z Călinem Georgescu. Ten populistyczny polityk niespodziewanie wygrał w listopadzie ubiegłego roku pierwszą turę wyborów prezydenckich, które nie zostały uznane przez rumuński Sąd Konstytucyjny (SK). W środę Georgescu został zatrzymany przez policję, gdy jechał na konferencję, na której miał ogłosić swój ponowny start w wyborach prezydenckich. Rumuńskiego polityka przetransportowano do prokuratury generalnej na przesłuchanie w sprawie rzekomych nieprawidłowości finansowych jego kampanii wyborczej.

Co więcej, wobec Georgescu wszczęto formalne śledztwo, a wśród zarzutów znalazły się: działalność przeciwko porządkowi konstytucyjnemu, promowanie zbrodniarzy wojennych i faszystowskich organizacji oraz przekazywanie fałszywych informacji o finansach kampanii. Polityk został objęty nadzorem sądowym na najbliższe 60 dni. Georgescu odrzuca te oskarżenia, a działania wymierzone w siebie porównuje z „układem komunistyczno-bolszewickim, którego celem jest zablokowanie jego kandydatury”. Według najnowszych sondaży Georgescu cieszy się największym poparciem, które wynosi ok. 38,4 proc.

– Wydaje się, że same protesty nawet tak liczne jak sobotnie nie wystarczą do osiągnięcia założonych postulatów. Unieważnienie zwycięstwa Călina Georgescu zostało pobłogosławione przez UE, a skrytykowane jedynie przez wiceprezydenta USA J.D. Vance’a – mówi Jakub Augustyn Maciejewski. Zdaniem publicysty głównym celem tych demonstracji jest konsolidacja ruchu sprzeciwu wobec mainstreamu.

Jednym z liderów tych anty­rządowych protestów jest przewodniczący Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów (AUR) George Simion. – Jesteśmy zjednoczeni, jesteśmy silni. Jesteśmy tutaj, ponieważ nasz głos został skradziony. Ponieważ demokracja została podeptana – mówił do zebranych demonstrantów organizator sobotniej demonstracji George Simion. Jak podkreślił prawicowy polityk, protest miał na celu „przywrócenie demokracji i wolnych wyborów”.

Wśród innych postulatów znalazła się rezygnacja premiera Ciolacu. Należy przypomnieć, że z inicjatywy AUR i dwóch innych partii doszło w piątek do głosowania nad wotum nieufności wobec koalicyjnego rządu Marcela Ciolacu, które zostało odrzucone.

Trzeba zauważyć, że duża część narodu rumuńskiego obawia się o uczciwość kolejnych wyborów prezydenckich, które zostały zaplanowane na 4 maja. – Nie wierzymy, że nadchodzące wybory będą wolne i uczciwe – powiedział Simion. Jak przypomina Jakub Augustyn Maciejewski, Rumunia jest dużo bardziej skomunizowana i spostskomunizowana niż Polska. – Tajne służby wywodzące się z czasów komunistycznych mają o wiele większy wpływ. Często wielopiętrowe prowokacje i dezinformacje mają wpływ na politykę – zauważa ekspert.



Szczyt ws. Ukrainy w Wielkiej Brytanii

Bezpieczeństwo \ Wczoraj w Londynie odbył się specjalny szczyt poświęcony Ukrainie, obronności i bezpieczeństwu. Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania szefowa włoskiego rządu Giorgia Meloni ostrzegała przed ryzykiem podziału Zachodu w kwestii Ukrainy.

Z inicjatywy premiera Wielkiej Brytanii Keira Starmera wczoraj odbył się w Londynie nadzwyczajny szczyt ws. wsparcia militarnego i finansowego Ukrainy, mierzącej się już kolejny rok z rosyjską agresją. Dyskutowano na temat zwiększenia presji ekonomicznej wobec Rosji. Poruszone były również kwestie bezpieczeństwa europejskiego, w tym potrzeba zwiększenia wydatków na obronność. Rząd w Londynie zapowiedział już kilka dni temu zwiększenie wydatków na te cele do 2,5 proc. PKB do 2027 r.

Wśród zaproszonych gości znalazło się kilkunastu szefów rządów i przywódców takich państw jak: Polska, Francja, Niemcy, Dania, Włochy, Holandia, Norwegia, Hiszpania, Finlandia, Szwecja, Czechy, Rumunia i Turcja. Na szczycie obecni byli również prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, sekretarz generalny NATO Mark Rutte i przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Rząd w Londynie miał pominąć zaś Litwę, Łotwę i Estonię, które są najbardziej narażone na rosyjską agresję. Kraje bałtyckie „wyraziły swoje niezadowolenie” niezaproszenia na to wydarzenie, o czym informowała telewizja Sky News.

Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu Keir Starmer zaprezentował plan zakończenia walk na Ukrainie. W wywiadzie dla BBC szef brytyjskiego rządu mówił o trzech kwestiach, które są niezbędne do osiągnięcia trwałego pokoju na Ukrainie. Chodzi mianowicie o „silną Ukrainę”, która w razie potrzeby będzie mogła walczyć dalej i będzie miała silną pozycję negocjacyjną. Wzmocnieniu potencjału militarnego Ukrainy służyć ma m.in. sobotnia umowa między Wielką Brytanią a Ukrainą dotycząca pożyczki w wysokości ok. 2,74 mld euro na wsparcie ukraińskich zdolności obronnych.

Szef brytyjskiego rządu mówił również o elemencie europejskim z gwarancjami bezpieczeństwa i amerykańskim zabezpieczeniu całego porozumienia. Jak podkreślił Starmer, Wielka Brytania, Francja i Ukraina będą pracować nad planem zawieszenia broni, który zostanie przedstawiony Stanom Zjednoczonym. Z tego też względu Starmer w niedawnej rozmowie z Zełenskim zauważył, że pokój z Rosją oznacza naprawienie stosunków między prezydentem Ukrainy a Donaldem Trumpem.

Paweł Kryszczak