Gazeta Polska Codziennie Numer 3892


„Allways on the wright sight”

Jaki jest Witold Zembaczyński, każdy widzi. Jego „allways on the wright sight” (prawidłowo po angielsku: „always on the right side” – zawsze po słusznej stronie) doskonale to podsumowuje. Wpis na X znanego „naleśnikarza” zniknął, ale potwierdza, jakiego formatu ludzie nami rządzą.

Wybitni Europejczycy, których nikt w Europie nie słucha; świetni dyplomaci, którzy odpowiadają za losy kilkudziesięciu milionów Polek i Polaków, ale zapominają, że słowa mogą dziś wrócić czymś znacznie cięższym niż kamień; znakomici specjaliści od ekonomii, którzy w półtora roku osłabili potencjał spółek skarbu państwa; merytoryczne „ministry”, które opowiadają publicznie o polskich nazistach budujących obóz w Auschwitz. Parafrazując przysłowie: zbaw nas, Panie, od koalicji 13 grudnia, a z wrogami to już sobie poradzimy.



Poseł Matecki trafił na oddział szpitalny

Bodnarowcy, którzy w przeszłości bez wahania stosowali tortury wobec polityków opozycji oraz ks. Michała Olszewskiego, podczas kampanii prezydenckiej postanowili złagodzić swoje metody. Na wniosek prokuratury poseł Dariusz Matecki został przeniesiony z aresztu na warszawskim Służewcu do jednostki znajdującej się w Radomiu, gdzie będzie miał lepszą opiekę medyczną. – Dariusz Matecki przebywa obecnie w jednoosobowej sali na oddziale szpitalnym aresztu – mówi „GPC” poseł Anna Kwiecień, która wczoraj spotkała się z dyrekcją radomskiej jednostki. Z kolei mec. Kacper Stukan, obrońca polityka PiS, zapowiada, że najprawdopodobniej jeszcze dziś zostanie złożone zażalenie na tymczasowy areszt.

W sobotę Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów decyzją sędzi Joanny Włoch należącej do skrajnie upolitycznionego stowarzyszenia Iustitia i na wniosek prok. Dariusza Ślepokury, który w mediach społecznościowych demonstrował swoje poparcie dla środowiska Donalda Tuska, orzekł, że poseł PiS Dariusz Matecki trafi na dwa miesiące do aresztu tymczasowego. Polityk początkowo został umieszczony w Areszcie Śledczym Warszawa Służewiec, jednak we wtorek wieczorem media obiegła informacja, że został on niespodziewanie przeniesiony do jednostki znajdującej się w Radomiu, a powodem tego miały być względy zdrowotne.

„Codzienna” skontaktowała się z mec. Kacprem Stukanem, obrońcą Dariusza Mateckiego, aby dopytać o szczegóły tej decyzji. – Przeniesienie pana Mateckiego do aresztu w Radomiu wynika z kwestii medycznych, które sygnalizowaliśmy w sądzie. Prokurator po analizie tej dokumentacji podjął decyzję, że bezpieczniejsze dla pana posła będzie, aby przebywał w radomskim areszcie, który wyposażony jest w oddział szpitalny. To jest wyspecjalizowana jednostka, do której na leczenie trafiają więźniowie z całej Polski – przekazał nam mec. Stukan. Dopytaliśmy też, w jakiej kondycji zdrowotnej jest obecnie poseł Matecki. – Według mojej wiedzy przeniesienie nie wynika z bieżących problemów zdrowotnych, tylko z tych przewlekłych – powiedział nam obrońca posła Mateckiego.

Z mec. Stukanem rozmawialiśmy również o kolejnych krokach w sprawie, gdyż do sądu trafiło już zażalenie na zatrzymanie, a najprawdopodobniej dziś zostanie złożone zażalenie na tymczasowy areszt. Jak słyszymy, rozpatrywanie tego typu wniosku trwa zazwyczaj od trzech do sześciu tygodni. – Po złożeniu zażalenia o tymczasowy areszt będę wnikliwie analizował dokumenty, które posiadam. Od razu należy też podkreślić, że na etapie postępowania aresztowego dostałem dostęp jedynie do małego wycinka akt sprawy. Natomiast wiem, że istnieje jeszcze cała masa dokumentów, których nie widziałem.

Prokurator może nie udostępniać takich akt oskarżonemu oraz jego obrońcy aż do czasu, gdy będzie kończył postępowanie. Jednak jak sam sygnalizował, materiał jest niemal kompletny, więc skoro tak, to nie ma na co czekać. Trzeba kończyć postępowanie i wydać decyzję merytoryczną, w tym przypadku najprawdopodobniej będzie to akt oskarżenia wobec pana posła – mówi „Codziennej” mec. Stukan. Udało nam się także ustalić, że akta sprawy liczą kilkaset tomów, a obrona otrzymała dostęp zaledwie do sześciu. Nie wiadomo również, ile tomów dotyczy bezpośrednio posła PiS.

Wczoraj w nowym miejscu przetrzymywania Dariusza Mateckiego zjawili się jego partyjni koledzy, Anna Kwiecień oraz Mariusz Gosek, którzy spotkali się z dyrekcją radomskiego aresztu, aby dowiedzieć się, jakie warunki zapewniono parlamentarzyście.

– Mocno zaskoczyła nas informacja, że pan poseł Matecki został przeniesiony, i natychmiast postanowiliśmy dowiedzieć się, co było tego powodem i w jakich warunkach przebywa. Rozmowa z dyrekcją aresztu w Radomiu była bardzo rzeczowa, przekazano nam wszelkie informacje, które mogliśmy uzyskać. Dariusz Matecki przebywa obecnie w jednoosobowej sali na oddziale szpitalnym aresztu. Ma stałą opiekę medyczną i na tę chwilę nie trzeba się niepokoić o jego stan zdrowia – powiedziała nam posłanka Kwiecień.

– W Radomiu jest bardzo dużo osób, które chcą wspierać posła Mateckiego i prawdopodobnie będą organizowane takie inicjatywy. My jako parlamentarzyści PiS możemy zapewnić, że będziemy regularnie sprawdzali, w jakich warunkach przebywa poseł na Sejm, jak jest traktowany i czy jest odpowiednio zaopiekowany pod kątem lekarskim. Wspieramy zarówno Dariusza, jak i jego rodzinę, bo to, że go tu przetrzymują, jest efektem wyłącznie jakiejś chorej zemsty obecnej koalicji rządzącej – dodała poseł Anna Kwiecień.



Sterowana demokracja w Rumunii

Sąd Konstytucyjny Rumunii odmówił startu w powtórzonych wyborach prezydenckich, zaplanowanych na maj, Călinowi Georgescu, który według sondaży cieszy się największym poparciem wśród wyborców. – Wygląda na to, że demokracja i wolność biorą ostatnie tchnienie w tych czasach – powiedział polityk. Lider opozycyjnego Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów (AUR) George Simion, określił wydarzenia w kraju mianem zamachu stanu.

Sąd Konstytucyjny Rumunii jednogłośnie odrzucił we wtorek wszystkie 11 skarg na decyzję rumuńskiego Centralnego Biura Wyborczego (BEC). Jak pisaliśmy w „Codziennej”, kilka dni temu BEC odmówiło ponownego zarejestrowania kandydatury Călina Georgescu.

W uzasadnieniu Centralne Biuro Wyborcze powołało się na wcześniejszy wyrok Sądu Konstytucyjnego, w którym unieważniono poprzednie wybory. Biuro stwierdziło, że powodem odrzucenia zgłoszenia miał być „brak spełnienia regulacji wyborczych” przez kandydata. „Jest nieakceptowalne, by zrestartowany proces wyborczy uznał tę samą osobę za mogącą sprawować prezydenturę” – napisali urzędnicy. Tym samym z demokratycznego procesu wyeliminowano kandydata, który w odwołanych wyborach zdobył niecałe 23 proc. głosów, a według najnowszych sondaży cieszy się poparciem 38 proc. Rumunów. Tuż po ogłoszeniu decyzji kilkaset osób protestowało przed budynkiem Sądu Konstytucyjnego Rumunii, skandując takie hasła, jak: „Călin Georgescu prezydentem”, „Wolność!” i „Złodzieje!”. Pojawiły się też flagi Rumunii i banery z napisem: „Stop dyktaturze!”.

Lider opozycyjnego Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów (AUR) George Simion, który blisko współpracuje z Georgescu, stwierdził, że biuro „nie ma prawa odrzucić kandydata, gdy wszystkie wymagania dotyczące dokumentów, podpisów i formularzy są spełnione”. – Po raz kolejny ośmiesza się naród rumuński, atakuje naszą demokrację i nasze podstawowe prawa – zżymał się Simion.

„Dziś panowie zadecydowali: żadnej równości, żadnej wolności, żadnego braterstwa dla Rumunów (…). Niech żyje Francja i Bruksela, niech żyje ich kolonia zwana Rumunią” – skomentował w serwisie X Călin Georgescu.

62-letni polityk zaapelował przy tym do swoich zwolenników, aby nie zdecydowali się na bojkot wyborów. – Musimy pokazać teraz, bardziej niż kiedykolwiek, że nasz wybór ma znaczenie w sposób pokojowy i demokratyczny. Jeśli chcesz wesprzeć kogokolwiek, podpisując nowe listy na kampanię prezydencką, zrób to, co ci podpowiada sumienie – zaapelował. Jednym z polityków, który może przejąć tak duże poparcie, jakim cieszy się Georgescu, jest wspomniany ­George Simion.



Sukces negocjacji USA–Ukraina

Stany Zjednoczone zgodziły się na wznowienie wsparcia wojskowego i wywiadowczego dla Ukrainy. Ponadto Kijów zaakceptował 30-dniowe zawieszenie broni. To, co stanie się dalej, zależy teraz od Rosji.

Negocjacje w Dżuddzie (Arabia Saudyjska) trwały ok. 8 godzin. Zakończyły się sukcesem. Strona amerykańska poinformowała, że natychmiast wznowi wsparcie wojskowe dla Kijowa. Wznowiona zostanie także współpraca wywiadowcza. Telewizja Fox News informowała kilka dni temu, że Amerykanie, wbrew deklaracjom, nigdy nie wstrzymali całkowicie tej formy pomocy – Ukraińcy przez cały czas otrzymywali informacje, które pomagały im w działaniach obronnych. W zamian za to Ukraina zgodziła się na 30-dniowe całkowite zawieszenie broni, które będzie można przedłużyć za zgodą obu stron.

Wielu ekspertów zauważa, że amerykańska propozycja nie była dla nich zbyt dużą ceną. Takie zawieszenie broni pozwoli im bowiem na wycofanie się z odcinków frontu, które są nie do obrony, i wzmocnienie pozostałych, a także na przegrupowanie sił. Elementem tego porozumienia jest także to, że Ukraina odzyska jeńców, deportowanych cywili i porwane dzieci. Ukraińska delegacja dziś bardzo jasno coś pokazała. To, że podziela wizję pokoju prezydenta Donalda Trumpa, przyznał po rozmowach doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz. Sekretarz stanu Marco Rubio dodał, że Amerykanie teraz zaprezentują ofertę zawieszenia broni Rosji. – Powiemy im, że to leży na stole. Ukraina jest gotowa, by przestać strzelać i zacząć rozmawiać. I teraz to oni muszą powiedzieć „tak” lub „nie”. Jeśli powiedzą „nie”, to niestety będziemy wiedzieć, co przeszkadza w pokoju – stwierdził.

To, co stanie się dalej, zależy teraz od Rosjan. Wszyscy zadają sobie pytanie, czy Putin zgodzi się na zaprezentowane warunki. On sam chyba zdaje sobie sprawę, że zawieszenie broni leży w interesie Ukrainy – w przeszłości wielokrotnie deklarował, że go nie chce. Ta propozycja została też ostro skrytykowana na platformie X przez czołowego ideologa Kremla Aleksandra Dugina, który w serii wściekłych wpisów oskarżył Trumpa o to, że dał się zmanipulować „deep state” – jak w USA nazywa się osoby, które mają nieformalną, ale faktyczną władzę – i „liberalnej międzynarodówce”. Wprost stwierdził także, że Putin nie zgodzi się na żadne zawieszenie broni.

Trump wcześniej otwarcie sugerował, że może zmusić Rosję do uległości sankcjami. Niezwykle wpływowy senator Lindsey Graham – który jest zarówno bliskim sojusznikiem Trumpa, jak i gorącym zwolennikiem pomocy dla Ukrainy – stwierdził już, że powinien je nałożyć, jeśli Kreml nie odpowie na tę propozycję.



Ukraina rozwija produkcję broni

GEOPOLITYKA \ Niedawne czasowe wstrzymanie dostaw amerykańskiej broni, będące elementem nacisku na Kijów przed rozpoczęciem negocjacji pokojowych, skłania ukraińskie koła wojskowe do oceny możliwości kontynuowania walki bez pomocy zbrojeniowej.

Omawiając rozwiązania, które mogłyby stanowić alternatywne źródła dostaw, komentatorzy wskazują na niedostateczny rozwój potencjału państw UE w dziedzinie produkcji zbrojeniowej. Jak zauważa dyrektor Defense Express (Defence-ua.com) Serhij Żurec, Ukraina jest uzależniona od Amerykanów w zakresie wywiadu satelitarnego, systemów łączności satelitarnej, kompleksów obrony powietrznej Patriot i wyrzutni HIMARS. Z kolei były oficer Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, ekspert wojskowy Iwan Stupak stwierdza, że wstrzymanie dostaw pocisków do patriotów odbiło się bardziej na ochronie obiektów w głębi kraju niż na sytuacji na froncie.

Innym problemem, na który nie zwraca się uwagi, jest amerykańskie oprogramowanie. Brak amerykańskiego wsparcia w tej dziedzinie ograniczyłby m.in. skuteczność samolotów F-16 w zakresie nawigacji, walki radioelektronicznej i radarów pokładowych. Serhij Żurec wskazuje, że Europejczycy nie mają odpowiednika HIMARS-ów, a ich systemy obrony powietrznej ­SAMP/T na razie nie dorównują amerykańskim. Ewentualne zastąpienie systemu Starlink także jest obecnie problematyczne. Generalnie europejski przemysł zbrojeniowy nie dorównuje potencjałowi Rosji, jeśli chodzi o moce produkcyjne. Przykładowo obłożona sankcjami Rosja produkuje ponad dwa razy więcej czołgów niż wszystkie kraje UE.

Ukraina rozwija własną produkcję zbrojeniową, która obecnie pokrywa nawet 50 proc. potrzeb. Szczególnie rozwinięta jest masowa produkcja dronów – w tej dziedzinie ze względu na zebrane w czasie wojny doświadczenie Ukraińcy są bezkonkurencyjni. Produkowane są działa samobieżne własnej konstrukcji. Jednak jeśli chodzi o dostawy ukraińskiej amunicji, cyklicznie pojawiają się problemy dotyczące jej jakości (jak w przypadku dostaw wadliwych pocisków moździerzowych).

Optymalnym rozwiązaniem byłoby uruchomienie przez europejskich inwestorów produkcji zbrojeniowej na terenie Ukrainy. Pozwoliłoby to, przy zachowaniu wysokich standardów jakości, znacznie zmniejszyć koszty produkcji. Jak zauważa Stupak, wytwarzane w Rosji pociski artyleryjskie sowieckiego wzorca są dziesięciokrotnie tańsze od pocisków podobnego kalibru produkowanych w Europie. (as)



Prawica zwyciężyła na Grenlandii

ŚWIAT WYBIERA \ We wtorek na Grenlandii odbyły się wybory parlamentarne. Z racji sugestii Donalda Trumpa, który od dawna zapowiada przyłączenie tej wyspy do USA, śledził je cały świat. Ich wynik okazał się zaskakujący.

Grenlandia jest częścią Królestwa Danii, ale ma daleko idącą autonomię i sama wybiera swoje władze. Jej parlament, Inatsisartut, składa się z 31 członków. Dotychczas wyspą rządziła koalicja socjalistycznej partii Inuit Ataqatigit (IA) i socjaldemokratycznej partii Siumut (S).

Na wyspie praktycznie nie przeprowadza się sondaży wyborczych, ale większość komentatorów spodziewała się, że lewicowej koalicji uda się utrzymać władzę. Stało się jednak inaczej. Obie partie dostały łącznie ok. 33 proc. głosów. To o połowę mniej niż w poprzednich wyborach.

Zwycięzcą okazała się być centroprawicowa partia Demokraatit, która zdobyła 29,9 proc. głosów. Jej lider, były minister przemysłu i minerałów Jens-Frederik Nielsen, będzie musiał jednak wejść w koalicję, by rządzić. Drugie miejsce zajęła największa dotychczas partia opozycyjna, centrowa Naleraq. Frekwencji na razie nie podano, ale była wysoka – wiele komisji wyborczych było otwartych długo po czasie, by wszyscy zdążyli oddać głosy.

Pięć z sześciu partii, które startowały, popiera niepodległość Grenlandii. Naleraq jako jedyna chce ogłosić ją jak najszybciej i obiecała zorganizowanie referendum. Demokraatit uważa, że nie powinno się z tym spieszyć, a wcześniej należy wzmocnić gospodarkę wyspy. Większość mieszkańców też popiera dojście do niepodległości, ale boi się tego, jak wyspa sobie poradzi bez pieniędzy z Kopenhagi, które są istotną częścią budżetu, oraz utraty duńskiej opieki społecznej. (wm)