Ryszard Majdzik to jeden z najbardziej znanych działaczy opozycji antykomunistycznej w Małopolsce. W 1981 r. był najmłodszym delegatem na pierwszy zjazd Solidarności. Od lat działa aktywnie, walcząc o normalną Polskę. Wczoraj znów stał się obiektem ataku służb państwowych, które na całą Polskę nagłośniły, że miał on w domu nielegalną broń. – To pamiątki rodzinne, które od lat mam w domu i nigdy nikomu nie przeszkadzały. Teraz robią ze mnie bandytę. Tak samo mnie nazywali za komuny. Nie odpuszczę. Będę walczył do końca. A Donald Tusk będzie siedział w wolnej Polsce – mówi nam Ryszard Majdzik.
Do mieszkania Ryszarda Majdzika funkcjonariusze policji weszli około godz. 8 rano. W czasie przeszukania działacz opozycji antykomunistycznej zdołał się połączyć z programem „Jedziemy” w TV Republika. Dzięki temu cała Polska mogła poznać twarze i nazwiska policjantki i siedmiu policjantów, którzy przyjechali na interwencję. Ryszard Majdzik akurat szykował się do wyjścia na dyżur radnego, gdyż jest on przewodniczącym Rady Miasta w Skawinie. Z programu dowiedzieliśmy się, że pod koniec lutego prokurator wydała postanowienie o przeszukaniu mieszkania w związku z posiadaniem przez Majdzika broni. Tyle tylko, że to stara broń, która na ścianie u radnego wisi od 30 lat.
– To jest w ogóle jakieś nieporozumienie. Co tu się dzieje? Ja to odczuwam w ten sposób: myśleli, że Majdzika wykończą, mam chore serce, mam 20 proc. wydolności serca. Jaki to jest perfidny system. Przyczynili się do śmierci pani Barbary Skrzypek […] jeszcze przed wyborami prezydenckimi, bardzo ważnymi dla polskiego narodu i polskiej niepodległości… Myśleli, że mnie zastraszą, wykończą, że umrę – mówił Ryszard Majdzik w Republice.
Od lat jest on osobą kojarzoną z antykomunistyczną prawicą. W jego przypadku to już niemal tradycja rodzinna. Dziadek Zygmunt Majdzik był przed II wojną światową funkcjonariuszem Policji Państwowej i został zamordowany w Miednoje w 1940 r. przez NKWD. Ojciec Ryszarda Majdzika również zapisał chwalebną kartę w polskiej historii. Jako nastolatek wstąpił do zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Aresztowany i torturowany przez UB, został skazany na 12 lat więzienia. Po wydarzeniach z czerwca 1976 pomagał represjonowanym robotnikom z Radomia. Później działał w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Był członkiem założycielem Konfederacji Polski Niepodległej. Od 1981 uczestniczył w Marszach Szlakiem I Kompanii Kadrowej. W 1980 r. w elektrowni Skawina zakładał NSZZ „Solidarność”. W 2006 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Mieczysława Majdzika Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Zasługi ma również Ryszard Majdzik, który był najmłodszym delegatem na pierwszy zjazd Solidarności. „To od niego zaczęła się Solidarność w Krakowie. Gdy 22-latek wywiesił na swojej tokarce Krasnyj Proletariat w krakowskim Elbudzie kartkę »Ja Ryszard Majdzik, robotnik w piątym pokoleniu, rozpoczynam solidarnościowy strajk ze strajkującym Wybrzeżem«, przybiegł wściekły sekretarz PZPR Mardyła i krzyczał: – Kto temu gówniarzowi pozwolił strajkować. – Won za Ural! – usłyszał młodego robotnika.
Za 22-latkiem stanęła cała załoga i wybrała go na przewodniczącego strajku. A za Elbudem poszły inne krakowskie zakłady” – pisał w grudniu Piotr Lisiewicz na łamach portalu Niezależna.pl. Co ważne, cały czas jest on również aktywny. Protestuje przeciwko reżimowi Donalda Tuska. W kampanii wyborczej podniósł również ciśnienie samemu premierowi. Dlatego w zasadzie wszyscy w Polsce odczytują działania policji jako szykanę wobec całej opozycji. Gdy nastąpiła kompromitacja policji, media przychylne obozowi władzy zaczęły podawać informacje o sztukach broni i amunicji posiadanych przez Majdzika. Tyle tylko, że to wszystko odkopana broń zabytkowa, bez żadnej wartości bojowej. Majdzikowi zarekwirowano dwa stare mausery i przedwojenną rakietnicę. Zabrano mu też pas z nabojami z czasów II wojny światowej (naboje były puste). Co ciekawe, jednego zardzewiałego pistoletu policjanci… zapomnieli.
– Już za komuny nazywano mnie bandytą. Nie daruję im tego i będę walczyć do końca – mówi nam Ryszard Majdzik. Prokuratura twierdzi, podobnie jak w każdej innej sprawie, że działania nie mają nic wspólnego z polityką. Wobec Ryszarda Majdzika nie podjęto żadnych kroków. Zarekwirowane starocie będzie teraz oceniał biegły prokuratury.
Prezydent USA Donald Trump odbył półtoragodzinną rozmowę z kremlowskim dyktatorem. W jej trakcie Putin miał się zgodzić, że Rosja przez 30 dni nie będzie atakowała ukraińskiej infrastruktury energetycznej, jednak na razie nie wyraził zgody na pełne zawieszenie broni. Tuż po zakończeniu tej rozmowy Rosjanie dokonali masowego ataku dronami na Ukrainę.
Donald Trump podczas kampanii wyborczej zapowiadał, że przy pomocy dyplomacji szybko skończy wojnę na Ukrainie. Jak informowaliśmy wcześniej, podczas rozmów w Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej strona ukraińska zgodziła się na 30-dniowe zawieszenie broni, z możliwością jego przedłużenia za zgodą obu stron. Ma dać czas na przeprowadzenie negocjacji nad zakończeniem wojny. Trump w poniedziałek na pokładzie Air Force One poinformował dziennikarzy, że we wtorek zadzwoni do Putina, by z nim o tym porozmawiać.
Media podają, że rozmowa Trumpa z Putinem potrwała półtorej godziny. W jej trakcie Putin nie zgodził się na pełne zawieszenie broni, ale wyraził zgodę na jego bardzo ograniczoną wersję, która dotyczy jedynie ataków na infrastrukturę energetyczną. Obie strony zgodziły się także na rozpoczęcie negocjacji dotyczących zawieszenia broni na Morzu Czarnym i porozumienia pokojowego. Biały Dom poinformował, że rozmowy rozpoczną się bezzwłocznie w wybranym miejscu na Bliskim Wschodzie.
Co więcej, obie strony wymienią się jeńcami. W wymianie uwolnią po 175 osób, a Rosja dodatkowo zwolni 23 rannych ukraińskich żołnierzy w ramach gestu dobrej woli.
Strona rosyjska twierdzi, że propozycja ograniczonego zawieszenia broni wyszła od Trumpa, a Putin po prostu się na nią zgodził. Wielu ekspertów jednak w to wątpi. Rosjanie faktycznie regularnie atakują np. ukraińskie elektrownie, ale takie ataki są większym problemem jesienią i zimą. Zawieszenie broni w takiej formie – zakładając optymistycznie, że Putin w ogóle go dotrzyma – pozwoli im za to na kontynuowanie ataków terrorystycznych na ukraińskie miasta. Równocześnie oznacza ono, że Ukraińcy nie będą mogli kontynuować ataków na rosyjskie rafinerie, które znacząco szkodzą zdolności Putina do finansowania tego konfliktu.
Media donoszą też, że Putin, skądinąd w swoim stylu, upokorzył podczas tej rozmowy Trumpa. Kazał czekać mu godzinę na połączenie, bo brał udział w konferencji przemysłowców i biznesmenów w Moskwie; żartował o tym nawet ze sceny. W ubiegłym tygodniu Steve Witkoff, wysłannik Trumpa ds. Bliskiego Wschodu, miał czekać w Moskwie aż osiem godzin na rozmowę. Rosjanie odmówili też rozmów z wysłannikiem ds. Ukrainy, emerytowanym generałem Keithem Kellogiem, uznawszy, że jest zbyt proukraiński. Tuż po zakończeniu rozmowy Rosja zaatakowała Ukrainę dronami, uszkadzając m.in. infrastrukturę energetyczną w Słowiańsku – i nikt nie wątpi, że nie było to przypadkowe.
Równocześnie Kreml postawił absurdalne warunki pokoju, takie jak np. całkowite wstrzymanie zagranicznej pomocy wojskowej i wywiadowczej dla Ukrainy czy wstrzymanie w tym kraju mobilizacji i odbudowy zapasów uzbrojenia. Wcześniej prezydent Zełenski ostrzegał, że Putin nie chce pokoju i będzie stawiał warunki nie do przyjęcia, by sabotować rozmowy – i oświadczenie Kremla pokazuje, że miał w tym rację.
Pytaniem pozostaje to, jak zareaguje na to Trump. Na razie robi dobrą minę do złej gry i twierdzi, że ta rozmowa była „produktywna”. Wcześniej groził jednak, że zmusi Rosję do rozmów sankcjami, a nawet zaostrzył te wprowadzone przez Bidena. Trump nie słynie raczej z tego, że łatwo znosi odmowy i zniewagi ze strony przywódców obcych państw – zwłaszcza gdy chodzi o realizację jego kluczowej obietnicy wyborczej.
DEZINFORMACJA \ Zachód znajduje się pod olbrzymim naporem rosyjskiej i chińskiej dezinformacji. O sposobach obu ośrodków na osiąganie swoich celów informuje raport przygotowany przez Europejską Służbę Działań Zewnętrznych (ESDZ). W dokumencie przedstawionym przez europejskie służby znajduje się analiza 2055 kanałów informacyjnych, które Moskwa i Pekin wykorzystują do manipulowania faktami, by osiągnąć zamierzone cele.
Jak zwracają uwagę eksperci, rosyjska sieć, w przeciwieństwie do chińskiej, jest zdecentralizowana i elastyczna, a jej cechą charakterystyczną jest dostosowywanie wykorzystywanych metod do danych regionów i grup. Pekin zaś stawia na scentralizowanie i tworzy jednolitą narrację na światową skalę.
Rosjanie w kolportowaniu kłamstw opierają się zarówno na oficjalnych rządowych kanałach, tj. ministerstwach i ambasadach, jak i mediach państwowych, jak choćby RT czy agencja TASS. Wykorzystują też ośrodki, które ukrywają podleganie Kremlowi, nieoficjalne kanały, np. influencerzy na YouTubie, którzy wzmacniają i rozpowszechniają oficjalny przekaz. Pekin opiera swoją taktykę przede wszystkim na rozpowszechnianiu treści poprzez państwowe media, jak „Global Times”, i konta dyplomatyczne, ale też wykorzystuje udające niezależne strony internetowe i influencerów w mediach społecznościowych. Głównymi celami obu ośrodków jest osłabianie Zachodu, tworzenie bądź podsycanie sporów między państwami unijnymi i osłabianie pozycji wspólnoty na świecie. Oba ośrodki łączą też swoje siły w walce z NATO i USA, stawiając w złym świetle Ukrainę, a wybielając zbrodniczy reżim Putina.
W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z serią ujawnionych przykładów manipulacji płynących z tych ośrodków dezinformacji. Jednym z nich było opublikowanie w mediach społecznościowych na profilu nieistniejącej gazety „Hull Daily Mail” fake newsa o „70 tys. ukraińskich żołnierzy poległych na próżno w obwodzie kurskim”. Kłamstwa te rozpowszechniały konta rosyjsko-, angielsko-, francusko- i hiszpańskojęzyczne, a dzieliły się nim również konta prowadzone po polsku. O tym, jak duża jest skala rosyjskiej manipulacji, świadczą dane przedstawione przez analityków NewsGuard – którzy informują, że wpłynęła ona na proces „uczenia się” popularnych modeli AI. W rezultacie jedna trzecia treści przekazywanych użytkownikom przez te systemy zawiera elementy rosyjskiej dezinformacji. (pp)
USA \ Chuck Schumer spotyka się z ostrą krytyką wewnątrz własnej partii po tym, jak poparł ustawę budżetową przygotowaną przez republikanów. Lewicowi politycy, tacy jak Bernie Sanders i Alexandria Ocasio-Cortez, oskarżają go o zdradę. Narastają spekulacje o możliwej zmianie lidera demokratów w Senacie.
Schumer napotyka znaczący sprzeciw wewnątrz swojej partii po tym, jak poparł projekt ustawy budżetowej wypracowany przez kontrolowaną przez republikanów Izbę Reprezentantów. Serwis TheHill.com podaje, że wielu demokratycznych senatorów narzekało na brak jasnej strategii ze strony swojego przywództwa przed zeszłotygodniowymi dyskusjami z republikanami w Senacie i Izbie Reprezentantów w sprawie ustawy budżetowej.
Schumer znalazł się w ogniu krytyki ze strony takich polityków, jak senator Bernie Sanders
Ustawa przewiduje cięcia wydatków niezwiązanych z obroną o 13 mld dolarów w porównaniu z budżetem na 2024 r., jednocześnie zwiększając wydatki na obronę o 6 mld dolarów. Łączna suma wydatków w ustawie to prawie 1,7 bln dolarów. Ocasio-Cortez określiła postawę Schumera nie tylko jako „zdradę”, ale także jako „potężny policzek” dla tych demokratów z Izby Reprezentantów, którzy sprzeciwiali się republikańskiej ustawie budżetowej, mimo że pochodzą z okręgów, w których Donald Trump wygrał wybory prezydenckie.
Schumer, który od 2017 r. stoi na czele lewicy w Senacie, a senatorem ze stanu Nowy Jork jest od 1999 r., próbował odpierać krytykę w wywiadzie dla dziennika „The New York Times”. – Zawsze troszczyliśmy się o ludzi pracujących. Ale w ostatnich latach, choć zrobiliśmy dla nich wiele, oto czego nie zrobiliśmy: nie mówiliśmy im o tym. Myśleliśmy, że samo uchwalanie ustaw sprawi, że ludzie będą o tym wiedzieć. Nie wiedzą – powiedział.
Amerykańskie media spekulują, kto może ewentualnie zastąpić Schumera na czele demokratów w Senacie. Wśród potencjalnych kandydatów wymienia się m.in. Chrisa Murphy’ego z Connecticut (ma częściowo polskie korzenie), znanego z ostrej krytyki administracji Trumpa, Briana Schatza z Hawajów – od dawna typowanego na przyszłego lidera partii w Senacie – oraz Amy Klobuchar z Minnesoty, która startowała w prawyborach prezydenckich w 2020 r. Na liście są także Chris Van Hollen, zaangażowany w negocjacje nad poprawkami do uchwalonego prowizorium budżetowego, oraz Adam Schiff z Kalifornii, „wschodząca gwiazda” demokratów w Senacie.
Wyniki sondażu NBC News wskazują, że zaledwie 27 proc. zarejestrowanych wyborców ocenia Partię Demokratyczną pozytywnie – to najgorszy wynik dla demokratów w prowadzonych od 1990 r. badaniach NBC. Tomasz Winiarski
Lewica i liberałowie mają poważny problem. Partia Demokratyczna spadła do rekordowo niskiego poziomu poparcia wśród Amerykanów, osiągając zaledwie 29 proc. Z kolei aż 54 proc. ankietowanych ma na temat partii negatywną opinię. Demokraci nie mają pomysłu politycznego ani przywództwa, mało tego – popełniają te same błędy jak w ostatniej kampanii prezydenckiej. To samo czynią sprzyjające im media i celebryci. – Demokraci bardziej nienawidzą prezydenta Trumpa, niż kochają Amerykę – skwitował republikański spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson.
Niedawne wybory prezydenckie w USA pokazały, że nie wystarczą oskarżenia polityka o rasizm, homofobię i faszyzm, aby z nim wygrać. Udowodniły także, że wpływ celebrytów na decyzje wyborcze przeciętnych Amerykanów jest wątpliwy. Partia Demokratyczna i jej lewicowo-liberalni zwolennicy nie wyciągają wniosków z druzgoczącej porażki wyborczej.
Czy będą wybory?
– Coś jest nie tak z Trumpem. Wiemy, że miał czerwone plamy na dłoni, co może być oznaką kiły – mówi znany analityk James Carville. Jest bardzo źle, jeśli tak niepoważne poglądy głosi twórca sukcesów Billa Clintona i jeden z najważniejszych strategów Partii Demokratycznej. Jest źle, bo wielu demokratów nadał uważa republikanina za dyktatora. Na przykład kongreswoman Jasmine Crockett z Teksasu wątpi, czy obecny prezydent w ogóle zezwoli na przeprowadzenie wyborów prezydenckich za cztery lata.
Były przewodniczący Demokratycznego Komitetu Narodowego Howard Dean straszy, że polityka Trumpa „wywoła rewolucję” i przemoc. A demokratyczny gubernator stanu Illinois J.B. Pritzker, wymieniany jako potencjalny kandydat partii na stanowisko prezydenta, mówi, że działania nowej administracji przypominają początki Adolfa Hitlera, który przeszedł drogę od kanclerza Niemiec do nazistowskiego dyktatora. – Mówimy o śmierci republiki konstytucyjnej. Tak było w Niemczech w 1933, 1934 r., a dziś widzimy, że mamy administrację w Waszyngtonie, która ignoruje nakazy sądowe i decyzje sędziów – grzmi.
Wyciągane są potężniejsze działa. Ana Navarro, współprowadząca progresywny program „The View” w telewizji ABC, twierdzi, że w obecnej administracji federalnej mile widziani są rasiści. A Sunny Hostin z tego samego programu prognozuje, że druga kadencja Trumpa to „kryzys egzystencjalny”, więc demokratyczni ustawodawcy muszą być gotowi na „walkę i śmierć”.
Z kolei – zwolniona na szczęście z pracy – marksistka z liberalnej telewizji MSNBC Joy Reid ostrzegała widzów, że „faszyzm już tu jest”. Prawdziwą burzę wywołała ostatnio wschodząca gwiazda Partii Demokratycznej, senator Elissa Slotkin z Michigan, gdy powiedziała, że Ameryka jest w „gniewnym okresie nastoletnim”, i zasugerowała, że Trump wygrał wybory, ponieważ mózgi wyborców nie są w pełni ukształtowane.
Niektórzy w politycznym sprzeciwie idą na całość. Śmieszne i tragiczne jest to, jak kongreswoman stanu Michigan Laurie Pohutsky ogłasza, że poddała się sterylizacji w odpowiedzi na powrót Trumpa na urząd prezydenta. – Nie pozwolę, aby administracja traktowała moje ciało jak walutę, widząc wartość tylko w mojej zdolności do prokreacji – oświadczyła. – Jeśli znasz osoby, które zastanawiają się, jak poważna jest ta sprawa, powtórzę: urzędniczka rządowa zdecydowała się na dobrowolną sterylizację, ponieważ nie była pewna, czy w przyszłości będzie miała dostęp do środków antykoncepcyjnych – dodała.
W tym przypadku ocena decyzji 36-letniej polityk powinna być poprzedzona zdecydowanie badaniami głowy… Trump „rozpocznie wojnę”
Niemalże natychmiast po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa pojawiły się wezwania do jego usunięcia. Rozkład sił w Kongresie mówi, że impeachment jest niemożliwy, ale do rozpoczęcia takiej procedury namawia aktor Michael Ian Black. Popiera go słynna aktorka Mia Farrow. – Postawcie Trumpa w stan oskarżenia! On łamie prawo każdego dnia. Postawicie go w stan ostateczny – pokrzykiwała. – Clinton został poddany impeachmentowi za kłamstwo o romansie ze stażystką. Przestępstwa Trumpa są o wiele poważniejsze – groziła.
Farrow uważa ponadto, że Trump „rozpocznie wojnę”, aby zapewnić sobie trzecią kadencję. – Ludzie znajdują pocieszenie w przekonaniu – twierdzi – że Trump i jego barwna banda pochlebców odejdą za cztery lata. Ale obawiam się, że on nie odejdzie. Obawiam się, że spróbuje zmienić konstytucję lub ją ominąć, lub rozpocząć wojnę, być może z Chinami, wierząc, że wojna zapewni mu trzecią kadencję – ocenia. Aktorka podczas przemówienia Trumpa w Kongresie oznajmiła światu, że amerykańska demokracja ma „trzy do czterech miesięcy – jeśli nic nie zrobimy”. I nie byłaby sobą, gdyby nie dodała: „Trump jest potworem – odrażającym”.
Nie mogło zabraknąć w tym gronie pacyfistki i legendy antywojennej piosenki Joan Baez. Rozpacza ona nad stanem kraju, bowiem USA są rządzone przez „niekompetentnych miliarderów”, podczas gdy „nasza demokracja płonie”.
Czas mija, a gwiazdy Hollywood są niepocieszone i nie mogą się pogodzić z tym, że to jednak Trump został oficjalnie zaprzysiężony na drugą kadencję. Mamy więc wściekłość, gorycz, sarkazm i rozpacz. – Rozpoczęła się przestępcza prezydentura Ameryki – rozgłasza aktor Jon Cryer. A powieściopisarz Stephen King krytykuje Trumpa i pisze: „To, że Biden musi wydać prewencyjne ułaskawienia dla mężczyzn i kobiet, którzy bronili konstytucji, jest smutnym komentarzem na temat mściwej natury Trumpa”.
Autorytaryzm jest wszędzie
Aktor Richard Gere ostro krytykuje nowego prezydenta i nazywa go łobuzem. – Jesteśmy w bardzo mrocznym miejscu w Ameryce, gdzie mamy tyrana i bandytę, który jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. Ale to nie dotyczy tylko USA – rzucił. – Autorytaryzm ogarnia nas wszędzie – podsumował.
Gere ostrzega przed „mrocznym małżeństwem” władzy i pieniędzy, „jakiego nigdy wcześniej nie widzieliśmy”. – Fakt, że ci nieodpowiedzialni i być może niebezpiecznie destrukcyjni miliarderzy rządzą teraz wszystkim w Ameryce, jest niebezpieczeństwem dla każdego na tej planecie – głosi.
W tyle nie pozostaje znana z radykalnie lewicowych poglądów aktorka Jane Fonda, która mimo zaawansowanego wieku nie traci rewolucyjnego zapału i wzywa Hollywood do przeciwstawienia się prezydentowi. Fonda mówi o swoim oporze wobec maccartyzmu w latach 50. i zachęca kolegów aktorów do sprzeciwu. – Nakręciłam swój pierwszy film w 1958 r. To był schyłek maccartyzmu, kiedy tak wiele karier zostało zniszczonych – opowiada. – Dziś warto pamiętać, że Hollywood stawiało opór.
Kolejna legenda Hollywood, George Clooney, oznajmia, że pierwsza kadencja Trumpa była reakcją na wybór pierwszego czarnoskórego prezydenta Baracka Obamy. Aktor nie może się pozbierać po ostatnich wyborach. – Żadne zasady nie mają już znaczenia – zakomunikował z trwogą.
Lekarze mówią, że demokraci cierpią na „prawdziwy kryzys” po zwycięstwie Trumpa. Objawy to: depresja, bezsenność, żal, prawdziwy strach, panika. Przeciwnicy polityczni republikanina odczuwają: niepokój, niepewność, rozpacz i poczucie winy.
– Obecnie panuje element chaosu – podkreślała Andrea Bonior, profesor psychologii na Uniwersytecie Georgetown. – Poczucie niewiedzy, co nadchodzi, i niemożności kontrolowania tego, jest naprawdę trudne dla reakcji na stres – wyliczała.
Dr Glenn Burnett, internista z Wyomingu, stwierdza z kolei, że problemy zdrowotne mają „wiele wspólnego z Donaldem Trumpem i obawami o to, co zrobi lub co dzieje się w kraju”. Burnett dodaje, że aby pomóc swoim pacjentom, zaleca… detoks od wiadomości politycznych. Warto o tym pomyśleć. Marek Bober