Gazeta Polska Codziennie Numer 3905


Odżyły nadzieje na normalność

Odżyły nadzieje na normalność Dodano: 01/04/2025 - Numer 3905 - 01.04.2025

Podpisując nowy dekret o zakazie udziału transwestytów w zawodach sportowych kobiet, prezydent Donald Trump wyjaśnił, czym się różnią kobiety od mężczyzn. „Kobieta jest kimś, kto może mieć dziecko w pewnych okolicznościach. Ma równouprawnienie. Zawsze uważałem, że kobieta jest osobą, która jest o wiele mądrzejsza od mężczyzny. Kobieta jest osobą, która nie daje mężczyźnie nawet szansy na sukces”.

Były kongresmen i były wojskowy Allen West pisze: „Dawno temu w szkole średniej uczyliśmy wiedzy o społeczeństwie, a nie tożsamości płciowej, krytycznej teorii rasy i marksizmu kulturowego. Uczono też tradycyjnej biologii, a nie fantasmagorii o 50 płciach. Za sprawą Trumpa wraca zwykła normalność do amerykańskich szkół. Odżyły nadzieje na mądre nauczanie, bowiem na zdrowy rozsądek nigdy nie jest za późno”.



Wodzenie za nos

Zaufać Putinowi to jak podać rękę diabłu. Coraz częściej dostrzega to amerykańska administracja w kontekście toczących się negocjacji pokojowych ws. Ukrainy. Kijów w większości zgadza się na przedkładane propozycje (choć nie bez perturbacji), podczas gdy Rosja piętrzy żądania i deklaruje, że o żadnych ustępstwach nie będzie mowy. Z jednej strony Kreml zapewnia o chęci dojścia do porozumienia, z drugiej zaś nie zaprzestaje ataków na Ukrainę. Putin przegrupowuje żołnierzy, ściąga posiłki od zaprzyjaźnionej Korei Północnej, a rosyjska gospodarka produkuje więcej, niż potrzeba do działań wojennych na Ukrainie.

Czy w takiej scenerii można wierzyć zapewnieniom Rosji, że chce deeskalacji? Wątpliwe. Putin wodzi Zachód za nos, próbuje ugrać jak najwięcej i stworzyć coś w rodzaju quasi-rozejmu. Minie kilka tygodni, a Rosja może ruszyć z kolejną kontrofensywą na Ukrainie. Przeciągnie to negocjacje i wzmocni pozycję Kremla przy rozmowach. By tak się nie stało, administracja Donalda Trumpa i on sam muszą znacząco zaostrzyć kurs wobec Rosji. Straszenie cłami może nie wystarczyć, bo Putin już nie takie groźby słyszał od Zachodu. Jaki miały one efekt, wszyscy doskonale wiemy.



Wezwanie do zapłaty dla ks. Olszewskiego na 67 mln zł

Prokuratura \ Adam Bodnar wysłał do ks. Olszewskiego, prezesa fundacji Profeto, żądanie zwrotu dotacji z Funduszu Sprawiedliwości. – To próba zmuszenia księdza i fundacji do sprzedaży budowanego ośrodka pomocy dla dotkniętych przemocą. Wtedy będą mówić, że od początku nie chodziło o żadną pomoc, tylko o handel i pieniądze – mówi Michał Skwarzyński. – Niech idą do sądu. To po prostu niepoważne, że minister wysyła wezwania do zapłaty – mówi Krzysztof Wąsowski.

„Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar wezwał osiem podmiotów, w tym m.in. Fundację Profeto i Stowarzyszenie Fidei Defensor, do zwrotu środków nienależnie pobranej dotacji w ramach Funduszu Sprawiedliwości. Poprzednie władze MS przyznały im pieniądze, choć nie spełniały one wymaganych kryteriów bądź miały być przeznaczone na cele odmienne od tych, które finansować miał fundusz” – głosi komunikat MS. – W uzasadnieniu, które liczy raptem pół strony, pan minister pisze o tym, że żądanie zapłaty wynika z rezultatów kontroli.

Jakiej kontroli? Dlaczego mój klient nie mógł się z nimi zapoznać. To są jakieś kontrole kapturowe? Nie zamierzamy się stosować do takich żądań, które można traktować jako próbę zastraszenia, a przecież proces dopiero przed nami. Niech idą z takimi żądaniami do sądu – mówi obrońca księdza Krzysztof Wąsowski.

– Im więcej kontroli sądowej w tej sprawie, tym lepiej – przyznaje także obrońca księdza Michał Skwarzyński. Jego zdaniem to kolejna próba zdyskredytowania księdza, Profeto i projektu Archipelag. – Najpierw zagłodzono fundację, blokując jej konta, zajęto hipotekę budowanego ośrodka pomocy dla pokrzywdzonych przemocą, a więc zgodnie z celami Funduszu Sprawiedliwości. Niedawno odblokowano hipotekę, a teraz najwyraźniej próbuje się zmusić sercanów do sprzedaży. Wtedy będą mówić, że od początku nie chodziło o żadną pomoc, tylko o handel i pieniądze. Taką narrację natychmiast przekopiują mainstreamowe media i z taką narracją chcieliby wejść w proces księdza – mówi Michał Skwarzyński. Jarosław Molga



Sąd wykluczył Le Pen z walki o prezydenturę

Sąd w Paryżu uznał wczoraj Marine Le Pen za winną defraudacji subwencji Parlamentu Europejskiego w wysokości 474 tys. euro i wykluczył ją na okres pięciu lat ze startu w wyborach. – Jest to zupełnie bezprecedensowa sytuacja w powojennej Europie, żeby w tak dużym kraju jak Francja szefowa opozycji, która prowadzi w sondażach, była wykluczona z wyborów przez sąd I instancji. Sam sąd przyznał, że nie doszło do żadnego osobistego wzbogacenia się – mówi Kacper Kita, publicysta Nowego Ładu.

Wczoraj w Paryżu sąd I instancji uznał szefową Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen, a także ośmiu europosłów za winnych defraudacji subwencji Parlamentu Europejskiego w wysokości 2,9 mln euro w latach 2004–2016. Sprawa, w której zapadły tak surowe wyroki, dotyczyła tego, czy ludzie, którzy zostali zatrudnieni jako asystenci ówczesnych europosłów w Parlamencie Europejskim, mogli wykonywać dowolne zadania. Zdaniem sądu zatrudnienie przez Marine Le Pen ochroniarza jako asystenta było uwłaszczeniem się i defraudacją pieniędzy publicznych.

Marine Le Pen otrzymała zakaz ubiegania się o urząd publiczny na okres pięciu lat. – Wyrok ten to również uderzenie czysto finansowe w Zjednoczenie Narodowe, które będzie musiało płacić duże kary finansowe – mówi Kacper, Kita ekspert ds. Francji.

Pozbawienie osoby biernego prawa wyborczego, która nie została jeszcze skazana prawomocnym wyrokiem, jest możliwe ze względu na niedawną decyzję francuskiej Rady Konstytucyjnej pod przewodnictwem Richarda Ferranda, który jeszcze trzy miesiące temu był przewodniczącym Biura Wykonawczego partii Emmanuela Macrona Renaissance (RE). Według orzeczenia najwyższego organu sądownictwa konstytucyjnego wyrok uprawomocnia się już w momencie ogłoszenia go przez sąd I instancji. – W piątek Rada Konstytucyjna podtrzymała swoje stanowisko i oznajmiła, że pozbawienie praw wyborczych przed złożeniem apelacji nie ogranicza suwerennego prawa ludu do wybierania swoich przedstawicieli. Jest to sytuacja bezprecedensowa na wielu poziomach – mówi Kacper Kita.

Nawet jeśli w apelacji za kilka lat przyzna się rację Marine Le Pen, to do tego czasu nie będzie mogła startować w wyborach, m.in. tych prezydenckich zaplanowanych na rok 2027. – Nie jest całkowicie wykluczone, że Le Pen zdążyłaby uzyskać wyrok w apelacji przed wyborami prezydenckimi. Jest jednak mało prawdopodobne, aby to był wyrok uniewinniający. W takiej sytuacji kandydatem na prezydenta Zjednoczenia Narodowego będzie najpewniej Jordan Bardella, a kandydatką na premiera Marine Le Pen – mówi publicysta Nowego Ładu.



Trump jest wściekły na Putina

Prezydent Donald Trump przyznał w niedzielę, że jest wściekły na Władimira Putina. Nie spodobały mu się komentarze kremlowskiego zbrodniarza wojennego, w których podważał on legitymację prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego do rządzenia. Prezydent Finlandii Alexander Stubb, który zagrał z Trumpem w golfa, powiedział mediom, że przywódcy USA kończy się cierpliwość do Rosji.

Podczas ostatniej kampanii wyborczej Trump wielokrotnie obiecywał, że szybko zakończy wojnę na Ukrainie przy pomocy dyplomacji. Okazuje się jednak, że nie jest to łatwe. Prezydent Zełenski odmówił w ostatniej chwili podpisania umowy o wydobyciu ukraińskich surowców za dalsze wsparcie wojskowe. Później zgodził się na propozycję Trumpa, by wprowadzić 30-dniowe zawieszenie broni, które dałoby czas na negocjacje, ale ta propozycja została odrzucona przez Kreml.

Putin zgodził się jedynie na częściowe zawieszenie broni, które dotyczy jedynie ataków na infrastrukturę energetyczną, i niemal codziennie bombarduje ukraińskie miasta. Rozmowy o zawieszeniu broni na Morzu Czarnym też utknęły w martwym punkcie, bowiem Kreml – zgodnie skądinąd z przewidywaniami strony ukraińskiej – stawia warunki, których nie da się przyjąć.

W niedzielę Trump udzielił telefonicznego wywiadu stacji NBC. W jego trakcie nie ukrywał swojej frustracji zachowaniem Putina. Nie spodobało mu się to, że kremlowski dyktator podważa legitymację Zełenskiego z powodu braku wyborów, których przeprowadzenie jest niemożliwe w warunkach toczącej się wojny. Putin stwierdził w piątek, że Zełenski nie ma uprawnień, by podpisać ewentualne porozumienie pokojowe, a Ukraina powinna wprowadzić rząd tymczasowy, który zorganizuje wybory.

Trump stwierdził, że jest „bardzo zły”, że słowa te padły w trakcie negocjacji pokojowych, i boi się, że opóźnią ich finał. Trump zagroził też, że jeśli Rosja będzie sabotować negocjacje, to USA wprowadzą kolejne sankcje. „Jeśli Rosja i ja nie dojdziemy do porozumienia w sprawie powstrzymania przelewu krwi na Ukrainie i jeśli będzie to wina Rosji, to wprowadzę drugorzędne cła na ropę, na całą ropę, która wychodzi z Rosji”. Jeśli spełni tę groźbę, to sankcjami zostaną objęte państwa, które kupują rosyjską ropę. Jeśli groźba tych sankcji sprawi, że z jej zakupów zrezygnują np. Chiny czy Indie, to będzie to bardzo poważny cios w zdolność Putina do dalszego finansowania tej wojny.

Dzień wcześniej Trump spotkał się na polu golfowym z prezydentem Finlandii Alexandrem Stubbem. W rozmowie z brytyjskim dziennikiem „Guardian” Stubb powiedział, że Trump traci już cierpliwość do Putina i opóźniania przez niego porozumienia pokojowego. Zapytany o to, w jaki sposób je okaże, odparł, że stanie się to jasne w ciągu najbliższych dni. „Kiedy spędzasz z kimś siedem godzin, to przynajmniej masz intuicję co do tego, w jakim kierunku zmierzają sprawy” – powiedział. Dodał, że senator Lindsey Graham, który grał z nimi, ma już gotowy pakiet niszczących sankcji na Rosję, który może zostać w każdej chwili przyjęty przez Kongres. Graham jest bliskim sojusznikiem Trumpa, a równocześnie gorącym zwolennikiem pomocy Ukrainie.

Po przylocie do Londynu Stubb powiedział mediom, że jego zdaniem Amerykanie zaczynają rozumieć, czym jest Rosja. „Myślę, że zmierzamy w kierunku tego, że Amerykanie zobaczą prawdziwe oblicze Rosji” – stwierdził. Dodał, że współpraca z Trumpem, a nie jego ignorowanie, jest najlepszym sposobem na przekonanie USA, by nie opuszczały Ukrainy.



Iran nie chce rozmawiać z USA

Bliski Wschód \ Prezydent USA Donald Trump chce, by Iran dogadał się w sprawie zakazu budowy broni atomowej. Zagroził, że jeśli tego nie zrobi, to musi się liczyć ze zbrojną interwencją. Reżim w Teheranie odpowiedział, że USA poniosą wtedy poważne konsekwencje.

prezydent Iranu Masud Pezeszkian
prezydent Iranu Masud Pezeszkian

Podczas swojej pierwszej kadencji Trump zerwał umowę z Iranem, w wynegocjowaniu której ogromną rolę odegrał prezydent Obama. Przewidywała ona, że Iran ograniczy swój program atomowy, tak by jego wykorzystanie do stworzenia broni atomowej było niemożliwe. W zamian za to USA i inne państwa Zachodu miały stopniowo zdejmować nałożone na niego sankcje. Trump stwierdził, że jej warunki są zbyt łagodne dla Iranu, a reżim i tak ich nie dotrzymuje, poprzez np. utrudnianie kontroli międzynarodowych. Próba odnowienia umowy w czasach Bidena zakończyła się porażką.

Teraz Trump chce jednak zawrzeć z Iranem kolejną umowę. Jak informuje agencja AP, Biały Dom wysłał do jego rządu list, w którym zaproponował bezpośrednie negocjacje w tej sprawie. W niedzielę prezydent Iranu Masud Pezeszkian poinformował, że jego kraj odrzucił taką możliwość. Podkreślił, że jego kraj jest otwarty na negocjacje z USA, ale musiałyby się one odbywać przy pomocy państw trzecich. Dodał, że Iran przekazał USA swoją odpowiedź za pomocą Omanu.

Sayyid Ali Hosseini Chamenei – irański duchowny i polityk. Ajatollah
Sayyid Ali Hosseini Chamenei – irański duchowny i polityk. Ajatollah

Trump od początku kadencji twierdzi, że nie można pozwolić Iranowi na stworzenie bomby atomowej. W niedzielę w rozmowie telefonicznej z dziennikarką Kristen Welker nie wykluczył, że użyje w tym celu sił zbrojnych. „Jeśli nie zawrą umowy, to będą bombardowania” – stwierdził. Dodał, że nie wyklucza też, że ponownie obłoży reżim ajatollahów sankcjami. Najwyższy przywódca Iranu Ali Chamenei odpowiedział, że jeśli Trump spełni tę groźbę, to spotka się z „silną odpowiedzią”. Po raz pierwszy i ostatni oba państwa walczyły w 1988 r., kiedy irańska mina wysadziła amerykański okręt. W jeden dzień Amerykanie zadali ogromne straty irańskiej flocie, tracąc dwóch żołnierzy i jeden śmigłowiec.

Pezeszkian w kampanii wyborczej obiecywał próbę normalizacji stosunków z USA, ale w lutym Chamenei powiedział, że rozmowy z Waszyngtonem „nie są inteligentne, mądre i honorowe”, po czym prezydent od razu usztywnił swoje stanowisko. Jak zauważa agencja AP, na nagraniu podczas demonstracji z okazji Dnia Jerozolimy uczestnikom nie kazano jednak krzyczeć „śmierć Ameryce”, a na propagandówce Korpusu Strażników Rewolucji żołnierze deptali tylko flagę Izraela – zwykle na takich nagraniach depczą też flagę USA. (wm)