Gazeta Polska Codziennie Numer 3908

Polowanie na czarownice

Sędzia w stanie spoczynku i minister sprawiedliwości Barbara Piwnik zaapelowała ostatnio o przywrócenie trójpodziału władzy w Polsce, wyraźnie sugerując, że granica upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości została przekroczona. Trwa odbieranie kolejnych immunitetów, trwają przygotowania do kolejnych procesów pokazowych. Wytypowane osoby tkwią w aresztach wydobywczych. To wszystko dzieje się w ramach „przywracania praworządności”.

Podobnie jak kiedyś komuniści, wprowadzając realny socjalizm w PRL, przekonywali, że wszak to „demokracja”. Jednocześnie w wielu krajach trwa pogrzeb demokracji. Po Rumunii, we Francji, kandydatkę, która prowadzi w sondażu prezydenckim, Marine Le Pen, pozbawiono prawa startu w wyborach na podstawie przepisu, który miał być wentylem bezpieczeństwa, gdyby wyborcy mieli inne preferencje polityczne od elit. Niestety, podobnych działań można się spodziewać w naszym kraju.



Płakała przez dwie doby. Ofiara bodnarowców już na wolności z synem!

Po ponad dwóch miesiącach przetrzymywania w areszcie wydobywczym Anna Wójcik odzyskała wolność i mogła wrócić do opiekowania się niepełnosprawnym synem. – Nie znajduję słów, aby podziękować państwu, stacji, widzom oglądającym Republikę za to, że uwierzyli w sprawiedliwość – mówiła w wywiadzie udzielonym TV Republika. Obrona kobiety podkreśla natomiast, że uwolnienie pani Ani nie byłoby możliwe bez wsparcia niezależnych mediów. – Będziemy kierowali skargę do ETPCz i innych instytucji międzynarodowych, aby poinformować je, z jakich metod korzysta dzisiaj władza w Polsce – mówi „GPC” mec. Krzysztof Wąsowski. To jednak nie koniec walki pani Anny, gdyż bodnarowcy złożyli do sądu wniosek o wydanie zarządzenia opiekuńczego wobec jej syna, co w skrajnych przypadkach może się skończyć nawet odebraniem dziecka.

Pod koniec stycznia br. Anna Wójcik wraz z mężem Markiem Wójcikiem zostali zatrzymani w sprawie rzekomej afery w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych i natychmiast zastosowano wobec nich areszt tymczasowy. Para ma dziecko dotknięte niepełnosprawnością, którego stan w ostatnich tygodniach mocno się pogorszył. Ojciec chłopca w lutym odzyskał wolność, jednak matkę bodnarowcy zostawili w areszcie wydobywczym, zarzucając jej przyjęcie łapówki w wysokości 3,5 mln zł. Przypomnijmy, że ujawnione na antenie Telewizji Republika fragmenty zeznań Pawła Sz. w sprawie RARS wskazują, że nigdy żadna korzyść majątkowa nie została przekazana.

Przez okres uwięzienia przesłuchano ją dwa razy – raz przed sądem, a raz dokonali tego funkcjonariusze CBA, a na czynności została doprowadzona z użyciem środków, które stosuje się wobec najgroźniejszych więźniów. Cała sytuacja tak mocno odbiła się na dziecku, że podjęło ono próbę samobójczą. 12 marca br. sąd wyznaczył biegłego, który miał ustalić faktyczny stan chłopca, jednak z informacji „Codziennej” wynika, że w ogóle nie kontaktował się on ani z rodziną, ani ze szkołą małoletniego. To natomiast nie przeszkodziło mu wydać opinii.

Presja ma sens

„W dniu 2 kwietnia 2025 roku uzyskano opinię, z której wynika, że istnieje możliwość, że opieka sprawowana nad dzieckiem przez tylko jednego rodzica uniemożliwi małoletniemu prawidłową egzystencję lub pogłębi jego chorobę. W tej sytuacji, postanowieniem z dnia 3 kwietnia 2025 roku, prokurator uchylił wobec Anny W. środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania” – poinformowała w czwartek Prokuratura Krajowa, jednocześnie potwierdzając obawy o pogarszającym się zdrowiu dziecka, o których alarmowaliśmy na naszych łamach od wielu dni.

Kilkadziesiąt minut później okazało się, że pani Anna opuści areszt jeszcze tego samego dnia. Zaraz po odzyskaniu wolności kobieta udzieliła emocjonalnego wywiadu Telewizji Republika. – Ten dzień będzie jednym z najszczęśliwszych w moim życiu, jestem najszczęśliwszą matką, która spotka się dzisiaj z synem. To najważniejsza rzecz i to na to czekałam – mówiła pani Anna.

Opisała również, w jaki sposób zareagowała na informacje o tym, że bodnarowcy podjęli działania, których skutkiem może być odebranie rodzinie dziecka. – W momencie, kiedy dotarła do mnie informacja, że dziecko będzie być może oddane, przekazane innej rodzinie, cokolwiek, zastanawiałam się: „Boże, co się tu dzieje” – relacjonowała kobieta, jednocześnie dodając, że natychmiast zajęła się nią psycholog więzienna. – Dwie doby łzy nie znikały mi z policzków. Nie życzę żadnej matce otrzymania takiej informacji. Wszystko, co się działo w moim życiu przed aresztowaniem, było poświęcone mojemu synowi. (…) Poprosiłam pana mecenasa Gomołę i pana mecenasa Wąsowskiego, aby nie ukrywali przede mną żadnych informacji o tym, co się dzieje z moim dzieckiem. Informacje, które do mnie docierały, o próbach jakichś podejmowanych przez moje dziecko, proszę mi wierzyć, moje serce każdego dnia pękało. To dla matki jest informacja, którą trudno sobie w głowie w ogóle ułożyć – powiedziała pani Anna.

Mec. Wąsowski: Śledczy będą stosowali kolejne represje

„Codzienna” skontaktowała się z obrońcą pani Anny mec. Krzysztofem Wąsowskim, którego zapytaliśmy o kulisy uwolnienia pani Anny. – Jest to wielki sukces wszystkich niezależnych mediów, które upomniały się o panią Annę. W przekonaniu obrony prokurator prowadzący postępowanie miał bardzo ścisły nadzór prokuratorów z Warszawy. Widać to było nawet po komunikatach wydawanych przez rzecznika Prokuratury Krajowej – mówi „GPC” mec. Wąsowski.

– Oczywiście do dzisiaj nie wiemy, co znajduje się w opinii sporządzonej przez biegłego ani nawet kim jest ten biegły. Wygląda na to, że wyznaczony przez sąd ekspert zapoznał się jedynie z dokumentami i już to mu wystarczyło, aby wydać jednoznaczną opinię w sprawie stanu dziecka – dodaje adwokat.

Naszego rozmówcę zapytaliśmy też o kolejne kroki obrony. – Będziemy kierowali skargę do ETPCz i innych instytucji międzynarodowych, aby poinformować je, z jakich metod korzysta dzisiaj władza w Polsce. Z tego, co wiem, sprawą zajął się już też rzecznik praw obywatelskich. Natomiast nie ukrywam, że ze strony prokuratury spodziewamy się jakichś ruchów, aby przykryć tę sprawę. Niestety liczymy się z tym, że śledczy będą stosowali kolejne represje – ocenia mec. Wąsowski. Dopytaliśmy również o sprawę toczącą się przed sądem rodzinnym na wniosek prokuratury, która domaga się wydania zarządzenia opiekuńczego wobec syna pani Anny. Przypomnijmy, że tego typu ruchy mogą doprowadzić nawet do odebrania dziecka rodzicom. – Ta sprawa jest w biegu, ale my jako obrońcy nawet nie otrzymaliśmy tego wniosku. Takie rzeczy nie mają prawa się dziać w demokratycznych państwach. Nie wierzymy już komunikatom prokuratury, bo tam jest tyle nieścisłości, że naprawdę trudno je traktować poważnie. W związku z tym czekamy, aż ten wniosek zostanie nam dostarczony, a następnie będziemy wykazywali, że jest bezpodstawny – powiedział nam mec. Krzysztof Wąsowski.

Środowisko „GP” murem za ofiarami bodnarowców

Należy podkreślić, że prokuratura, uchylając środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania, jednocześnie nałożyła na kobietę obowiązek wpłaty poręczenia majątkowego w wysokości 400 tys. zł. Kwotę tę zadeklarowała wpłacić Joanna Jenerowicz, prezes związanej ze środowiskiem „Gazety Polskiej” Fundacji Niezależne Media. – Decyzja została podjęta w ciągu kilku sekund. Od wielu dni śledziłam informacje na temat syna pani Anny i pogarszającego się jego stanu zdrowia. Dziecko nigdy nie powinno być wykorzystywane do tego typu spraw. Nie mogę też zrozumieć, dlaczego tyle czasu pozwalano na krzywdę tego chłopca. W momencie, gdy zobaczyłam na antenie Republiki, że pani Anna może opuścić areszt, natychmiast postanowiłam, że pokryję kwotę poręczenia, aby dziecko mogło jak najszybciej odzyskać matkę – mówi „GPC” prezes Jenerowicz.

Decyzja prokuratora to efekt nacisku mediów

Swoją opinią na temat całej sprawy podzielił się z nami także dr Michał Skwarzyński, adwokat i specjalista w zakresie praw człowieka. – Nie mam wątpliwości, że zwolnienie pani Anny z aresztu to efekt presji mediów. Decyzja prokuratury nie była merytoryczna, lecz wynikała z nacisku opinii publicznej, co jest niezwykle niepokojące. Tymczasowe aresztowanie ma zabezpieczać postępowanie, a w tej sprawie wszystkie dokumenty znajdują się w ministerstwie i śledczy mają do nich pełny dostęp. Nie ma więc ryzyka, że pani Anna W. wpłynie na przebieg śledztwa – mówi nam mec. Skwarzyński.

– Mamy do czynienia z szeregiem zachowań władz, które w przyszłości będą skutkowały odpowiedzialnością Polski przed trybunałami międzynarodowymi. Sprawa pani Skrzypek, ks. Olszewskiego, pań urzędniczek z ministerstwa sprawiedliwości, RARS czy teraz Anny Wójcik to są sprawy, w których zastosowano areszty wydobywcze. W Europejskim Trybunale Praw Człowieka już jest informacja, że tego typu rzeczy mają miejsce w naszym kraju. Będzie się to oczywiście wiązało z odszkodowaniami dla konkretnych osób, a także ogromnymi stratami wizerunkowymi. Obecnie jestem na konferencji w Budapeszcie, w której uczestniczy ośmiu sędziów ETPCz. Dostaję masę pytań od przedstawicieli środowiska prawniczego, czy prawdą jest, że złamano immunitet posła Romanowskiego, czy rzeczywiście zatrzymany ksiądz nie był karmiony, czy naruszano godność zatrzymanych pań urzędniczek… Moi rozmówcy są zszokowani faktami, które im przedstawiam – mówi „GPC” mec. Michał Skwarzyński.


Prezes PiS o Giertychu: Mam nadzieję, że resztę życia spędzi w więzieniu

POLITYKA \ W Polsce bez czołgów na ulicach dokonuje się niezwykle negatywna zmiana ustroju demokratycznego w mieszaninę autorytaryzmu z jakimiś lekkimi elementami totalitaryzmu. Ustrój nienazwany jeszcze – powiedział prezes Jarosław Kaczyński po czwartkowym przesłuchaniu w prokuraturze, gdzie zeznawał w sprawie tragicznej śmierci śp. Barbary Skrzypek.

W czwartek w prokuraturze prowadzącej śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci śp. Barbary Skrzypek przesłuchany został prezes PiS Jarosław Kaczyński. Co ciekawe, śledczy zadecydowali, że to właśnie lider opozycji ma jako pierwszy składać w tej sprawie wyjaśnienia, a nie prok. Ewa Wrzosek czy też dwóch prawników, którzy poza nią brali udział w czynnościach z panią Skrzypek. Po wyjściu z przesłuchania prezes Kaczyński udzielił komentarza mediom, w którym poinformował, że przesłuchanie jego współpracowniczki „niemal na pewno doprowadziło do tego skutku, jakim była śmierć”.

Opowiedział również o swojej ostatniej rozmowie telefonicznej z kobietą. – Nie spotkałem się z nią osobiście, natomiast rozmowa telefoniczna trwała kilka minut. Ona mi troszkę powiedziała o tym, jak to wyglądało, o tej „ustawce” (…), natomiast mówiła przede wszystkim o swoim zdenerwowaniu, zmęczeniu i o tym, że nie jest w stanie ze mną porozmawiać wcześniej niż w poniedziałek. Prezes PiS podkreślił również, że w jego ocenie Roman Giertych oraz Ewa Wrzosek powinni odpowiedzieć za swoje decyzje, a karą powinny być wyroki więzienia. – Mówiłem o nich zgodnie z tym, co było mi przekazywane przez śp. Barbarę Skrzypek, jeżeli chodzi o Giertycha, to dotyczyło rzeczy pośrednich, bo ona chyba go nie znała, ja go znam, natomiast jeżeli chodzi o panią Wrzosek, to ona w tej ustawce była tak jakby w środku, a pan Dubois odgrywał rolę dobrego policjanta – relacjonował prezes PiS. (jp)



Szejna pracował dla doradców chińskiego rządu. Trefny polityk dopuszczony do ścisłych tajemnic Polski

SKANDAL \ Andrzej Szejna, wiceminister spraw zagranicznych, nie tylko promował jako poseł chińskie interesy, wychwalał komunistyczne władze w Pekinie i przygotowywał interpelacje broniące biznesu z Chin. Jak ustaliła „Gazeta Polska”, kancelaria prawna Squire Patton Boggs, w której wcześniej pełnił ważną funkcję, od lat obsługuje reżim w Pekinie. Z Chińczykami współpracuje też warszawskie biuro kancelarii. W czasie, gdy Szejna wstawiał się za Huawei w swych interpelacjach, Squire Patton Boggs sporządzała dla tego chińskiego koncernu dokumenty używane do nacisków na polski rząd. Andrzej Szejna, wiceminister spraw zagranicznych, znalazł się pod lupą „Gazety Polskiej” za swoje związki z Chinami.

Jako poseł opozycji aktywnie wspierał interesy Huawei, ostrzegając przed „wojną handlową z Chinami” i krytykując wykluczenie chińskich firm z polskiego rynku 5G. W 2021 r., na stulecie Komunistycznej Partii Chin, wychwalał ją, mówiąc: „Sukces KPCh to sukces całego świata”. Podkreślał, że „Komunistyczna Partia Chin każdego dnia zastanawia się, co zrobić, by podnieść poziom życia w Chinach”, a jej rządy mogłyby być wzorem dla Polski. Jego interpelacje poselskie – m.in. z 2020 r. – broniły Huawei. Szejna pytał: „Czy przedstawiciele ambasady USA zwracali się do Ministerstwa Cyfryzacji w sprawie zmian w rozporządzeniu?”. Sugerował, że wykluczenie chińskich gigantów technologicznych zaszkodzi polskiej gospodarce, w tym rolnikom i budowie CPK.

Klucz do tych działań może tkwić w przeszłości Szejny w kancelarii Squire Patton Boggs, gdzie w latach 2017–2019 był starszym doradcą ds. polityki publicznej. Kancelaria ta od lat współpracuje z chińskim rządem i biznesem, w tym z Huawei. W 2020 r. przygotowała dla koncernu analizę naciskającą na polski rząd ws. ustawy o cyberbezpieczeństwie, zarzucając projektowi niezgodność z prawem. Warszawskie biuro kancelarii wspierało też chińskie inwestycje, jak przejęcie Energy 21 w 2016 r. Szejna zaprzecza, by pracował dla chińskich klientów, twierdząc: „Nigdy nie załatwiałem niczego dla klienta, który miałby jakiekolwiek powiązania z Chinami”. Jednak Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wciąż bada jego działalność.

„Gazeta Polska” ujawnia kulisy tych kontrowersji, wskazując na powiązania Szejny z kancelarią obsługującą także Rosję i inne represyjne reżimy. Cała historia – tylko w tygodniku! Grzegorz Wierzchołowski (Niezależna.pl)



Trump: Dość wyzyskiwania USA!

Amerykański przywódca obłożył większość państw świata cłami. Są one odpowiedzią na cła, które wcześniej nałożono na Stany Zjednoczone. Prezydent wyjaśnił, że ich głównym celem jest ochrona amerykańskich pracowników. Zyski z nich posłużą do obniżenia podatków i spłaty długu narodowego.

USA w ostatnich latach miały jedne z najniższych ceł w swojej historii, co czyniło ten kraj łakomym kąskiem dla eksporterów. Z tego powodu Stany przez kilka ostatnich lat miały najwyższy deficyt handlowy (różnicę między importem a eksportem) na świecie. Trump od dawna twierdził, że taka sytuacja jest bardzo niezdrowa dla amerykańskiego przemysłu i szerszego rynku pracy. Wskazywał, że inne państwa bogacą się kosztem USA.

Wcześniej zapowiedział, że jego administracja wprowadzi na inne państwa cła w takiej wysokości, w jakiej one same obłożyły USA. „Dzień wyzwolenia”, jak to nazwał, miał miejsce w środę. – 2 kwietnia 2025 r. na zawsze zostanie zapamiętany jako dzień, w którym odrodził się amerykański przemysł – powiedział Trump w Ogrodzie Różanym przed podpisaniem rozporządzenia. Dodał, że jego zdaniem „to jeden z najważniejszych dni w historii Ameryki, to nasza deklaracja ekonomicznej niezależności”. – Wzajemne: to oznacza, że oni robią to nam, a my robimy to im. Bardzo proste, nie da się prościej – wyjaśnił.

Trump zdecydował, że minimalne cło, którym zostaną objęte wszystkie państwa, wyniesie 10 proc. Wysokość ostatecznego cła jest natomiast odpowiedzią na łączne koszty barier handlowych, jakie dane państwo nakłada na USA. W wypadku Unii Europejskiej obliczono je na 39 proc., więc Trump nałożył na nią 20-proc. cła.

W wypadku Chin to odpowiednio 67 i 34 proc., a Indii – 52 i 26 proc. W niemal każdym wypadku wysokość cła nałożonego przez Trumpa wynosi mniej więcej połowę tego, ile płacą USA. Wiele osób zwróciło uwagę, że na liście państw, które zostały obłożone cłami, nie ma Rosji, Białorusi, Kuby i Korei Północnej, ale Biały Dom wyjaśnił, że z racji sankcji USA praktycznie z nimi nie handlują.

Decyzja Trumpa oburzyła wielu światowych liderów, którzy zapowiadają teraz cła odwetowe. Sekretarz skarbu Scott Bessent miał dla nich krótką odpowiedź. – Moja rada dla każdego kraju teraz to: nie mścijcie się – powiedział w programie „Special report”. Dodał, że jeśli będą próbowali się mścić, to spowoduje to eskalację, a jeśli po prostu zaakceptują te cła, administracja Trumpa już ich nie podwyższy. Biały Dom napisał w oświadczeniu, że cła będą obowiązywać, aż Trump uzna, że dane państwo zaczęło traktować USA sprawiedliwie.



Ceny ropy spadają, plan Trumpa działa

Towary energetyczne zostały wyłączone z ogłoszonych przez prezydenta USA Donalda Trumpa nowych ceł importowych. Wpisuje się to w szerszy plan amerykańskiego przywódcy, jakim jest utrzymanie niskich cen energii. Ceny ropy w USA pikują.

Prawie niezauważane w nowych cłach importowych ogłoszonych przez prezydenta USA Donalda Trumpa jest to, że towary energetyczne zostały wyłączone. Jak przekazał Biały Dom, poziom bazowy 10 proc. dla całego importu do Stanów Zjednoczonych i wyższy dla wielu głównych partnerów handlowych nie będzie miał zastosowania do ropy naftowej, gazu ziemnego i produktów rafinowanych.

Zwolnienie z importu energii jest sposobem Trumpa na zrekompensowanie Amerykanom ewentualnych podwyżek towarów w związku z cłami. Chociaż Stany Zjednoczone są jednym z największych producentów ropy naftowej na świecie, amerykańskie pola naftowe są skoncentrowane głównie w Teksasie i Dakocie Północnej, co sprawia, że import ropy z Kanady jest opłacalny dla innych stanów i regionów. Również zwyżka produkcji meksykańskiej ropy naftowej doprowadziła do jej zwiększonego importu na niektóre rynki amerykańskie. Import surowców energetycznych do USA obejmuje zarówno kanadyjską ropę naftową obsługującą rafinerie na Środkowym Zachodzie, jak i europejskie ładunki benzyny i oleju napędowego na wschodnie wybrzeże.

Działania Trumpa związane z wprowadzeniem dodatkowych ceł wpisują się również w szerszy plan prezydenta, jakim jest utrzymanie niskich cen energii. Eksperci podkreślają, że ceny ropy naftowej wykazują tendencję spadkową od połowy stycznia w związku z obawami o osłabienie popytu i skutki działań Trumpa w sprawie polityki handlowej.

W czwartek kontrakty terminowe na ropę brent spadły o prawie 3 proc., poniżej 73 dol. za baryłkę. – Rynki stały się niechętne do ryzyka po wyższych. niż oczekiwano, cłach w USA – ocenili eksperci Trading Economics. Ich zdaniem chociaż import ropy, gazu i produktów rafinowanych był zwolniony z tego obowiązku, szeroko zakrojone cła prezydenta Donalda Trumpa na kilka krajów, w tym 10-proc. bazowe, 34-proc. na Chiny i 20-proc. na UE, wzbudziły obawy o eskalację sporów handlowych, które mogą stłumić globalny popyt na energię.

– Do niedźwiedziego sentymentu przyczynia się fakt, że zapasy ropy naftowej w USA nieoczekiwanie wzrosły w zeszłym tygodniu o 6,2 mln baryłek, wbrew prognozom zakładającym spadek o 2 mln baryłek, napędzany gwałtownym wzrostem importu z Kanady – zaznaczyli analitycy. Z oświadczenia OPEC+ wynika, że sojusz krajów, na czele których stoją Arabia Saudyjska i Rosja, planuje zwiększyć produkcję surowca. Jednak sama Rosja nałożyła zaostrzenie restrykcji eksportowych, wstrzymując załadunki z kluczowych portów. Inwestorzy czekają teraz na rezultaty spotkania kartelu, które właśnie się rozpoczyna, aby uzyskać dalsze informacje na temat perspektyw globalnej podaży.