Nie jest zaskoczeniem, że Amerykanie wycofali żołnierzy i sprzęt z lotniska w Jasionce. Te decyzje zapadły jesienią, kiedy prezydentem był jeszcze Joe Biden. Przez trzy lata Amerykanie zabezpieczali najważniejszy – w kontekście wojny na Ukrainie – węzeł logistyczny w Polsce. Szef armii USA w Europie i Afryce, gen. Christopher Donahue, ogłosił przeniesienie personelu dowództwa z Jasionki do innych lokalizacji w Polsce, gdzie na stałe stacjonuje około 10 tys. amerykańskich żołnierzy.
Tymczasem szef Dowództwa Europejskiego USA, gen. Christopher Cavoli, zeznawał przed członkami Izby Reprezentantów. Powiedział, że „konsekwentnie zaleca” utrzymanie tej samej liczby wojsk USA na kontynencie od czasu, gdy Rosja rozpoczęła wojnę na Ukrainie. W Waszyngtonie nie ma sygnałów, że coś miałoby się zmienić.
Izba Reprezentantów USA przyjęła projekt kolejnej ustawy budżetowej. To wielkie zwycięstwo prezydenta Donalda Trumpa, bo ustawa ta jest niezbędna do realizacji obietnic wyborczych. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy uda się pokonać bunt wewnątrz Partii Republikańskiej.
Następna ustawa budżetowa będzie bardzo ważna dla Trumpa – prezydent chce, by pozwoliła mu na realizację obietnic wyborczych. Najważniejszym punktem jest przedłużenie ulg podatkowych, które Trump wprowadził w 2017 r., i dodanie do nich kolejnych. Chciałby także dostać więcej pieniędzy na obronność i ochronę granic oraz wprowadzić bardzo daleko idące oszczędności, np. na walce z globalnym ociepleniem.
Przyjęcie projektu budżetu przez Izbę Reprezentantów jest niezbędnym etapem uchwalenia ustawy. Do końca nie było jednak pewne, czy to się uda. Dla wszystkich było jasne, że ten projekt nie zostanie poparty przez lewicę, ale 12 republikańskich kongresmenów zagroziło, że również go nie poprze. Porażka w tym głosowaniu byłaby wielkim problemem dla Trumpa. Spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson wspólnie z liderami republikanów w Senacie przez wiele godzin negocjował z opornymi kongresmenami. Negocjacje przyniosły skutek. Ostatecznie projekt nowego budżetu przeszedł stosunkiem głosów 216 do 214. Tylko dwóch republikanów zagłosowało przeciwko. „Największe cięcia podatków w historii USA!!! Coraz bliżej!” – triumfował Trump.
Teraz taki sam projekt będzie musiał przyjąć Senat. Już wcześniej przyjął projekt, który był do niego bardzo podobny, ale przewidywał znacząco mniejsze cięcia wydatków. Republikanie chcą przyjąć nowy budżet za pomocą tzw. rekoncyliacji. To skomplikuje całą procedurę, ale wobec sprzeciwu lewicy to jedyny realistyczny sposób, ponieważ w tej procedurze w Senacie wystarczy zwykła większość głosów, co oznacza, że lewica nie będzie mogła zablokować jego przyjęcia.
Przyjęcie jej przez Senat nie będzie jednak łatwe i lider senackiej większości John Thune będzie musiał poprowadzić trudne negocjacje. Republikanie zgadzają się co do tego, że cięcia wydatków są konieczne, ale nie ma wśród nich zgody, jeśli chodzi o to, co powinno zostać obcięte. Negocjacje będą musiały odbyć się w szybkim tempie, bo budżet musi być przyjęty najpóźniej w sierpniu lub we wrześniu, kiedy skończy się limit zadłużenia. Jeśli Kongres nie zdąży do tego czasu, USA po raz pierwszy w swojej historii będą musiały ogłosić niewypłacalność. Ekonomiści są zgodni, że efekty tego byłyby odczuwalne na całym świecie.
GEOPOLITYKA \ Chiny ogłosiły wprowadzenie 125-proc. ceł na towary z USA w odpowiedzi na 145-proc. taryfy celne nałożone wcześniej przez Waszyngton na produkty z ChRL. Eksperci zwracają uwagę, że administracja Trumpa przygotowuje zarówno Stany Zjednoczone, jak i swoich sojuszników na proces tzw. decouplingu, czyli odłączenia od Chin.
Najpierw w ubiegłym tygodniu prezydent USA ogłosił wprowadzenie serii ceł na partnerów handlowych Waszyngtonu, które wynoszą od 10 do 49 proc. Cło na import z Chin ustalono na 34 proc. – oprócz wcześniejszego cła w wysokości 20 proc. Pekin odpowiedział na to wprowadzeniem 34-proc. taryfy na cały import z USA. Na ten krok Trump zareagował dodatkowymi cłami w wysokości 50 proc. na chiński import, co łącznie dało 104 proc. Później zwiększył stawkę do 145 proc. – Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości Chiny zrozumieją, iż dni, w których mogą okradać USA i inne kraje, nie są już ani trwałe, ani akceptowalne – oświadczył prezydent USA.
Chiny są największym partnerem handlowym USA w zakresie importu towarów. W ub.r. wartość chińskiego eksportu do USA osiągnęła 438,9 mld dol., podczas gdy import z USA wyniósł 143,5 mld dol.
W międzyczasie prezydent USA ogłosił 90-dniową przerwę w stosowaniu podwyższonych ceł dla innych państw. W tym okresie taryfy będą wynosić 10 proc., z wyjątkiem Kanady i Meksyku, gdzie obowiązywać będą stawki w wysokości 25 proc. Eksperci podkreślają, że działania administracji Trumpa wskazują, iż mamy do czynienia nie tyle z wojną celną czy handlową, ile ze strategią głębokiego i trwałego tzw. decouplingu (odłączenia) od Chin. Henry S. Gao, wykładowca prawa na Singapore Management University, w wypowiedzi dla Bloomberg Business zauważył, że „cła Trumpa to jedynie symptomy, mające na celu rozwiązanie problemu źródłowego, czyli fundamentalnego zagrożenia, jakie dla globalnego porządku gospodarczego stwarza państwowy kapitalizm Chin”. Według Gao taryfy celne od samego początku miały na celu uderzenie w jedno państwo – Chiny.
Z tą opinią zgadza się Christopher Balding, starszy pracownik naukowy w Henry Jackson Society, brytyjskim konserwatywnym think tanku, który koncentruje się głównie na zagrożeniach ze strony Chin i Rosji. Zdaniem Baldinga nałożenie ceł na sojuszników USA ma skłonić ich do podjęcia negocjacji. Powinny doprowadzić do tego, że stawią oni czoła nieuczciwym praktykom handlowym Chin, takim jak bariery handlowe, cła, dumping oraz manipulacje walutowe. W wypowiedzi dla amerykańskiego portalu EpochTV Balding zauważył, że obecnie prezydent USA testuje różne kraje, aby ustalić, które z nich dołączą do koalicji tworzonej przez Amerykanów w celu stawienia czoła zagrożeniom ze strony Chin.
Balding uważa, że ostatecznie Kanada, Meksyk, Japonia i Korea Południowa będą współpracować z administracją Trumpa. Unię Europejską nazywa zaś „wielką niewiadomą”, wskazując na prochińskie tendencje tamtejszych elit. Przykładem jest lewicowy premier Hiszpanii Pedro Sánchez, który przebywa obecnie w Pekinie, gdzie wezwał do zacieśnienia sojuszu z Chinami, aby „stawić czoła Trumpowi”. Dodatkowo UE jest gotowa na ustępstwa w kwestii nałożonych wcześniej ceł na chińskie pojazdy elektryczne i rozważa ustalenie na nie cen minimalnych.
Stany Zjednoczone przedłużają sankcje na Rosję o rok. To efekt celowego odwlekania przez rosyjskiego zbrodniarza Władimira Putina zawieszenia broni na Ukrainie. Prezydent Donald Trump zapowiedział przy tym, że jeżeli sytuacja się nie zmieni, sankcje będą się systematycznie zaostrzać.
W kwietniu 2021 r. ówczesny prezydent USA Joe Biden ogłosił stan wyjątkowy na mocy ustawy o międzynarodowych nadzwyczajnych uprawnieniach gospodarczych (International Emergency Economic Powers Act). Jak mogliśmy przeczytać w Rejestrze Federalnym (Federal Register), działania administracji Białego Domu zostały podjęte w celu przeciwdziałania „niezwykłym i nadzwyczajnym zagrożeniom dla bezpieczeństwa narodowego, polityki zagranicznej i gospodarki Stanów Zjednoczonych”, za które odpowiadała Federacja Rosyjska.
Na liście znalazły się takie szkodliwe działania, jak m.in. ingerowanie w demokratyczne procesy wyborcze w Stanach Zjednoczonych i wśród ich sojuszników, angażowanie się w złośliwe działania w cyberprzestrzeni skierowane przeciwko USA oraz ich sojusznikom i partnerom, stosowanie korupcji w celu wywierania wpływu na rządy zagraniczne, prowadzenie działań eksterytorialnych wymierzonych w dysydentów lub dziennikarzy, naruszanie dobrze ugruntowanych zasad prawa międzynarodowego, w tym poszanowania integralności terytorialnej państw. Administracja Bidena aż trzykrotnie w latach 2022–2023 rozszerzała zakres stanu wyjątkowego.
„Szkodliwe działania Rosji w dalszym ciągu stanowią niezwykłe i nadzwyczajne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, polityki zagranicznej i gospodarki Stanów Zjednoczonych” – wskazał prezydent Donald Trump w specjalnym dokumencie. Stał się on podstawą do przedłużenia przez amerykańskiego przywódcę o kolejny rok sankcji obowiązujących wobec Rosji. Prezydent USA coraz krytyczniej mówi o celowym odwlekaniu przez Władimira Putina zakończenia działań wojennych. „Rosja musi się ruszyć. Zbyt wielu ludzi ginie, tysiące każdego tygodnia, w okropnej i bezsensownej wojnie” – wskazał Donald Trump na swoim portalu społecznościowym Truth Social.
Co więcej, jak podaje amerykańska stacja Fox News, Trump może zdecydować się na nałożenie kolejnych sankcji na Rosję, jeśli ta do końca kwietnia nie zgodzi się na zawieszenie broni w trwającej wojnie z Ukrainą. Niedawno prezydent Stanów Zjednoczonych zagroził też nałożeniem wtórnych sankcji na państwa, które dokonują zakupu rosyjskiej ropy naftowej.
MORZE BAŁTYCKIE \ Estońska Marynarka Wojenna zatrzymała tankowiec rosyjskiej floty cieni. W trakcie śledztwa Estończycy potwierdzili, że okręt nie miał ubezpieczenia i wbrew deklaracjom azjatyckiej załogi o rejestracji statku w Dżibuti jednostka płynęła bez bandery.
W sobotę przedstawiciele Urzędu Transportu Estonii zaprezentowali wyniki inspekcji rosyjskiego tankowca Kiwala, zatrzymanego w piątek rano na wodach Bałtyku. Podczas szczegółowej kontroli inspektorzy przeanalizowali dokumentację jednostki, przesłuchali załogę i przeszukali magazyny, po czym stwierdzili dziesiątki uchybień. – Przeprowadzając kontrolę statku bezpaństwowego, Estonia wypełniła swoje zobowiązania międzynarodowe. Inspektorzy stwierdzili poważne naruszenia prawa, w związku z czym nie możemy pozwolić jednostce na kontynuowanie kursu – zapowiedział dyrektor oddziału ds. morskich Urzędu Transportu Estonii Kristjan Truu.
Specjaliści wypunktowali łącznie 40 nieprawidłowości w funkcjonowaniu jednostki, z czego 29 określono jako poważne. Jednym z głównych naruszeń jest kurs bez bandery, co sprawia, że statek nie podlega ustawodawstwu żadnego kraju. Podczas przesłuchań załoga podawała Dżibuti jako państwo bandery, ale śledczy ustalili, że afrykański kraj anulował przynależność państwową ze względu na nielegalne działania jednostki.
Dodatkowo tankowiec nie był ubezpieczony i był objęty sankcjami UE, Wielkiej Brytanii, Kanady oraz Szwajcarii. Ustalono, że załoga płynęła z Indii, a celem rejsu był rosyjski port Ust-Ługa w obwodzie leningradzkim. Estońska Marynarka Wojenna poinformowała, że statek nie wykazywał zagrożenia dla europejskiej infrastruktury krytycznej.
W ciągu ostatnich miesięcy służby krajów bałtyckich zgłosiły serię incydentów wpisujących się w rosyjskie działania hybrydowe na wodach Bałtyku. Jednostki FR systematycznie zakłócają komunikację mobilną, manipulują systemami nawigacji i maskują własne ruchy. W ten sposób stanowią zagrożenie dla operacji handlowych i energetycznych w regionie. Ich celem jest testowanie gotowości bojowej NATO, które od stycznia br. sprawuje nadzór nad podwodną infrastrukturą w ramach operacji „Straż bałtycka”.
W odpowiedzi na rosyjskie prowokacje estoński parlament przyjął ustawę, na mocy której Estońskie Siły Zbrojne będą mogły zatapiać statki handlowe stanowiące zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Joanna Kowalkowska
OMAN \ Zakończyła się pierwsza runda negocjacji ws. ograniczenia programu atomowego przez Iran. Zgodnie z zapowiedzią prezydenta USA Donalda Trumpa obie strony rozmawiały bezpośrednio. Obie uznały też, że rozmowy były produktywne. Jak informowaliśmy w „Codziennej”, Trump zapowiadał, że Waszyngton i Teheran będą rozmawiać bezpośrednio o ograniczeniu przez Iran programu atomowego tak, by nie mógł posłużyć on do produkcji bomby atomowej. Strona irańska twierdziła, że chce negocjacji, ale te muszą odbyć się przez pośredników.
Irańskie państwowe media poinformowały, że Trump jednak postawił na swoim. Jego przedstawiciel ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff odbył bezpośrednią rozmowę z irańskim ministrem spraw zagranicznych Abbasem Araghchim. Rozmowa, która odbyła się na przedmieściach stolicy Omanu Maskatu, była pierwszą bezpośrednią komunikacją między oboma państwami od czasu administracji Baracka Obamy.
Biały Dom wskazał w oświadczeniu, że rozmowa, która potrwała ponad dwie godziny, była „bardzo pozytywna i konstruktywna”, chociaż przyznał, że sprawy dzielące oba państwa są „bardzo skomplikowane”. Sam Trump wypowiedział się w podobnie optymistycznym tonie, ale podkreślił, że nic nie jest pewne, dopóki oba państwa nie podpiszą umowy.
Araghchi również przyznał w państwowej telewizji, że rozmowa była konstruktywna. Dodał, że żadna ze stron nie jest zainteresowana „rozmowami w imię rozmów” ani marnowaniem czasu na bezprzedmiotowe negocjacje. Zależy im za to na jak najszybszym osiągnięciu porozumienia. Dodał jednak, że „to na pewno nie będzie łatwym zadaniem”.
(wm)