Zdecydowana wygrana George’a Simiona z prawicowej partii AUR w powtórzonych wyborach prezydenckich w Rumunii powinna być sygnałem ostrzegawczym dla polskiego rządu. Wybory z ubiegłego roku unieważniono tak naprawdę dlatego, że wygrał kandydat nieakceptowalny dla tamtejszego establishmentu.
Oczywiście dorobiono do tego teorię, która od początku nie trzymała się logiki, czyli rosyjskich wpływów – bez żadnych nawet przesłanek. Rządzący w Rumunii liberałowie wpadli w zastawione przez siebie sidła. Zbanowali Călina Georgescu, zwycięzcę unieważnionych wyborów, ale społeczeństwo w lokalach wyborczych dało jasno do zrozumienia, że nie akceptuje ingerencji w proces wyborczy i niszczenia fundamentów demokracji.
George Simion wygrał z wynikiem ponad 40 proc., deklasując rywali. Jego rezultat był o 10 pkt proc. wyższy niż w badaniach exit poll. Co z tą wiedzą zrobią polskie władze? Czy w razie niepowodzenia Rafała Trzaskowskiego po 18 maja zdecydują się na wariant rumuński? Jedno jest pewne – efekt wyborczy w Bukareszcie jest inny od zamierzonego przez tamtejszy rząd. Szekspirowski las Birnam już jest blisko „murów” Koalicji Obywatelskiej. Cała Europa skręca w prawo.
Nie ma przesady w stwierdzeniu, że niedzielne wybory prezydenckie w Rumunii obserwowała cała Europa. Anulowany plebiscyt z jesieni ub.r., zarzuty wobec jego zwycięzcy Călina Georgescu i późniejsze niedopuszczenie go do ponownego startu wywołały potężny kryzys polityczny i demokracji w Rumunii. Z tego powodu rozpisane na nowo wybory miały tak strategiczne znaczenie.
Ogłoszone po kilku godzinach oficjalne wyniki głosowania potwierdziły to, co pokazywały sondaże – lider prawicowego ugrupowania AUR George Simion wygrał I turę. Wygrał zdecydowanie, zdobywając blisko 4 mln głosów, co przełożyło się na 40,9 proc. głosów.
To blisko dwa razy tyle niż burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan, z którym zmierzy się ponownie 18 maja. Simion wygrał bitwę, a za niecałe dwa tygodnie stanie przed szansą wygrania wojny. Jest zdecydowanym faworytem. Widać bowiem, że prawicowy elektorat w Rumunii mocno się zmobilizował, by wesprzeć swojego lidera i nie dać powodu do malwersacji wyborczych, które mogą pojawić się przy zbliżonych wynikach. Weźmy przykład z Rumunów i tłumnie ruszajmy na zbliżające się wielkimi krokami wybory prezydenckie.
Ryszard Cyba pozostanie w szpitalu w Lubiążu. Biegli psychiatrzy wprawdzie wydali nową opinię, ale wnioski są podobne do pierwotnych. To oznacza, że morderca skazany na dożywocie nie wróci do zakładu karnego. – Gdyby stan zdrowia się poprawił, gdyby była inna opinia biegłych, to oczywiście natychmiast wracamy do postępowania wykonawczego – zapewnia sędzia Grzegorz Gała z Sądu Okręgowego w Łodzi. Nie wiadomo jednak, czy kiedykolwiek to nastąpi.
Prawomocnym wyrokiem Ryszarda Cyba został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności z zastrzeżeniem, że o warunkowe przedterminowe zwolnienie może się ubiegać dopiero po 30 latach, czyli najwcześniej w 2040 r.
Była to kara za zbrodnię popełnioną 19 października 2010 r., gdy 62-letni wówczas mężczyzna, do niedawna członek Platformy Obywatelskiej, uzbrojony w pistolet, paralizator i nóż wtargnął do biura PiS w Łodzi. Z zimną krwią zamordował Marka Rosiaka, asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego. Ciężko ranił również Pawła Kowalskiego.
Mimo to po niespełna 15 latach – dokładnie 18 marca – Cyba opuścił Zakład Karny w Czarnem. Obecnie przebywa w szpitalu psychiatrycznym w Lubiążu (Dolny Śląsk).
Nowa opinia psychiatrów
Na czwartek 8 maja w Sądzie Okręgowym w Łodzi zaplanowane jest posiedzenie ws. zastosowania wobec Cyby elektronicznych bransoletek. Z tego też powodu został on poddany kolejnemu badaniu mającemu ocenić obecny stan zdrowia mordercy.
Opinia biegłych psychiatrów ze szpitala w Lubiążu jest gotowa.
– Jest pełna, jasna, sformułowana jednoznacznie – przyznał sędzia Grzegorz Gała, ale odmówił podania szczegółów dotyczących zdrowia Cyby, choć równocześnie potwierdził: – Ta opinia niczym się nie różni od pierwszej. Została wydana stricte pod postępowanie dotyczące możliwości zastosowania środka zabezpieczającego w postaci elektronicznej kontroli miejsca pobytu.
Nie wróci do więzienia
Skoro jednak nowa opinia we wnioskach jest tożsama z pierwszą, a w tamtej biegli orzekli, że Cyba nie może przebywać w warunkach zakładu karnego, to oznacza, iż morderca nie wróci do więziennej celi.
– Gdyby była w jakikolwiek sposób sprzeczna albo przynajmniej nie pokrywała się z tą pierwszą opinią dotyczącą zawieszenia postępowania wykonawczego, to podejmowalibyśmy z urzędu środki – wskazał Gała. – To nie jest tak, że przestajemy się sprawą interesować. Jeżeli cokolwiek nowego się pojawi, to oczywiście natychmiast zareagujemy. Okresowo, co trzy, cztery miesiące będziemy sprawdzać stan zdrowia i gdyby on się poprawił, gdyby była inna opinia biegłych, to natychmiast wracamy do postępowania wykonawczego – wyjaśnił.
W tym postępowaniu Cyba ma ustanowionego obrońcę z urzędu, którym jest adwokat Monika Firek-Starczewska.
Na specjalnym oddziale
Szpital w Lubiążu leży na terenie podległym Sądowi Rejonowemu w Wołowie, który teraz podejmuje decyzje związane ze skazanym na dożywocie mordercą.
„Postanowieniem zabezpieczającym z dnia 4 kwietnia 2025 r. umieścił wskazaną osobę na Oddziale Psychiatrii Sądowej o Wzmocnionym Zabezpieczeniu – poinformował Sąd Okręgowy we Wrocławiu. – Nie wydawano żadnych szczegółowych zarządzeń odnośnie do dodatkowych środków zabezpieczenia w stosunku do pacjenta, ponad te wynikające z charakteru oddziału”.
Przekazano również, że „od dnia umieszczenia pacjenta w szpitalu w Lubiążu sąd nie uzyskał informacji o jakichkolwiek zdarzeniach szczególnych z jego udziałem”. Nie podejmowano żadnych decyzji dotyczących sposobu jego traktowania przez personel szpitala.
„Nie wpłynęły do sądu żadne sygnały świadczące o jakichkolwiek nieprawidłowościach, niestandardowych procedurach lub zachowaniach w tym zakresie” – dodano.
Jak długo Cyba będzie przebywał w Lubiążu? „Czas pobytu pacjenta w szpitalu został określony w postanowieniu zabezpieczającym na czas trwania postępowania, a więc w sposób typowy dla postanowień zabezpieczających. Nie można z góry ustalić, jak długo okres ten będzie trwał” – napisano w oświadczeniu.
W niedzielę doszło do ataku rakietowego na lotnisko Ben Guriona w Tel Awiwie. Odpowiedzialność za ten atak wziął na siebie wspierany przez Iran ruch Huti. Premier Izraela Beniamin Netanjahu zapowiedział, że nie pozostanie to bez odpowiedzi.
Zdarzenie miało miejsce w niedzielę. Izraelskie media informują, że tego dnia Huti zaatakowali Izrael za pomocą pocisków balistycznych. Jeden z nich spadł na sad w pobliżu terminalu 3 międzynarodowego lotniska Ben Guriona w Izraelu. Trzy osoby odniosły niegroźne obrażenia – 50-letni mężczyzna i 54-letnia kobieta zostali zranieni przez samą rakietę, a 32-letnia kobieta odniosła obrażenia, gdy biegła do schronu. Eksplozja rakiety wywołała panikę wśród pasażerów czekających na swój lot. Lotnisko wznowiło pracę po blisko godzinie, a większość linii lotniczych już w poniedziałek zapowiedziała, że nadal będzie z niego korzystać.
Normalnie używane przez Huti prymitywne rakiety nie są wyzwaniem dla potężnej izraelskiej obrony przeciwlotniczej. Siły Obronne Izraela (IDF) od początku wojny w Strefie Gazy dały radę przechwycić ok. 95 proc. pocisków. Tym razem jednak im się to nie udało, chociaż IDF przyznały, że próbowano. Trwa już w tej sprawie śledztwo, ale dziennik „Jerusalem Post” poinformował nieoficjalnie, że powodem był „błąd techniczny”.
Rzecznik izraelskiej policji przyznał, że to cud, że rakieta trafiła w niemal pusty sad. Gdyby trafiła np. w terminal czy któryś z samolotów, liczba ofiar mogłaby być ogromna. Huti wzięli na siebie odpowiedzialność za ten atak. Zapowiedzieli, że będą dokonywali kolejnych ataków na izraelskie lotniska, i wezwali linie lotnicze, by dla bezpieczeństwa pasażerów odwołały loty do Izraela.
Premier Netanjahu zapowiedział, że ten atak nie pozostanie bez odpowiedzi. „Odpowiemy w czasie i miejscu, które sami wybierzemy” – napisał na portalu X i dodał, że prawdziwym sprawcą tego ataku jest wspierający Huti Iran. Dodał też, że ich odpowiedź nie będzie jednorazowym atakiem. – Nie będziemy tego tolerować i podejmiemy wobec nich bardzo silne środki zaradcze. Zawsze będziemy pamiętać, że działali z rozkazu i ze wsparciem swojego patrona, Iranu. Zrobimy, co będzie trzeba, by wysłać Iranowi jasne ostrzeżenie, że nie możemy tolerować takich akcji – powiedział podczas spotkania z prezydentem Cypru Nikosem Christodoulidesem.
– W tych, którzy robią nam krzywdę, uderzymy siedem razy mocniej – dodał minister obrony Jisra’el Kac. Lider opozycji Beni Ganc domaga się ukarania za to Iranu. – To nie Jemen – to Iran. To Iran strzela pociskami balistycznymi w państwo Izrael i musi ponieść za to odpowiedzialność – powiedział i dodał, że rząd powinien odpowiedzieć na ten atak w zdecydowany sposób.
W przeszłości Izrael dokonał pięciu ataków na Huti, ale przerwał je za czasów Trumpa. Obecnie kampanię nalotów na terrorystów prowadzą amerykańskie siły zbrojne. Członek izraelskiego rządu powiedział anonimowo „Jerusalem Post”, że Amerykanie nie zabronili im takich ataków, ale dali do zrozumienia, że to oni się nimi zajmą. Dodał jednak, że „Waszyngton rozumie teraz, że Izrael nie może już być pasywny”.
Rzecznik Narodowej Rady Bezpieczeństwa USA James Hewitt powiedział dziennikowi, że administracja Trumpa nie przerwie swojej rozprawy z terrorystami, w ramach której dokonano już ponad tysiąca nalotów na ich cele. Będzie ją jednak nadal koordynować z Izraelem poprzez kanały dyplomatyczne.
Irański minister obrony Aziz Nasirzadeh zapowiedział już, że jeśli Izrael lub USA ich zaatakują, to odpowiedzą na ten atak.
USA \ Prezydent Donald Trump nakazał rozbudowę i ponowne otwarcie legendarnego więzienia Alcatraz. Mają do niego trafiać najbardziej brutalni i bezwzględni przestępcy.
Alcatraz to niewielka wysepka w pobliżu San Francisco. Na początku XX w. otwarto na niej więzienie wojskowe. W latach 30. zostało przejęte przez Departament Sprawiedliwości i zmienione na więzienie federalne. Szybko zasłynęło z trudnych warunków, ostrego regulaminu i tego, że z racji zimnej wody i silnych prądów w okalającej je zatoce nie da się z niego uciec. Wśród osadzonych w tym więzieniu byli słynni gangsterzy Al Capone i George „Machine Gun” Kelly.
Więzienie na wyspie Alcatraz zamknięto w 1963 r. Donald Trump poinformował jednak na swoim portalu społecznościowym Truth Social, że nakazał, by biuro więziennictwa, we współpracy z Departamentami Sprawiedliwości i Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz FBI, ponownie je otworzyło. Ma być wcześniej „odbudowane i znacząco rozbudowane”.
Trump zapowiedział, że do legendarnego więzienia będą trafiać najbardziej brutalni i bezwzględni przestępcy. „Zbyt długo plagą Ameryki byli zajadli, brutalni przestępcy, męty społeczne, którzy nigdy nie wnoszą niczego poza nieszczęściem i cierpieniem. Dawno temu, kiedy byliśmy bardziej poważnym narodem, nie wahaliśmy się przed zamykaniem najbardziej niebezpiecznych przestępców i trzymaniem ich daleko od osób, którym mogliby zrobić krzywdę. Tak powinno być” – napisał.
Trump przyznał, że wpadł na ten pomysł z powodu frustracji wywołanej przez „zradykalizowanych sędziów”, którzy blokują deportacje przestępców – nielegalnych imigrantów, w tym członków brutalnych gangów. Trump sugerował też wcześniej, że będzie odsyłał amerykańskich przestępców do zagranicznych więzień. Dodał, że Alcatraz od dawna było „symbolem prawa i porządku”.
Biuro więziennictwa zapowiedziało już, że spełni jego polecenie, ale nie zdradziło szczegółów tego, w jaki sposób zamierza to zrobić. Eksperci zwracają uwagę, że przystosowanie Alcatraz do współczesnych norm nie będzie tanie. Sporo będzie kosztować także jego prowadzenie – w czasach świetności utrzymanie jednego więźnia w Alcatraz kosztowało trzy razy więcej niż w innych więzieniach federalnych, co było głównym powodem jego zamknięcia. Pomysł Trumpa nie spodoba się też raczej władzom San Francisco – Alcatraz jest jedną z największych atrakcji turystycznych w tym mieście, co roku przyciąga miliony turystów.
(wm)
Przekraczając 100 dni urzędowania w Białym Domu, Donald Trump miał mieszane słupki poparcia. Sondaże dotyczące uszczelnienia granicy z Meksykiem i deportacji nielegalnych imigrantów, głównie groźnych przestępców, dawały mu wysoką aprobatę. Z kolei sondaże dotyczące gospodarki nie były już tak dobre. Brak wyraźnego spadku cen i wciąż wysokie koszty utrzymania robią bowiem swoje. Operacja z nowymi taryfami zrodziła z kolei obawy co do dostępności towarów i ich wyższych cen.
Prezydent USA udzielił z okazji „jubileuszu” wywiadów najbardziej nieprzyjaznym mediom, z komunizującym magazynem „The Atlantic” na czele, i zorganizował wiec na przedmieściach Detroit. Na nim podkreślał swoje zasługi i tryskał optymizmem.
– Jesteśmy tu dziś wieczorem, w sercu USA, aby świętować najbardziej udane pierwsze 100 dni jakiejkolwiek administracji w historii naszego kraju – powiedział w Warren w stanie Michigan. – I tak jest według wielu, wielu osób. A najlepsze jest to, że dopiero zaczynamy. Jeszcze wszystkiego nie widzieliście. Wszystko dopiero zaczyna działać – mówił Trump.
Amerykański sen
Trump ma się czym chwalić. Granica z Meksykiem jest praktycznie nieprzekraczalna, a Amerykę opuszczają tysiące nielegalnych imigrantów. Zaczęto oszczędzać pieniądze w budżecie federalnym i likwidować zbędne etaty w administracji. Widać oznaki wzmocnienia armii i wywiadu. Rozpoczęto walkę z ideologią woke, systemem DEI (diversity, equity and inclusion – różnorodność, równość i inkluzywność) i wszelkimi neomarksistowskimi pomysłami. Wrócono do produkcji energii opartej na tradycyjnych źródłach, zapowiedziano obniżkę podatków. Niektórzy wspominają o możliwości całkowitej likwidacji podatku dochodowego. – A przede wszystkim ratujemy amerykański sen – mówił w Michigan Trump. – Ponownie czynimy Amerykę wielką. I dzieje się to szybko. To, czego świat był świadkiem w ciągu ostatnich 14 tygodni, to rewolucja zdrowego rozsądku – obiecał.
Jedną z najtrudniejszych decyzji i jednocześnie jedną z najbardziej kontrowersyjnych było nałożenie nowych ceł na około 180 krajów. Była to decyzja spodziewana, bo zapowiadana w kampanii wyborczej. Jeśli nowe taryfy wejdą w życie, bo spora część została odroczona w czasie, to decyzja ta będzie miała charakter globalny. Protekcjonistyczne opłaty importowe nałożone na amerykańskich partnerów handlowych mają na celu uporządkowanie światowej gospodarki, którą USA zbudowały po II wojnie światowej. Mają przywrócić produkcję w Ameryce, stworzyć nowe miejsca pracy i zlikwidować deficyt handlowy. Ale zamieszanie na giełdach, niepokój inwestorów i „zwyczajnych” klientów są nie do przecenienia.
Chiny na celowniku
– Chcę wam powiedzieć, że wkrótce będziecie bardzo dumni z tego kraju. A dzięki moim taryfom na Chiny zakończymy największą kradzież miejsc pracy w historii świata. Chiny zabrały nam więcej miejsc pracy, niż jakikolwiek kraj kiedykolwiek zabrał innemu krajowi. Ale to nie znaczy, że nie będziemy się dogadywać – stwierdził Trump do zebranych w Macomb Community College pod Detroit.
– Myślę, że to się uda. Oni chcą zawrzeć umowę i oni to zrobią, my też zawrzemy umowę. Ale to już będzie uczciwa umowa. To nie będzie umowa, na mocy której stracimy bilion dolarów rocznie, jak to miało miejsce za czasów Bidena – przypomniał.
Poza tym zachwalał osiągnięcia w gospodarce, choć rzeczywistość – dużo lepsza niż kilka lat temu – daleka jest od oczekiwań wyborców. – Ceny energii spadły. Stawki kredytów hipotecznych właśnie spadły. Ceny leków na receptę właśnie odnotowały największy miesięczny spadek w historii – wymieniał przywódca USA. – Muszę to powtarzać raz po raz, ponieważ nigdy wam tego nie powiedzą. „Fake news” nigdy wam nie powiedzą, że ceny artykułów spożywczych też spadły, że wszystko potaniało – dodał. To prawda, że społeczeństwo liczyło na więcej, jakby prezydent był cudotwórcą. Sondaże to potwierdzają.
150 dekretów
Najważniejszym osiągnięciem początku rządów Trumpa jest wspomniane zmniejszenie liczby nielegalnych przekroczeń granicy do niemal zera. Dochodzą masowe deportacje nielegalnych imigrantów. – Pod rządami prezydenta Trumpa Ameryka nie jest już wysypiskiem dla przestępców. Oni nawet nie próbują się tu dostać – powiedział prezydent USA.
Republikanin uznał nielegalną imigrację za kwestię numer jeden, która zapewniła mu powrót do Białego Domu. – Przez lata politycy demokratyczni nie protestowali ani słowem, gdy amerykańskie kobiety i dziewczęta były gwałcone i mordowane przez te potwory. Ale w chwili, gdy próbujemy ich deportować, radykalna Partia Demokratyczna spieszy się, by bronić najbardziej brutalnych dzikusów na Ziemi – oznajmił. Przez pierwsze 100 dni podpisał około 150 dekretów wykonawczych, które pozwoliły wprowadzić szybkie zmiany, jak choćby zakaz uczestnictwa w sportach kobiecych transwestytów czy uwolnienie potencjału energetycznego Ameryki. Wiele z nich zostało zaskarżonych przez liberałów i lewicę do sądów, spora ich część będzie wymagała wsparcia ustawowego. Ale szybkość, skuteczność i natężenie politycznych decyzji nowej administracji nie podlegają dyskusji.
Utworzono specjalną komisję prezydencką, która ma „ponownie uczynić Amerykę zdrową”, ogłoszono istnienie tylko dwóch płci, wycofano się z porozumienia paryskiego w sprawie klimatu i ze Światowej Organizacji Zdrowia. Teraz prezydent wzywa Kongres do realizacji ambitnego programu podatkowego i ustawy budżetowej. Stany Zjednoczone, co warto zaznaczyć, również odnotowały w tym czasie napływ inwestycji na ogólną kwotę ponad 5 bilionów dolarów, co przekłada się na stworzenie ponad 450 tys. miejsc pracy.
Ukraina – co dalej?
Relacje z wieloma sojusznikami zostały poddane próbie z powodu retoryki dotyczącej przejęcia Grenlandii i „przyłączenia” Kanady do USA. Wiele komentarzy wywołała propozycja zbudowania „riwiery” w miejscu obecnej Strefy Gazy. Tymczasem w polityce zagranicznej Biały Dom skupił większość wysiłków na próbach wynegocjowania zawieszenia broni między Rosją a Ukrainą.
Z punktu widzenia Europy i Polski najważniejsza była właśnie wojna na Ukrainie i zapowiedzi wyborcze Trumpa w trakcie kampanii w 2024 r., że ją zakończy ciągu 24 godzin. Amerykanie podjęli wysiłki mediacyjne i było wiadomo, że łatwo nie będzie. Na temat swoich obietnic prezydent wypowiedział się dla magazynu „Time”. – Cóż, powiedziałem to w przenośni i powiedziałem z przesadą, ponieważ chciałem coś udowodnić, i otrzymujemy fake news. Oczywiście ludzie wiedzą, że powiedziałem to żartem, ale powiedziałem też, że wojna się skończy – podkreślił. Zapytany, dlaczego rozmowy trwają tak długo, odparł: – Nie sądzę, żeby to było długo. Popatrzmy, znalazłem się na stanowisku trzy miesiące temu. A ta wojna trwa już trzy lata.
Trump naprzemiennie krytykuje teraz prezydenta Ukrainy i prezydenta Rosji za brak chęci do porozumienia. Daje do zrozumienia, że jest sfrustrowany i że USA mogą się wycofać z roli mediatora. Obecny gospodarz Białego Domu nie traci jednak nadziei. – Uważam, że jestem jedynym, który może doprowadzić do negocjacji. I myślę, że zaszliśmy daleko. Prowadziliśmy bardzo dobre rozmowy i jesteśmy bardzo blisko porozumienia – zapowiedział w magazynie „Time”.
Z okazji 100 dni prezydent podzielił się przemyśleniami na temat tego, jak różnią się jego dwie kadencje, mówiąc w wywiadzie dla „The Atlantic”, że tym razem przewodzi „krajowi i światu”. – Za pierwszym razem miałem dwie rzeczy do zrobienia – rządzić krajem i przetrwać. Miałem wtedy wszystkich tych skorumpowanych facetów. A za drugim razem rządzę krajem i światem – wyznał. Jeśli wygra na cłach i zresetuje światową gospodarkę, to drugie się spełni. I na razie na to się zanosi.