Media, które próbowały deprecjonować i ośmieszyć wizytę Karola Nawrockiego w Białym Domu, przestrzeliły. Uczestniczył on bowiem w ważnym wydarzeniu, czyli Narodowym Dniu Modlitwy z udziałem przedstawicieli wszystkich liczących się religii. Przybyli przywódcy religijni, urzędnicy państwowi i nie było tam przypadkowych gości.
To rzadka okazja, aby znaleźć się w tak znakomitym gronie. – Musimy zaufać Bogu – powiedział Donald Trump. – Dlatego gdy pochylamy głowy w tym pięknym dniu, raz jeszcze musimy zaufać naszemu Bogu, ponieważ Bóg dokładnie wie, dokąd zmierzamy, co robimy, zna każdy cal naszego życia – ocenił. Dodał, że „przywraca religię naszemu krajowi”. Byłoby znakomicie, aby Polacy postawili w wyborach na takiego kandydata, który z religią nie walczy i szanuje wierzących. Jak Donald Trump.
Kilka dni temu niezależni białoruscy blogerzy opublikowali potencjalny scenariusz zaplanowanych na jesień rosyjsko-białoruskich manewrów Zapad-2025. Ich głównym elementem ma być przećwiczenie operacji zajęcia Litwy i Łotwy oraz dotarcie do Królewca bez wkraczania na terytorium Polski.
Czyli jednym słowem – kolejna inwazja. Zaskoczenie? Niekoniecznie. Rosja i satelicka Białoruś od dawna prowadzą wojnę psychologiczną przeciwko sąsiednim krajom. Chcą je zastraszyć, by nie rozwijały swoich wojsk i zdolności obronnych. Straszą odwetem, a nawet uderzeniem atomem. Równocześnie prowadzą brudną i wielowątkową wojnę hybrydową, której elementami są nie tylko prowokacje militarne w rejonie Bałtyku, ale również działania cyberprzestępcze i sztucznie kreowany kryzys migracyjny.
Ćwiczenia Zapad zawsze uwzględniały albo atak na „fikcyjne” państwo, albo tak jak teraz – na sąsiednie kraje. Przypomnijmy, że przed laty elementem scenariusza był atak jądrowy na Warszawę. Ujawnione dane to żadna sensacja, co nie znaczy, że należy zlekceważyć jesienne manewry. Zwłaszcza że zapowiadana liczba uczestniczących żołnierzy – 13 tys. – na pewno będzie zdecydowanie większa.
Wielka Brytania potajemnie przygotowuje się na bezpośredni atak militarny ze strony Rosji. Dostrzegając rosnące zagrożenie, rząd w Londynie zlecił aktualizację planów na wypadek wybuchu wojny, które pochodzą z 2005 r.
Przedstawiciele Kremla wielokrotnie grozili Wielkiej Brytanii bezpośrednim atakiem m.in. za pomoc, jaką udzieliła Ukrainie. Jesienią ub.r. Ken McCallum, dyrektor brytyjskiej służby kontrwywiadowczej MI5, poinformował, że liczba zagrożeń państwowych badanych przez agencję wzrosła o 48 proc. w ciągu roku, a Rosja nasiliła ataki cybernetyczne z powodu wojny na Ukrainie.
Dostrzegając zagrożenie ze strony Rosji, władze w Londynie zleciły zaktualizowanie obowiązujących od 20 lat planów awaryjnych, które mają przygotować kraj na wypadek wybuchu wojny. Jak wskazują eksperci, Wielka Brytania jest narażona na ataki głównie na infrastrukturę krytyczną, w tym na terminale gazowe, kable podmorskie, elektrownie jądrowe i węzły transportowe.
Według ustaleń brytyjskiego dziennika „Daily Telegraph” zaktualizowany plan będzie obejmował scenariusze, w których Wielka Brytania zostanie zaatakowana konwencjonalnymi pociskami rakietowymi, głowicami nuklearnymi lub za pomocą operacji cybernetycznych. Prace nad dokumentem, który wzorowany jest na zimnowojennym „War Book”, powierzono agencji rządowej ds. odporności (Cabinet Office Resilience Directorate). W opracowywanym planie awaryjnym na wypadek wojny ma też zostać podkreślona konieczność przygotowania się do magazynowania i racjonowania żywności oraz materiałów budowlanych.
W dokumencie pojawią się również wytyczne w sprawie funkcjonowania rządu w czasie wojny, ochrony jego członków oraz rodziny królewskiej. „Mają ponadto zostać zbadane strategie wojenne dla sieci kolejowych i drogowych, sądów, systemu pocztowego i linii telefonicznych” – możemy przeczytać w „Daily Telegraph”.
Warto przypomnieć, że tuż po zwycięstwie Partii Pracy w ubiegłorocznych wyborach premier Keir Starmer zarządził przygotowanie Strategicznego przeglądu obronnego (Strategic Defence Review, SDR). Jak poinformował resort obrony Wielkiej Brytanii, w dokumencie pojawiły się rekomendacje w sprawie wzmocnienia obrony przed uderzeniami rakietowymi oraz podniesienie gotowości Brytyjskich Sił Zbrojnych do działania w sytuacji wojennej. Aby zwiększyć swoje zdolności do odstraszania i obrony, szef brytyjskiego rządu zapowiedział zwiększenie budżetu obronnego do 2,5 proc. PKB w 2027 r.
Rosja przygotowuje się do zaplanowanej na jutro parady zwycięstwa. W ramach obchodów 80. rocznicy zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami na pl. Czerwonym przewidziano defiladę wojskową oraz uroczystości, w których mają wziąć udział delegacje z krajów przyjaźnie nastawionych do rosyjskiego reżimu – postsowieckich republik Azji Środkowej, Białorusi, Azerbejdżanu, Chin, Wenezueli oraz kilku państw Afryki i Azji.
Kreml obawia się jednak, że pokaz zostanie zakłócony przez ataki ukraińskich dronów. Dlatego też do Moskwy ściągnięto z innych rejonów kraju dziesiątki systemów obrony przeciwlotniczej. Putin jednostronnie ogłosił zawieszenie broni, które miałoby obowiązywać 8, 9 i 10 maja, sugerując, że strona ukraińska miałaby w tym czasie wstrzymać ataki dronów na cele w Rosji. Ukraina nie zgodziła się na tę propozycję, wskazując, że może zaakceptować jedynie wstrzymanie działań zbrojnych na 30 dni (z możliwością przedłużenia) oraz zamrożenie walk na linii frontu. Jak oświadczył prezydent Wołodymyr Zełenski, Ukraina nie może zagwarantować bezpieczeństwa politykom, którzy przybędą do Moskwy 9 maja. Ostrzegł też, że rosyjskie służby mogą dokonać prowokacji i zrzucić winę na stronę ukraińską.
W ciągu ostatnich kilku dni rosyjskie drony i pociski rakietowe spadały na ukraińskie miasta (Kijów, Sumy i Odessę). Z kolei ukraińskie drony zaatakowały rosyjskie zakłady zbrojeniowe, lotniska wojskowe i składy amunicji (w tym również w obwodzie moskiewskim). – Dla Ukrainy liczy się to, żeby paradę w Moskwie przerwał alarm przeciwlotniczy, a przywódcy, którzy przybyli do rosyjskich okupantów, „świętowali” w schronach – powiedział na antenie Espreso.tv dyrektor Ukraińskiego Centrum Bezpieczeństwa Dmytro Żmajło.
Z kolei ukraiński ekspert wojskowy Ihor Romanenko uważa, że 9 maja Ukraina może wysłać drony nad Moskwę, aby sparaliżować działanie lotnisk. – Wystarczy, aby „niezidentyfikowane drony” krążyły wokół rosyjskich lotnisk, żeby przestały one działać w czasie, gdy do Moskwy na paradę mają przybyć zagraniczne delegacje – stwierdził Romanenko. Z kolei rosyjski dyktator Władimir Putin zagroził, że w wypadku kontynuowania ataków dronowych na Moskwę w kierunku Kijowa zostanie odpalona rakieta balistyczna Oresznik.
USA \ Ponad 400 kg fentanylu udało się przejąć Agencji ds. Zwalczania Narkotyków (DEA) w największej w historii operacji przeciwko specjalizującej się w tym procederze mafii.
Jak poinformowała prokurator generalna USA Pam Bondi, oprócz narkotyków agenci skonfiskowali liczoną w milionach dolarów rekordową sumę gotówki, jak również broń palną i pojazdy. Oceniła, że są to poważne straty dla kartelu Sinaloa, i zapowiedziała dalsze działania mające na celu rozbicie siatki rozprowadzającej na ulicach amerykańskich miast ten groźny narkotyk, będący silnym syntetycznym opioidowym lekiem przeciwbólowym.
Agenci DEA uderzyli w mafiosów w pięciu stanach – Nowym Meksyku, Oregonie, Utah, Arizonie i Nevadzie. Oprócz fentanylu zabezpieczyli również inne narkotyki, łącznie o wartości ok. 4 mln dol.
Uderzenie w dostawców fentanylu to kolejny sukces administracji prezydenta USA Donalda Trumpa, który szedł po wyborcze zwycięstwo m.in. z obietnicą walki z kryzysem opioidowym, z powodu którego rocznie umiera ok. 100 tys. osób, a także z nielegalną migracją, która często stanowi przykrywkę do działania karteli.
O tym, jak bardzo Trump i jego ludzie są zdeterminowani w walce z mafią narkotykową przedostającą się głównie przez południową granicę, świadczy m.in. fakt, że przed kilkoma dniami amerykański przywódca zaproponował prezydent Meksyku Claudii Sheinbaum wysłanie swoich wojsk do walki z tamtejszymi kartelami, które operują również na terytorium USA. Trump stwierdził jednak, że Sheinbaum odmówiła, gdyż „boi się gangów”.
(pp)
AZJA \ W nocy z wtorku na środę Indie dokonały nalotów na Pakistan. Twierdzą, że ich celem były obozy i infrastruktura terrorystów. Pakistan przekonuje z kolei, że w nalotach zginęli cywile.
Stosunki między Indiami a Pakistanem są napięte, odkąd tylko uzyskały niepodległość od Wielkiej Brytanii. Głównym punktem zapalnym jest Kaszmir – prowincja, w której oba państwa kontrolują część terytorium, ale roszczą sobie prawa do całości. Była ona powodem dwóch z trzech wojen między nimi. Obecne napięcia są efektem niedawnego zamachu w hinduskiej części, w którym terroryści zabili 26 turystów. Rząd Indii otwarcie oskarża Pakistan o wspieranie terrorystów, którzy go dokonali. Islamabad temu zaprzecza.
Indie odpowiedziały operacją „Sindur” – nazwaną tak od czerwonego proszku, którym hinduskie mężatki malują charakterystyczne kropki na czołach. W środę rano siły zbrojne Indii poinformowały, że w jej ramach dokonały nalotów na dziewięć celów w pakistańskiej części Kaszmiru i Pendżabu. Twierdzą, że zaplanowano je starannie na podstawie informacji wywiadowczych i że ich działania „były skupione, wymierzone i nieeskalacyjne”.
Minister obrony Pakistanu Khawaja Asif powiedział jednak, że samoloty z Indii zbombardowały cywilów. W nalotach miało zginąć 26 osób. Władze Pakistanu twierdzą, że traktują ten atak jako wypowiedzenie wojny, i poinformowały Radę Bezpieczeństwa ONZ, że rezerwują sobie prawo do odpowiedzi. Premier Shehbaz Sharif zapowiedział, że „ten obrzydliwy akt agresji nie pozostanie bez kary”. Pakistańskie wojsko poinformowało z kolei, że zestrzeliło pięć hinduskich samolotów i drona, ale Delhi na razie się do tego nie odniosło. Źródła Agencji Reutera w Kaszmirze twierdzą, że w nocy rozbiły się tam co najmniej trzy samoloty, ale ich piloci przeżyli. Równocześnie Indie oskarżają Pakistan o to, że ostrzał artyleryjski z jego strony zabił dziesięciu cywilów w hinduskiej części Kaszmiru.
Naloty Indii na Pakistan w reakcji na zamachy w Kaszmirze nie są niczym niezwykłym. Miały już miejsce w 2016 i 2019 r. Eksperci zwracają jednak uwagę, że skala tego ataku jest bezprecedensowa. Eskalacja może być bardzo niebezpieczna, bo oba państwa mają broń atomową. ONZ, USA i Chiny już teraz wzywają obie strony do zachowania maksymalnej powściągliwości i nieeskalowania sytuacji. Amerykański sekretarz stanu Marco Rubio odbył już rozmowy w tej sprawie z doradcami ds. bezpieczeństwa obu państw. Namawiał ich, by nie zrywali ze sobą komunikacji.
(wm)