Gazeta Polska Codziennie Numer 3934


Biały Dom rozważa radykalny krok wobec kryzysu migracyjnego

Administracja Trumpa rozważa radykalne kroki w obliczu kryzysu migracyjnego, w tym możliwość zawieszenia przepisu habeas corpus. Choć takie działania miały już miejsce w życiu publicznym USA w przeszłości, eksperci podkreślają poważne konsekwencje takiego posunięcia.

Były prokurator federalny Jeffrey Toobin skrytykował doniesienia o możliwym zawieszeniu przez Biały Dom przepisu o ochronie osób przed bezprawnym uwięzieniem (habeas corpus) w kontekście prowadzonej obecnie polityki imigracyjnej.

– Mówienie o zawieszeniu habeas corpus to naprawdę radykalny krok. Jedynym prezydentem, który zrobił to jednostronnie, bez zgody Kongresu, był Abraham Lincoln podczas wojny secesyjnej – w czasie gdy Kongres nawet nie obradował, a więc nie mógł zatwierdzić jego działań – powiedział Toobin na antenie CNN.

Habeas corpus to zasada prawna chroniąca jednostkę przed arbitralnym i bezprawnym pozbawieniem wolności. Oznacza ona, że każda zatrzymana osoba ma prawo do szybkiego stawienia się przed sądem, który rozstrzyga, czy jej zatrzymanie jest zgodne z prawem.

Przepisy habeas corpus wywodzą się ze średniowiecznej angielskiej tradycji prawnej i są do dziś jednym z fundamentów systemów prawnych w krajach anglosaskich, w tym w Stanach Zjednoczonych.

Stephen Miller, doradca prezydenta, odwołał się do konstytucyjnych uprawnień państwa w sytuacjach nadzwyczajnych, wskazując na masowy napływ nielegalnych imigrantów jako przykład „inwazji”.

– Konstytucja jest w tej kwestii jednoznaczna, a przecież to najwyższe prawo obowiązujące w kraju – że przywilej stosowania nakazu habeas corpus może zostać zawieszony w przypadku inwazji. To rozwiązanie, które poważnie rozważamy. Wiele zależy od tego, czy sądy podejmą właściwe decyzje – oświadczył Miller.

Artykuł 1 konstytucji Stanów Zjednoczonych mówi, że przywilej habeas corpus może być zawieszony tylko w przypadkach, gdy ze względu na bunt lub najazd wymagać tego będzie bezpieczeństwo publiczne. – To przykład na to, jak porażki sądowe skłaniają tę administrację do zaostrzania retoryki. Zobaczymy, dokąd to zaprowadzi – kwitował Jeffrey Toobin w rozmowie z CNN.

Steve Vladeck, profesor prawa konstytucyjnego na Uniwersytecie Georgetown, określił wypowiedź Stephena Millera jako „zarówno faktycznie, jak i prawnie niedorzeczną”.

W trakcie minionego weekendu czołowi przedstawiciele Partii Republikańskiej w większości unikali komentarzy na temat słów Millera. Tymczasem demokraci oskarżali administrację Trumpa o wykorzystywanie polityki imigracyjnej jako pretekstu do osłabiania niezależności władzy sądowniczej, obchodzenia zasad prawnych i poszerzania uprawnień prezydenta. Jak poinformowała stacja CNN, prezydent Trump aktywnie uczestniczy w rozmowach z przedstawicielami administracji dotyczących możliwości zawieszenia habeas corpus.

– Istnieją metody, by ograniczyć ten problem (nielegalnej migracji – przyp. aut.), i to bardzo skuteczne metody. Jest jeden sposób, z którego skorzystało trzech powszechnie szanowanych prezydentów, choć mamy nadzieję, że nie będziemy zmuszeni do jego zastosowania – powiedział prezydent.

Co prawda Trump wymienił w tym kontekście trzech lokatorów Białego Domu, lecz amerykańska historia polityczna zna przypadki czterech prezydentów, którzy zdecydowali się na zawieszenie habeas corpus.

Byli to Abraham Lincoln i Andrew Johnson, którzy zrobili to w czasie wojny secesyjnej i tuż po jej zakończeniu, Theodore Roosevelt wdrażający to rozwiązanie w dwóch prowincjach Filipin w trakcie rebelii w 1905 r. oraz Franklin Delano Roosevelt, który zawiesił habeas corpus na Hawajach po japońskim ataku na Pearl Harbor.



Gwardziści Putina walczą o Czasiw Jar

OBWÓD DONIECKI \ Rosjanie do walk o Czasiw Jar mieli rzucić oddziały prezydenckiego pułku FSB, który na co dzień odpowiada za zapewnienie bezpieczeństwa na Kremlu. Zdaniem ekspertów z Instytutu Studiów nad Wojną wysłanie na front pułku kremlowskiego jest częścią strategii zastraszenia Kijowa i Zachodu.

Rosjanie nadal nie przejęli całkowitej kontroli nad Czasiw Jarem mimo oddelegowania żołnierzy z 98 Świrskiej Gwardyjskiej Dywizji Powietrzno­desantowej. Miejscowość w obwodzie donieckim z racji swojego położenia na wzgórzu jest dogodna do obrony, która na tym odcinku trwa już od kwietnia 2024 r. Przez Czasiw Jar przechodzi ponadto kanał wodny Doniec–Donbas będący dodatkową przeszkodą terenową. Opanowanie tej miejscowości umożliwi Rosjanom podjęcie działań ofensywnych zarówno w kierunku Kramatorska, jak i Konstantynówki.

Jak informował w rozmowie z portalem Suspilne Iwan Petryczak, rzecznik 24 Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej, w ostatnim czasie na tym kierunku strona rosyjska sięgnęła po wsparcie ze strony prezydenckiego pułku FSB. Jednostka ta odpowiedzialna jest m.in. za ochronę prezydenta, rosyjskich urzędników i Kremla. Żołnierze z prezydenckiego pułku FSB pełnią ponadto obowiązki ceremonialne, takie jak prowadzenie warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Ogrodzie Aleksandrowskim w Moskwie. – To są specjaliści najwyższej klasy. Teraz musimy stawić czoła bardzo intensywnym walkom. Jeśli Rosjanie wykorzystują specjalistów tego szczebla w walce miejskiej, prawdopodobnie również mają pewne trudności – przyznał Petryczak.

Jak jednak zauważa amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW), powołując się na rosyjskie media, żołnierze pułku prezydenckiego prawdo­podobnie nie mają wyszkolenia ani doświadczenia bojowego niezbędnego do skutecznego wzmocnienia rosyjskich operacji w pobliżu Czasiw Jaru i długoterminowego wysiłku Rosji w celu przejęcia ukraińskiego pasa fortecznego w obwodzie donieckim. – Decyzja rosyjskiego dowództwa wojskowego o wysłaniu pułku prezydenckiego do walki na Ukrainie jest prawdopodobnie częścią większego rosyjskiego wysiłku mającego na celu zastraszenie Ukrainy i Zachodu poprzez zintensyfikowaną aktywność na polu bitwy i przedstawienie sił rosyjskich jako elitarnych i w pełni zdolnych do osiągnięcia znaczących sukcesów na Ukrainie w niedalekiej przyszłości – uważają eksperci ISW. Paweł Kryszczak



Rosyjska zbrodnia potwierdzona po 11 latach

UKRAINA \ Rosja jest odpowiedzialna za zestrzelenie w 2014 r. samolotu pasażerskiego MH17 nad Ukrainą, w wyniku czego zginęło 298 osób. To kolejna zbrodnia dowiedziona reżimowi w Moskwie.

Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego (ICAO) potrzebowała aż 11 lat, by potwierdzić to, co dla wielu było jasne już pierwszego dnia, gdy 17 lipca 2014 r. lecący z ­Amsterdamu do Kuala Lumpur boeing 777 został zestrzelony rosyjską rakietą ziemia-powietrze Buk nad terytorium Ukrainy, kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów.

W wyniku tej zbrodni zginęło 298 osób, które znajdowały się na pokładzie, w tym 196 Holendrów, 43 Malezyjczyków i 38 Australijczyków. Moskwa od razu rozpoczęła kampanię mającą na celu obarczenie odpowiedzialnością za ten czyn Kijowa. Mataczenie Kremla w tej sprawie było zapewne jednym z powodów tego, że ICAO tak długo wstrzymywała się z wydaniem wyroku.

Teraz jednak ogłosiła, że Rosja nie przestrzegała zobowiązań w sferze między­narodowego prawa lotniczego, gdy zestrzeliła samolot MH17 malezyjskich linii lotniczych Malaysia Airline, i uznała za zasadne skargi, które w tej sprawie wniosły Australia i Holandia. Teraz oba kraje domagają się od Kremla przyznania się do zbrodni i wzięcia za nią odpowiedzialności.

Warto przypomnieć, że przed trzema laty holenderski sąd zaocznie skazał na dożywocie trzech mężczyzn za udział w strąceniu samolotu. Rok później jednak międzynarodowi śledczy zawiesili śledztwo, tłumacząc się tym, że nie mają wystarczających dowodów, by ścigać innych podejrzanych. Ocenili jednak, iż istnieją mocne poszlaki, że Władimir Putin zatwierdził dostarczenie rakiety, która strąciła samolot. (pp)



Wysokie kary za szpiegostwo na rzecz Rosji

Orlin Rusev, górne prawe zdjęcie.
Orlin Rusev, górne prawe zdjęcie.

WIELKA BRYTANIA \ Obywatel Bułgarii Orlin Rusew, lider siatki szpiegowskiej, został skazany w tym tygodniu przez sąd w Londynie na 10 lat i 8 miesięcy pozbawienia wolności za szpiegowanie na rzecz Rosji.

Orlin Rusew jest jedną z sześciu osób w wieku od 30 do 47 lat skazanych przez brytyjski wymiar sprawiedliwości na kary więzienia od sześciu do niemal 11 lat za szpiegostwo na rzecz Rosji. „Te surowe wyroki więzienia stanowią jasne ostrzeżenie dla każdego, kto chciałby zagrozić naszemu bezpieczeństwu narodowemu” – napisał na portalu społecznościowym X Dan Jarvis, sekretarz stanu ds. bezpieczeństwa i granic Wielkiej Brytanii.

Jan Marsalk
Jan Marsalk

Skazani, podając się za dziennikarzy, prowadzili w latach 2020–2023 inwigilacje dziennikarzy śledczych, dysydentów i żołnierzy ukraińskich nie tylko w Wielkiej Brytanii, lecz także w Austrii, Hiszpanii, Niemczech i Czarnogórze. Według ustaleń brytyjskiej prokuratury grupa nie działała bezpośrednio pod auspicjami rosyjskiego wywiadu. Członkowie siatki szpiegowskiej mieli współpracować na zlecenie urodzonego w Austrii, a powiązanego z rosyjskimi służbami Jana Marsalka, który obecnie jest poszukiwany przez niemieckie służby międzynarodowym nakazem aresztowania.

O tych powiązaniach świadczą tysiące wiadomości między Rusewem a Marsalkiem, które zostały zabezpieczone w czasie śledztwa. Motywacją do podjęcia działalności szpiegowskiej przez grupę Bułgarów były znaczące kwoty sięgające 1 mln euro. Sędzia Nicholas Hilliard uznał, że wykorzystywanie Wielkiej Brytanii jako bazy do planowania operacji szpiegowskich jest „bardzo poważnym przestępstwem”, które „podważa pozycję tego kraju wśród sojuszników”. (pk)



Trump odwiedza Bliski Wschód

Donald Trump udał się w pierwszą oficjalną podróż zagraniczną w swojej drugiej kadencji. Jej celem są bogate w ropę naftową państwa Bliskiego Wschodu – Arabia Saudyjska, Katar i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Oficjalnie jej celem jest polepszenie wzajemnych stosunków, także handlowych, po ochłodzeniu ich za czasów Joego Bidena.

Trump rozpoczął swoją wizytę od Arabii Saudyjskiej. Królestwo powitało go eskortą sześciu myśliwców F-15, które towarzyszyły Air Force One przez ostatnie pół godziny lotu. Na lotnisku przywitał go książę koronny Muhammad ibn Salman, który jest de facto władcą tego państwa. Odprowadził go na ceremonię, podczas której podano im kawę.

Król Arabii Saudyjskiek, Salman bin Abdulaziz
Król Arabii Saudyjskiek, Salman bin Abdulaziz

Po II wojnie światowej Arabia Saudyjska stała się jednym z najważniejszych sojuszników USA mimo dzielących oba państwa fundamentalnych różnic. Waszyngton zapewnia jej bezpieczeństwo w zamian za dostawy ropy naftowej, sprzedawanie jej na światowych rynkach za dolary i wsparcie dla polityki zagranicznej, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Rysy pojawiły się po tym, gdy saudyjskie służby zamordowały dysydenta i dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego. Podczas kampanii wyborczej Joe Biden twierdził, że sprawi, iż książę Muhammad zostanie światowym pariasem, a w 2021 r. amerykański wywiad oskarżył go otwarcie o zlecenie tego morderstwa.

Efektem było to, że Arabia Saudyjska udzieliła znacznego wsparcia Rosji podczas wojny na Ukrainie, m.in. wykorzystała swoją pozycję w OPEC, by zmniejszyć sprzedaż ropy i tym samym pozwolić, aby Rosja więcej na niej zarobiła, a także pomogła jej w obchodzeniu sankcji. Trump otwarcie zapowiadał, że chce wyrzucić Rosję ze światowego rynku surowców energetycznych, a Arabia Saudyjska i inni producenci z regionu mają mu w tym pomóc.

Nie jest także tajemnicą, że Trump chciałby zaprowadzić pokój na Bliskim Wschodzie poprzez normalizację stosunków Izraela z państwami arabskimi. Arabia Saudyjska ma niezwykle silną pozycję w regionie i przekonanie do planu pokojowego jej władz znacznie zwiększy szansę na to, że się powiedzie. O tym, że jest to jeden z celów tej wizyty świadczy fakt, że Trump i ibn Salman będą rozmawiać o rozszerzeniu współpracy obronnej i cywilnym programie nuklearnym, co Waszyngton warunkował wcześniej poprawą stosunków z Izraelem.

Oficjalnie celem tej wizyty jest jednak wzmacnianie relacji handlowych i kulturalnych z państwami regionu. Rzecznik Białego Domu Karoline Leavitt powiedziała, że wizyta jest częścią szerszego planu Trumpa, według którego „ekstremizm pokonuje się przez handel i wymiany kulturalne”. Trump liczy na podpisanie lukratywnych umów handlowych i skłonienie Arabów do inwestycji w USA. Arabia Saudyjska obiecała już zainwestowanie 600 mld dol., ale Trump jest przekonany, że ta kwota wzrośnie do biliona. Zjednoczone Emiraty Arabskie obiecały inwestycje za 1,4 bln dol., głównie w sztuczną inteligencję, półprzewodniki i energię. Państwo to chce się stać światowym liderem w branży sztucznej inteligencji, a żeby zrealizować ten cel, potrzebuje amerykańskich czipów.

Najbardziej na zaimponowaniu Trumpowi zależy jednak Katarowi. Kilka dni temu amerykańskie media poinformowały, że Katarczycy chcą mu dać w prezencie luksusowy samolot Boeing 747 o wartości blisko 400 mln dol. Trump zapowiedział, że będzie chciał go przerobić na nowy Air ­Force One, a po zakończeniu kadencji przekaże go bibliotece prezydenckiej. Te zapowiedzi wywołały w USA ostrą dyskusję o tym, czy jako prezydent może przyjąć tak cenny prezent od obcego rządu.