Cenckiewicz wygrał z Lechem Wałęsą w sprawie TW Bolka.
Efektem wyroku mają być przeprosiny dla profesora, które musi zamieścić Wałęsa: „Przepraszam Sławomira Cenckiewicza za rozpowszechnianie przeze mnie nieprawdziwych i naruszających dobre imię informacji, że dokonał sfałszowania dokumentów dotyczących tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa PRL o pseudonimie »Bolek«, będących w dyspozycji Instytutu Pamięci Narodowej. Powyższe oświadczenie publikowane jest w wyniku przegranego procesu. Lech Wałęsa”.
Przeprosiny mają zostać umieszczone w mediach społecznościowych z odręcznym podpisem byłego prezydenta i powinny zostać zamieszczone w najbliższych dniach.
Poza przeprosinami Wałęsa ma wpłacić w ciągu dwóch tygodni 30 tys. zł na rzecz Fundacji im. O. Damiana de Veuster, organizacji związanej z Bractwem Świętego Piusa X. – Klęska Wałęsy, jego obrońców i całej dziczy kłamczuchów jest faktem! I fundacja związana z Bractwem Świętego Piusa X zostanie beneficjentem mego zwycięstwa nad figurą i symbolem kłamstwa III RP! – skomentował Sławomir Cenckiewicz.
Wygrana po latach jest kolejną, jaką profesor odniósł nad Lechem Wałęsą w ostatnich miesiącach. W marcu sąd odrzucił pozew Wałęsy w sprawie cytatów, jakich Cenckiewicz użył w swojej książce „Wałęsa. Człowiek z teczki”. Autorzy, których cytował profesor, opisali młodzieńcze lata życia Wałęsy i „akcje sztacheciarskie”.
(oprac. jm)
W najbliższą niedzielę odbędzie się druga tura wyborów prezydenckich w Rumunii, w której zmierzą się lider prawicowej AUR George Simion i burmistrz Bukaresztu Nicosur Dan. Jak zauważa w rozmowie z „Codzienną” publicysta Jakub Augustyn Maciejewski, Dan udaje antysystemowca tak jak Rafał Trzaskowski bezpartyjnego zastępcę Donalda Tuska, jest jednak typowym kandydatem establishmentu. Simion zaś jest energiczny, wyrazisty i nie boi się mocnych deklaracji.
W niedzielę 4 maja w pierwszej turze wyborów prezydenckich najwięcej głosów uzyskał Georgescu George-Nicolae Simion. Na lidera Jedności Rumunów (AUR) zagłosowało 40,96 proc. wyborców. Niespodziewanie na drugim miejscu uplasował się burmistrz Bukaresztu Nicușor-Daniel Dan z wynikiem 20,99 proc. głosów. Z kolei George-Crin-Laurențiu Antonescu uzyskał 20,07 proc. poparcia. Byłemu liderowi Partii Narodowo-Liberalnej (PNL) do wejścia do drugiej tury zabrakło 86 tys. głosów.
Porażka kandydata popieranego przez rządzącą w Rumunii koalicję doprowadziła do potężnego kryzysu rządowego. Premier, a zarazem lider Partii Socjaldemokratycznej (PSD) Marcel Ciolacu ogłosił wyjście jego ugrupowania z koalicji, którą tworzył wraz z Partią Narodowo-Liberalną (PNL) oraz ugrupowaniem reprezentującym Węgrów rumuńskich (UDMR). Ciolacu podjął ponadto decyzję o rezygnacji z funkcji szefa partii oraz rządu. Sytuacja ta zdaniem ekspertów wskazuje na powolny koniec duopolu dotychczas dwóch największych sił politycznych na rumuńskiej scenie politycznej, a mianowicie PSD i PNL.
Jakub Augustyn Maciejewski zwraca uwagę na to, że Nicosur Dan swoich wyborców monopolizuje straszeniem, że George Simion jest nacjonalistą przeciwnym Unii Europejskiej i o prorosyjskich poglądach. Ten z kolei jest ostentacyjnie protrumpowy i proamerykański, jako prawicowiec tak utożsamia się z ruchem MAGA, że coraz trudniej z Simiona robić straszak na rumuńskich okcydentalistów. – W trzygodzinnej debacie wyborczej, jaką przeprowadziła stacja Euronews Romania, najważniejszą różnicą światopoglądową między kandydatami była sprawa pomocy dla Ukrainy. Nicusor Dan chce ją przekazywać bezinteresownie, zaś George Simion domaga się w zamian konkretnych ustępstw od Kijowa – na przykład na rzecz rumuńskiej mniejszości w Besarabii czy Czerniowcach – mówi ekspert.
Jak zauważa w rozmowie z „Codzienną” ekspert ds. Rumunii Jakub Augustyn Maciejewski, Simion jest kandydatem prawdziwie antysystemowym, dlatego mainstreamowe media i komentatorzy rzucili się na pomoc Danowi. Istnieją nawet mocne podejrzenia, że to nie Rosjanie, ale liberałowie z PNL próbowali w grudniu napompować kampanię Calina Georgescu, by ten pożarł poparcie Simiona, ale przestrzelili ze wsparciem i dlatego musieli wybory w całości unieważnić. I tu dochodzi do drugiego dna rumuńskiej polityki – nasz partner znad Dunaju jest bardziej spenetrowany przez służby i mniej zdekomunizowany niż Polska. Nicusor Dan jest oskarżany o współpracę z komunistyczną bezpieką Securitate i to w okresie, gdy ta we współpracy z Sowietami przygotowywała zmianę ustroju Rumunii. Brzmi znajomo? – zauważa publicysta.
W ostatnich dniach kampanii wyborczej przewodniczący AUR odbył podróż do Polski i Włoch. We wtorek George Simion w Warszawie został przyjęty przez prezydenta RP Andrzeja Dudę. Następnie lider AUR udał się do Zabrza, gdzie pojawił się na wiecu wyborczym Karola Nawrockiego. W środowy wieczór w Rzymie doszło zaś do spotkania zwycięzcy pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii z premier Włoch Giorgią Meloni. W spotkaniu brał udział także szef Europejskich Konserwatystów i Reformatorów Mateusz Morawiecki. Zdaniem ekspertów zaangażowanie ma na celu ukazać Simiona jako polityka o dobrych relacjach w Europie z siłami prawicowymi. Nie bez znaczenia jest duża diaspora zwłaszcza we Włoszech, która chętnie głosowała w pierwszej turze na lidera AUR.
Sondaż przygotowany przez Sociopol wskazuje na zwycięstwo w zaplanowanej na niedzielę II turze wyborów prezydenckich Simiona, który może liczyć na 53-proc. poparcie. Z kolei burmistrz Bukaresztu mógłby liczyć na 47 proc. głosów.
Dyplomacja \ Kreml potwierdził, że zbrodniarz wojenny Władimir Putin nie pojawi się w Stambule. Miał tam negocjować koniec wojny z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim.
Ukraina i jej sojusznicy, w tym USA, chcieli, żeby Rosja zgodziła się na 30-dniowe zawieszenie broni, by można było rozpocząć negocjacje pokojowe. Putin nie chciał się na to zgodzić i zaproponował bezpośrednie rozmowy w Turcji. W odpowiedzi Zełenski zapowiedział, że uda się do Stambułu osobiście i wezwał do tego samego Putina. Poprosił też o udział prezydenta USA Donalda Trumpa. Liczył, że jego obecność skłoni Putina, by się pojawił.
W środę wieczorem Kreml poinformował jednak, że Putin nie pojawi się w Stambule. Wkrótce potem swoją obecność odwołał też Trump, który wcześniej zapowiadał, że weźmie w nich udział, tylko jeśli rosyjski watażka stawi się osobiście. W tym samym czasie Zełenski był w drodze do Ankary na spotkanie z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem, ale zapowiadał wcześniej, że w każdej chwili może stawić się w Stambule. Stwierdził, że jeśli Putin się nie pojawi, to będzie to ostateczny dowód na to, że nie chce pokoju.
„Jest niezwykle ważne, by Rosja odwzajemniła konstruktywne kroki Ukrainy. Jak na razie tego nie zrobiła. Moskwa musi zrozumieć, że odrzucanie pokoju ma swoją cenę” – napisał w mediach społecznościowych Andrij Sybiha, minister spraw zagranicznych Ukrainy. W środę spotkał się w Turcji nie tylko z sekretarzem stanu Markiem Rubio, ale także z Lindseyem Grahamem, który jest zarówno bliskim sojusznikiem Trumpa, jak i gorącym zwolennikiem wsparcia dla Ukrainy i twardej polityki wobec Rosji. Graham wcześniej przygotował projekt niszczących sankcji, które mają wejść w życie, jeśli Rosja nie będzie chciała negocjować.
Zamiast Putina na czele rosyjskiej delegacji stanął były minister kultury Władimir Mediński, bliski człowiek dyktatora. To właśnie Mediński prowadził wcześniej negocjacje, które miały miejsce w Turcji w 2022 r. Zakończyły się porażką, bo Rosja miała maksymalistyczne żądania, na które Ukraina nie mogła się zgodzić. Kreml sugeruje, że obecnie też nie pójdzie na kompromis, a większość ekspertów spodziewa się, że obecne rozmowy również nie przyniosą przełomu. Rosjanie nie wysłali też swoich głównych dyplomatów – Jurija Uszakowa, który doradza Putinowi ws. polityki zagranicznej, i ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa. To sugeruje, że od początku nie traktowali tych rozmów poważnie.
(wm)