Podczas niedawnego koncertu w Manchesterze Bruce Springsteen wyznał: „Mój dom, Ameryka, którą kocham, Ameryka, o której pisałem, która była latarnią nadziei i wolności przez 250 lat, jest obecnie w rękach skorumpowanej, niekompetentnej i zdradzieckiej administracji”. Dodał, że Donald Trump jest niekompetentny i autorytarny.
Na festiwalu filmowym w Cannes Robert De Niro oznajmił, że artyści „stanowią zagrożenie dla autokratów i faszystów”. Narzekał, że Trump ogranicza finanse na sztukę, naukę i edukację.
Prezydent USA nie jest autokratą i faszystą, choć tak twierdzili demokraci i lewica. I przegrali wybory. Trump nie niszczy kultury i sztuki, jedynie tępi marksistowską i tęczową ideologię. Po raz kolejny możemy się przekonać, że nawet najwybitniejsi artyści – a takimi Springsteen i De Niro są – potrafią gadać bzdury.
KAMPANIA \ O szansach na prezydenturę Karola Nawrockiego zdecydują w dużej mierze wyborcy Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna – po I turze podliczono, że to 4,145 mln głosów. Kandydaci konkurencyjnych dla PiS formacji stawiają jednak warunki. Inaczej jest po lewej stronie sceny politycznej, gdzie bezwarunkowego poparcia Rafałowi Trzaskowskiemu udzielił Szymon Hołownia, a kandydatka Magdalena Biejat poparła go, bo prezydent Warszawy „podtrzymał swoje zobowiązanie, że będzie popierał liberalizację ustaw aborcyjnych i wprowadzenie związków partnerskich”.
Aby wygrać wybory prezydenckie, najprawdopodobniej będzie potrzebne mniej więcej 10,5 mln głosów w II turze wyborczej. U progu kolejnych dwóch tygodni kampanii w lepszej sytuacji jest Rafał Trzaskowski. Kandydaci związani z obozem Donalda Tuska bez żadnych warunków przekazują mu swoje poparcie.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia, który jeszcze tydzień temu mówił o tym, że jego poparcie będzie zależało od wyjaśnienia afery hejterskiej w NASK, już podczas wieczoru wyborczego poprosił wyborców o wsparcie Trzaskowskiego. Wczoraj podczas spotkania z kandydatem potwierdził, że weźmie udział w marszu na rzecz kandydatury prezydenta Warszawy organizowanym w niedzielę.
Poparcie zadeklarowała również Magdalena Biejat. – 2 mln wyborców lewicy pokazują, że te sprawy, które są dla was i dla mnie ważne, nie mogą zostać pominięte. I tak jak się zobowiązałam, spotkałam się z panem Rafałem Trzaskowskim, żeby wyjaśnić mu, co dla lewicowych wyborców jest ważne – mówiła wczoraj polityk. Problem jest jednak taki, że jej kandydatura zebrała jedynie nieco ponad 800 tys. głosów. Więcej od niej osiągnął Adrian Zandberg z Razem (950 tys.). W tle błyszczy także trzecia lewicowa kandydatka, Joanna Senyszyn, z 214 tys. głosów. Dopiero zsumowane głosy tych trzech kandydatów dają 2 mln. Adrian Zandberg zapowiedział już, że nie będzie niczyim „wasalem”, a przekazywanie głosów jest „niepoważne”.
Inaczej sprawa wygląda w przypadku prawicy. Kandydaci Konfederacji stawiają warunki. Sławomir Mentzen zaprosił obu kandydatów na spotkanie na kanale YouTube, gdzie ma odbyć się rozmowa. Z marszu zaproszenie przyjął Karol Nawrocki. Jego debata z Mentzenem odbędzie się w czwartek o godz. 13.
Sławomir Mentzen opublikował też deklarację zawierającą osiem punktów, nieprzekraczalnych dla popieranego przez niego kandydata.
Karol Nawrocki zapowiedział, że odniesie się do postulatów Mentzena. (jal)
NATO \ W dniach 11–31 maja w Europie Północnej i krajach bałtyckich prowadzone są natowskie ćwiczenia Swift Response 25 m.in. z udziałem wojsk aeromobilnych z takich krajów, jak Stany Zjednoczone, Niderlandy, Niemcy, Francja, Hiszpania oraz Polska. Celem Swift Response jest zwiększenie gotowości do obrony zbiorowej poprzez możliwość prowadzenia połączonych operacji powietrznodesantowej typu JFE (Joint Forcible Entry) i natychmiastowej reakcji na zagrożenia.
Jak informowało na swojej stronie Dowództwo Sojuszniczych Sił Powietrznych AIRCOM (Allied Air Command), w ramach ćwiczeń Swift Response 25 prowadzono pięć skoordynowanych desantów powietrznych w Finlandii, na Łotwie, Litwie, w Norwegii i Szwecji, a także zorganizowano ćwiczenia o wysokiej intensywności, w tym strzelanie, operacje wsparcia medycznego i szkolenie artyleryjskie o wysokiej mobilności. Swift Response 25 ma na celu przede wszystkim wzmocnienie odstraszającej postawy NATO i zademonstrowanie zdolności do szybkiego rozmieszczania.
Spadochroniarze ze Stanów Zjednoczonych dołączyli do niderlandzkich, francuskich, niemieckich, włoskich i innych sił w połączonym desancie powietrznym na Litwę, podczas gdy polskie siły wykonały podobne działania w Finlandii. W Norwegii amerykańska 82 Dywizja Powietrznodesantowa poprowadziła główny atak powietrzny, oznaczający początek Defender 25. Fińska armia przeprowadziła szkolenie z użyciem ognia z udziałem polskich żołnierzy, a amerykańskie jednostki HIMARS przeprowadziły szkolenie HIRAIN (High Mobility Artillery Rocket System Rapid Insertion) w Finlandii i Szwecji.
Na Łotwie prowadzono połączone operacje desantowe i strzeleckie z udziałem hiszpańskich i amerykańskich spadochroniarzy, zintegrowane z narodowym ćwiczeniem Crystal Arrow. Litwa przeprowadziła ćwiczenia z zaangażowaniem szpitala polowego w symulowanych warunkach CBRN (chemicznych, biologicznych, radiologicznych, nuklearnych), demonstrując zdolności medyczne oraz dostawy krwi za pomocą dronów.
– Chodzi o globalne odstraszanie – powiedział gen. Christopher Donahue, dowódca armii USA w Europie i Afryce (US Army Europe and Africa). – Wszystko, co demonstrujemy naszym sojusznikom i partnerom, możemy powtórzyć na całym świecie. Defender daje nam krytyczne powtórzenia na skalę logistyki teatru działań i walki – dodał generał. Skoordynowane operacje wielonarodowych sił powietrznych są możliwe dzięki bezproblemowej integracji strategicznych i taktycznych platform transportu lotniczego.
W ramach tych ćwiczeń Wielka Brytania wspiera ćwiczenia samolotem A400M, a Stany Zjednoczone samolotem C-17 Globemaster III, oprócz innych samolotów taktycznych, takich jak C-130J Super Hercules, umożliwiając szybkie i skuteczne wielonarodowe operacje powietrzne.
Paweł Kryszczak (źródło: AIRCOM)
BEZPIECZEŃSTWO \ W tym tygodniu dokonano pierwszej dobrowolnej deportacji ze Stanów Zjednoczonych do Hondurasu i Kolumbii. Kilkudziesięciu osobom, które zdecydowały się na „autodeportacje”, wypłacono po tysiąc dolarów.
Donald Trump tuż po objęciu urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych 20 stycznia br. podjął zdecydowane kroki zmierzające do wzmocnienia ochrony na granicy z Meksykiem oraz zaostrzenia polityki migracyjnej, w tym rozbudowy ośrodków detencyjnych dla osób, które mają zostać wydalone z USA. Do kwietnia funkcjonariusze Urzędu Celno-Imigracyjnego (ICE) deportowali ponad 140 tys. osób.
Wśród tych osób znaleźli się m.in. członkowie groźnego wenezuelskiego gangu Tren de Aragua. Jak już pisaliśmy w „Codziennej”, aby tych groźnych przestępców można było wydalić z kraju, prezydent Donald Trump w marcu podpisał rozporządzenie, w którym powoływał się na Ustawę o wrogich obcych (AEA) z 1798 r., rozszerzającą prawo prezydenta do aresztowania osób, które nie są obywatelami USA.
Nie wszyscy jednak, którzy przebywają nielegalnie, muszą opuszczać Stany Zjednoczone w asyście funkcjonariuszy Urzędu Celno-Imigracyjnego.
W tym miesiącu Departament Bezpieczeństwa Krajowego USA (DHS) poinformował, że migranci przebywający w kraju bez legalnego statusu mogą otrzymać po tysiąc dolarów i uniknąć wszelkich sankcji z tym związanych, jeśli dobrowolnie opuszczą terytorium USA po zgłoszeniu się przez specjalną aplikację, https://www.dhs.gov/cbphome.
– Jeśli jesteś tutaj nielegalnie, użyj aplikacji CBP Home, aby przejąć kontrolę nad swoim wyjazdem i otrzymać wsparcie finansowe na powrót do domu. Jeśli tego nie zrobisz, zostaniesz ukarany grzywną, aresztowany, deportowany i nigdy nie będziesz mógł wrócić – przypomina sekretarz bezpieczeństwa krajowego Kristi Noem. Według jej resortu program ten ma na celu ograniczenie kosztów deportacji, które obecnie sięgają średnio ponad 17 tys. dolarów na osobę, jak podała stacja CNN.
W poniedziałek odbyła się pierwsza w ramach tej procedury tzw. dobrowolna deportacja. Zgodnie z informacjami Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego USA 38 osób zostało odesłanych do Hondurasu, a 26 – do Kolumbii. W Hondurasie przybysze zostali przywitani przez wiceszefa dyplomacji tego kraju. Antonio García zapowiedział, że rząd udzieli swoim obywatelom dodatkowego wsparcia w formie 100 dolarów w gotówce oraz bonów o wartości 200 dolarów na zakup podstawowych produktów. Paweł Kryszczak
Prezydent USA Donald Trump odbył rozmowę telefoniczną z rosyjskim zbrodniarzem wojennym Władimirem Putinem. Mimo optymistycznego oświadczenia Trumpa wszystko wskazuje na to, że nie przyniosła przełomu.
Jak informowaliśmy wcześniej, Donald Trump w poniedziałek zadzwonił na Kreml. Rozmowa z rosyjskim zbrodniarzem potrwała około dwóch godzin. Po wszystkim amerykański prezydent powiedział dziennikarzom, że rozmowa była „bardzo znacząca i szczera”, a on jest gotowy do współpracy z Ukrainą, by stworzyć memorandum, które stanie się podstawą negocjacji pokojowych.
Mimo optymistycznych słów Trumpa ta rozmowa nie przyniosła jednak przełomu. Biały Dom wcześniej otwarcie przyznawał, że jej głównym celem jest skłonienie Rosji do zaakceptowania 30-dniowego zawieszenia broni, na które dużo wcześniej zgodziła się Ukraina. Putin jednak nie wyraził na nie zgody.
Kreml twierdzi, że to zawieszenie broni dałoby Kijowowi czas na przegrupowanie i wzmocnienie linii obronnych. Ogłosił także, że warunkiem pokoju jest rozwiązanie „korzeni” tej wojny, co sugeruje, że Rosja nie ma zamiaru zrezygnować z maksymalistycznych żądań, których przyjęcie byłoby de facto kapitulacją Ukrainy.
Trump w rozmowie z dziennikarzami zasugerował, że USA wycofają się z tych negocjacji pokojowych. Oznajmił m.in., że porozumienie mogą wynegocjować tylko „zwaśnione strony”. Poparł pomysł przeprowadzenia negocjacji w Watykanie, ale stwierdził, że jeśli nie będzie postępów, to „po prostu się wycofa”. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który również rozmawiał w poniedziałek z Trumpem, nie kryje, że to zły pomysł, na którym skorzysta tylko Putin. Dodał, że Ukraina jest gotowa na negocjacje, ale „jeśli Rosjanie nie są gotowi, by przestać zabijać, muszą być silniejsze sankcje”. – Naciski na Rosję pchną ją w stronę prawdziwego pokoju – zadeklarował. Dodał, że jeśli Kreml będzie nadal stawiał nierealistyczne warunki, to będzie to dowód, że wcale nie chce pokoju.
Donald Trump w poniedziałek porozmawiał także z przywódcami: UE, Francji, Włoch, Niemiec i Finlandii. Kanclerz RFN Friedrich Merz powiedział, że po tej rozmowie, w porozumieniu z Trumpem, zgodzili się wzmóc presję sankcyjną na Kreml. – Europa i Ameryka są w tym bardzo zjednoczone – powiedział.
Prezydent Finlandii Alexander Stubb, który zachował świetne kontakty z Trumpem i z jego bliskim sojusznikiem, senatorem Lindsayem Grahamem – autorem projektu sankcji, które zmiażdżyłyby rosyjską gospodarkę – już wcześniej powiedział, że cierpliwość Trumpa do Putina jest na wyczerpaniu. Dodał, że jeśli ta rozmowa pójdzie źle, to spodziewa się, że tzw. ustawa Grahama, która zebrała już ogromne poparcie obu partii w Kongresie, trafi w końcu pod głosowanie.
STANY ZJEDNOCZONE \ Po początkowym sprzeciwie parlamentarzystów republikanom udało się skierować do dalszych prac w Kongresie ustawę zawierającą pakiet propozycji i reform w amerykańskich wydatkach publicznych.
Komisja budżetowa Izby Reprezentantów przyjęła w ponownym głosowaniu przepisy zawierające priorytety legislacyjne prezydenta Donalda Trumpa i republikanów, określane jako „jedna wielka piękna ustawa” (ang. One, Big, Beautiful Bill).
– Wciąż czeka nas sporo pracy. Od początku mieliśmy świadomość, że na finiszu pojawią się kwestie wymagające dopracowania. I rzeczywiście, pozostało jeszcze kilka istotnych spraw do rozstrzygnięcia. Z optymizmem wypatruję jednak nadchodzących dni, licząc na rzeczowe i owocne rozmowy. Jestem głęboko przekonany, że uda nam się dopracować ustawę w jej ostatecznym kształcie i uchwalić ją zgodnie z pierwotnym planem, jeszcze przed końcem maja – powiedział po przyjęciu projektu ustawy spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson.
One, Big, Beautiful Bill ostatecznie przeszła przez komisję parlamentarną, mimo że wcześniej nie uzyskała wymaganej większości głosów. Podczas pierwszego głosowania sprzeciw zgłosiła grupa najbardziej konserwatywnych członków komisji budżetowej, domagając się głębszych cięć w programie Medicaid oraz rewizji ulg podatkowych dla sektora zielonej energii. Argumentowali, że proponowane obniżki podatków mogą przyczynić się do dalszego wzrostu długu publicznego. Ustawa liczy 1116 stron.
Aby przekonać przeciwników ustawy do poparcia jej w głosowaniu, prezydent Donald Trump zamieścił wpis na swoim portalu społecznościowym Truth Social, w którym stwierdził, że republikanie muszą się zjednoczyć wokół projektu. „Kraj bardzo ucierpi bez tej ustawy – podatki wzrosną o 65 proc. Owszem, winą zostaną obarczeni demokraci, ale to nie pomoże naszym wyborcom. Nie potrzebujemy pozorantów w Partii Republikańskiej. Przestańcie gadać i zajmijcie się sprawą!” – wzywał prezydent.
Ustawa przewiduje m.in. przedłużenie ulg podatkowych, zwiększenie środków na ochronę granic oraz reformy w programie ubezpieczeń zdrowotnych Medicaid i systemie pomocy żywnościowej. Projekt trafi teraz pod obrady komisji regulaminowej Izby Reprezentantów.
– „Jedna wielka piękna ustawa” została tak trafnie nazwana, ponieważ stanowi wyjątkową w swoim pokoleniu szansę na realizację programu Make America Great Again, który doprowadził do miażdżącego zwycięstwa prezydenta Trumpa 5 listopada. To właśnie polityka America First (pol. Ameryka na pierwszym miejscu), zawarta w tej ustawie, jest powodem, dla którego republikanie mają dziś większość w Kongresie – powiedziała podczas konferencji prasowej rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt.
Brendan Boyle, czołowy przedstawiciel demokratów w komisji budżetowej Izby Reprezentantów, zwrócił uwagę na liczne „zakulisowe porozumienia”, które miały rzekomo zostać zawarte z pierwotnymi przeciwnikami ustawy. Podkreślił, że zarówno członkowie Kongresu, jak i obywatele mają pełne prawo znać ich treść i zakres. Tomasz Winiarski
Niby człowieka po tylu latach obserwowania polityki już nic nie zaskoczy. Ale to nieprawda. Zaskakują go wciąż te same rzeczy, tylko w innych odsłonach. Na przykład powodzianie popierający Rafała Trzaskowskiego, choć rząd nie spełnia obietnic, a pomoc nie nadchodziła przez kilka miesięcy od tragedii.
A może coś przeoczyłem? Może po prostu nie dowiedziałem się, bo władza w swojej skromności tego nie ogłosiła, że do Kotliny Kłodzkiej ruszyły ciężarówki z napisami WOŚP, które dowożą materiały budowlane i organizują pracę za pieniądze, które Juras tak intensywnie ssie ze spółek skarbu państwa. Może nie zauważyłem odbudowanych uliczek, nowego bruku, oświetlenia, wymalowanych i otynkowanych budynków ani Marcina Kierwińskiego, pełnomocnika Donalda Tuska do spraw odbudowy, który przechadza się dolnośląskimi miasteczkami, słuchając pochwał, że „jest jak było, tylko ładniej”.
Niestety, nie mogłem tego nie zauważyć – bo tego nie było. A mimo to ludzie, niektórzy może nawet wychodzący z zawilgoconych, zniszczonych budynków albo ponurych lokali zastępczych, poszli głosować na Rafała Trzaskowskiego. Nie tylko oni.
Niestety, powodzianom udało się wmówić przez lata indoktrynacji medialnej, że tak jest dobrze, a świat ich aspiracji to bycie „nowoczesnym” i niepodpadanie niepoprawną opinią sąsiadom z boksu obok albo innym uczestnikom korporacyjnego calla. Tak jak niewolnikom z Jagodna i Wilanowa wtłoczono do głów, że są elitą.
Niełączenie przyczyn ze skutkiem
Wracając do powodzian – gwoli elementarnej sprawiedliwości: z danych Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że w województwie opolskim, na obszarach dotkniętych zalaniem we wrześniowej powodzi, pierwszą turę wyborów prezydenckich wygrał Karol Nawrocki.
Ale na obszarach dotkniętych żywiołem na Dolnym Śląsku przeważał Rafał Trzaskowski, który uzyskał największe poparcie w gminach Lądek-Zdrój, Stronie Śląskie oraz w Kłodzku. Co prawda nie w całej gminie, ale w mieście. W miastach tych – rozwalonych, nieodbudowanych, oglądających lansującego się na ich nieszczęściu Tuska – Trzaskowski zdobył około 40 proc. poparcia, czyli porównywalnie z niektórymi dzielnicami Warszawy.
O czym to świadczy? Może jak ludy pierwotne albo amazońskie plemiona do niedawna nie kojarzyli pewnych działań z ich skutkami. Tamci nie znali związku stosunku seksualnego z prokreacją, a ci nie kojarzą ciągu: głosowanie – władza – decyzje – skutki.
W końcu lekarz Ignaz Semmelweis, który w połowie XIX w. przekonywał, że na śmiertelność noworodków i rodzących matek wpływają niemycie rąk przez położne i brak higieny, skończył w psychiatryku – zaszczuty przez własne środowisko.
Ludzie wypierają prawdę najmocniej i najbrutalniej. Jak przyznać, że zafundowało się to wszystko swoim bliskim, swojemu krajowi – w wyborach 2023 r.? Lepiej iść w zaparte i popełniać recydywę. Głosować jeszcze raz na tę samą ekipę. To nic nowego – zwykłe samozakłamanie, przełamywanie dysonansu poznawczego odrzuceniem nowej wiedzy i agresją. Ale jak długo może trwać ten stan?
Polskie Gollumy
Stosunkowo długo, jeśli podłączyć do tego nowoczesną maszynkę marketingowo-społecznościową i odpowiednio zadziałać na emocje. Ludzie siedzący w zalanych, nieodbudowanych domach muszą być wściekli. Podobnie jak wykończony, sfrustrowany, zły jest niejeden mieszkaniec Wilanowa. A do tego przestraszony – bo przecież ciągle ciuła na to swoje niby-dostatnie, wygodne życie, które jest jego świeżo nabytym oczkiem w głowie. Skarbem, którego strzeże jak Gollum pierścienia. I nienawidzi każdego, kto chciałby mu go zabrać. Musi dać upust tej swojej nienawiści. I ta władza, jej media, maszynka społecznościowa ich obsługująca – pokazują mu, gdzie lokować tę nienawiść.
A racjonalne argumenty? Przecież gdy wybuchła powódź, PiS nie rządziło już niemal od roku. Nie szkodzi – Marcin Kierwiński powiedział, że to przez PiS, i wszyscy – włącznie z Tuskiem – dali mu spokój. Rosjanie zagrażają? Okazali się nie urojeniem, a autentycznymi agresorami, którzy mogą zakłócić życie dzielone między osiedlowym fitnessem a Netfliksem? Połączymy tych Rosjan z PiS. A że to się kupy nie trzyma – że to za PiS budowano płot graniczny i wysyłano sprzęt na Ukrainę, by odsunąć armię Putina od Polski? Emocje nie potrzebują takich logicznych wywodów.
Do ich podbicia wystarczą mecenas Roman Giertych i prokurator Ewa Wrzosek, którzy z triumfem będą wykrzykiwać, jak przesłuchują kolejnych przeciwników politycznych, rozkoszując się władzą i pieniędzmi. Wystarczy kolejne przesłuchanie, po którym nastąpi śmierć jakiejś niewinnej starszej osoby – kiedy już nikt nawet nie będzie udawał, tylko zostanie ogłoszona „eliminacja kaczysty”.
Propaganda zrobiła swoje
Niejaka „doktora” Katarzyna Bąkowicz, która wykłada dziennikarstwo na SWPS, tłumaczy logicznie, że jak się 90 proc. winnych skazuje, to trochę i niewinnych przy okazji trzeba skazać. My się śmiejemy, ale ileś osób to po prostu łyka. Dlaczego więc mieszkańcy zalanych i nieodbudowanych miast głosujący na Trzaskowskiego mnie dziwią? Bo oni są krok dalej niż mieszkańcy Wilanowa i Jagodna. Migranci do Polski dopiero tak naprawdę zaczną przyjeżdżać. Pakiet klimatyczny i wykańczanie naszej energetyki zaraz nabiorą tempa. Przed nami robienie dzieciom wody z mózgu i dewastacja szkół. Polacy dopiero odczują zapaść w służbie zdrowia.
A w Kłodzku, Lądku-Zdroju i Stroniu Śląskim już widać efekty. Oni tego doświadczyli – a i tak nie uwierzyli. Pozostali przy swoim. Wyobrażenia wtłoczone do głów przez propagandę rządową okazały się silniejsze niż zimno, wilgoć, niewygoda. I to rodzi dość pesymistyczną refleksję – mówiąc krótko: oznacza, że żadne doświadczenie nie wpłynie na to, by cały ten polski Wilanów przejrzał na oczy. Ale na szczęście nie jest całą Polską – i trzeba go przegłosować. Nieraz także dla jego dobra, co zresztą jest dość niesprawiedliwym paradoksem. Wiktor Świetlik
Autor jest współtwórcą Kanału Dobitnie