Mamy w ojczyźnie polskojęzyczne media, które obsługują interesy niemieckiego kapitału. Są też takie, które przedstawiają się jako lewicowe lub konserwatywne, a zabiegają o interesy familii Sorosów. Mamy wreszcie w Polsce instytucje działające na rzecz niemieckich interesów i partii, które kształtują kolejne roczniki ludzi wykształconych i z ambicjami.
Istnieją wreszcie opiniotwórcze, wpływowe środowiska, zakorzenione w postkomunistycznej glebie, traktujące nasz kraj jako zasób taniej siły roboczej. W niedzielę pokazaliśmy im, że nie dostaną w swoje ręce całej Polski. To powinien być dopiero początek. Potrzebujemy nowego ładu prawnego, który zmiecie obecny układ, działający na korzyść obcych sił i kompradorskich elit. Polska wcale nie jest podzielona na pół. Część Polski jest po prostu jeszcze otumaniona.
Karol Nawrocki wygrał wybory prezydenckie mimo kampanii nienawiści, rozkręconej na niebywałą skalę w III RP, ataków mediów, wykorzystania służb specjalnych i w większości niekorzystnych sondaży. Dokonał, można rzec, niemożliwego.
Ale trzeba oddać Jarosławowi Kaczyńskiemu, że to on jest demiurgiem polskiej polityki. Wygrał najpierw dziejową bitwę z Adamem Michnikiem, który stracił rząd dusz w 2015 r., gdy okazało się, że szerokie wpływy polityczne „Gazety Wyborczej” właśnie się skończyły. 1 czerwca Kaczyński pokonał w politycznej wojnie Donalda Tuska. Skutecznie wysunął na urząd prezydenta aż czterech polityków po 1989 r., tak samo jak na stanowisko premiera – włącznie ze sobą.
Donald Tusk w tym samym czasie boleśnie przegrał wybory prezydenckie z Lechem Kaczyńskim, był nieznaczącym „królem Europy” i przerżnął teraz z pozapartyjnym kandydatem. Tylko raz jego kandydat – Bronisław Komorowski – zwyciężył. Największe sukcesy Tuska to udział w nocnej zmianie i trzy kadencje premierostwa. Można nie popierać prawicy, ale trzeba docenić polityczny talent oraz doświadczenie Kaczyńskiego. Tusk tego nie zrobił i wkrótce skończy marnie – na marginesie polityki.
Dwa sztaby, dwie reakcje. W momencie opublikowania sondaży exit poll, które dawały minimalną przewagę Rafałowi Trzaskowskiemu, kandydat PO szumnie ogłosił się zwycięzcą, podziękował „pierwszej damie” i zapowiedział pierwsze działania jako prezydent RP. W tym samym czasie Karol Nawrocki spokojnie czekał na spływające wyniki, wskazując, że w nocy wszystko się wyjaśni.
I wyjaśniło się stosunkowo szybko, bo sondaż late poll z godz. 23 to właśnie jego wskazywał jako nowego prezydenta. Ostateczne wyniki to potwierdziły. Oj, nie były to dobre godziny dla Trzaskowskiego i jego sztabu. „2,5-godzinny prezydent” (tyle minęło od sondaży exit poll do late poll), „jeszcze się nie rozpakował, a już musi wracać”, „człowiek, który nie dał zamknąć się w Pałacu” – internet nie bierze jeńców, a memy z wizerunkiem Trzaskowskiego zalały media społecznościowe.
Przegrał w 2020, przegrał w 2025 r. W wielu przypadkach oznaczałoby to koniec politycznej kariery. Trzaskowskiemu zostaje jak na razie kontynuowanie prezydentury w Warszawie. Tego, co dalej, na chwilę obecną nie wiedzą pewnie nawet najbardziej tęgie platformerskie umysły. Na razie skupiają się pewnie na leczeniu bólu głowy po politycznej klęsce.
Nie ma już wątpliwości, że następnym prezydentem RP będzie dr Karol Nawrocki , który w drugiej turze wyborów zdobył o blisko 370 tys. głosów więcej od Rafała Trzaskowskiego. Zwycięstwo obywatelskiego kandydata wywołało panikę w szeregach koalicji 13 grudnia, gdyż Donald Tusk najprawdopodobniej wystąpi do Sejmu o wotum zaufania, jednak pomysł ten jest krytykowany przez jego współpracowników, którzy już zaczęli się wzajemnie obwiniać o porażkę, a ponadto domagają się renegocjacji umowy koalicyjnej. Powody do obaw mają również euroentuzjaści z Brukseli i Berlina. – Elity europejskie są spanikowane, bo bardzo wiele zainwestowały w Donalda Tuska i jego środowisko. Liczono, że w Polsce system zostanie domknięty, a te plany skapitulowały dzięki zwycięstwu prezydenta Nawrockiego – mówi „GPC” prof. Ryszard Legutko.
Wyniki sondaży exit poll, które pojawiły się w niedzielę tuż po godz. 21 wskazywały na minimalną przewagę Rafała Trzaskowskiego nad Karolem Nawrockim, ale różnica była tak niewielka, że mieściła się w granicach błędu statystycznego. Mimo to politycy obozu rządzącego, jak i wielu ich sympatyków triumfalnie obwieścili zwycięstwo. Radość nie trwała długo, bo dane late poll wywróciły stan rywalizacji, wskazując, że to jednak obywatelski kandydat będzie kolejnym gospodarzem Pałacu Prezydenckiego. Prognozy te rano potwierdziła Państwowa Komisja Wyborcza (PKW), podając oficjalne wyniki niedzielnego głosowania.
Nawrocki zdobywa rekordową liczbę głosów
Po skompletowaniu danych ze wszystkich komisji obwodowych PKW poinformowała, że Karol Nawrocki zdobył w sumie 10 606 877 głosów, co jest najlepszym indywidualnym wynikiem od wyborów w 1990 r. Przełożyło się to na poparcie na poziomie 50,89 proc. i ostateczną wygraną w wyścigu o urząd prezydenta RP. Z kolei na Rafała Trzaskowskiego zagłosowało 10 237 286 wyborców (49,11 proc.). Uwagę warto również zwrócić na frekwencję, która była najwyższa w drugiej turze w historii III RP i wyniosła aż 71,63 proc. Co ciekawe, oddano 189 tys. 294 głosy (0,9 proc.) nieważne i jak PKW wyjaśniała na konferencji, były to głównie karty, na których postawiono znak X przy nazwisku obu kandydatów, oraz karty niewypełnione.
– Kampania hejtu i nienawiści okazała się nieskuteczna. Przekroczony został w niej punkt krytyczny, po którym te kolejne próby zaatakowania kontrkandydata za wszelką cenę przestały działać. Przekonaliśmy się, że na obecnym etapie rozwoju naszej demokracji to nie jest narzędzie przynoszące oczekiwane efekty. Sądzę, że zarówno Koalicja Obywatelska, jak i Prawo i Sprawiedliwość wyciągną z tego wnioski – powiedział „GPC” prof. Henryk Domański, komentując oficjalne wyniki wyborów prezydenckich.
Harmonogram objęcia prezydentury
Zanim jednak Karol Nawrocki zostanie zaprzysiężony, czekają nas jeszcze pewne formalności: do 16 czerwca można składać protesty wyborcze, a PKW ma obowiązek przygotowania pełnego sprawozdania z głosowania, które przekaże do Sądu Najwyższego. Ten natomiast ma czas do 2 lipca br. na zapoznanie się z dokumentacją, rozpatrzenie ewentualnych protestów i wydanie uchwały potwierdzającej ważność wyborów. Natomiast zaprzysiężenie Karola Nawrockiego powinno się odbyć 6 sierpnia 2025 r., gdyż tego dnia kończy się kadencja Andrzeja Dudy.
Pożar w obozie rządzącym
Po ogłoszeniu wyników niedzielnego głosowania z różnych stron polskiej sceny politycznej popłynęły gratulacje dla prezydenta elekta. Złożyli je m.in. jeden z liderów Konfederacji Krzysztof Bosak czy prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Trochę później głos za pośrednictwem mediów społecznościowych zabrał również przegrany tych wyborów Rafał Trzaskowski. „Gratuluję Karolowi Nawrockiemu wygranej w wyborach prezydenckich. Ta wygrana zobowiązuje, szczególnie w tak trudnych czasach. Szczególnie przy tak wyrównanym wyniku. Niech Pan o tym pamięta” – brzmi fragment wpisu wiceprzewodniczącego PO.
Jednak niektórzy politycy koalicji rządzącej nie potrafili ukryć swojej frustracji i już zaczęli wskazywać winnych porażki prezydenta Warszawy. Poseł Magdalena Filiks w swoich postach na platformie X zasugerowała, że do takiego wyniku przyczyniła się kampania Szymona Hołowni.
Z kolei lider Polski 2025 zorganizował w ciągu dnia w Sejmie konferencję, na której przyznał, że koalicja rządząca dostała od wyborców „żółtą łamaną na czerwoną kartkę”, a także… (Hołownia) zaproponował odebranie Polakom prawa do wyboru prezydenta. – Po tych wyborach prezydenckich możemy to potraktować jako moją autorską refleksję, może powinniśmy w Polsce porozmawiać jednak o tym, że prezydent powinien być wyłaniany przez Zgromadzenie Narodowe. (…) Wynik wyborczy jest żółtą łamane przez czerwoną kartką dla tej koalicji.
Mówiłem wam o tym, jak jeździłem po Polsce i zbierałem baty za resort po resorcie. Bo byłem jedynym kandydatem z tej strony, który odważył się pojechać i rozmawiać rzeczywiście z ludźmi, konfrontować się z opinią Polaków i zawiedzionymi nadziejami, które mają – mówił Hołownia. Poinformował również, że w trybie pilnym na poniedziałkowy wieczór zwołana została narada szefów ugrupowań koalicji 13 grudnia, aby omówić dalszą współpracę. Polska 2050 domaga się renegocjacji umowy koalicyjnej.
„Koalicja będzie coraz bardziej gniła”
Jeszcze przed konferencją Szymona Hołowni do mediów trafiła informacja, że w poniedziałek o godz. 20 na antenie TVP w likwidacji przemówienie wygłosi premier Donald Tusk, który jak wynikało z nieoficjalnych doniesień, ma się zwrócić do Sejmu o udzielenie jego gabinetowi wotum zaufania. To wydarzenie jednak odbyło się po wysłaniu tego numeru „Codziennej” do drukarni.
Wcześniej natomiast skontaktowaliśmy się z ekspertem ds. politycznych prof. Mieczysławem Rybą z KUL, aby poprosić go o komentarz do aktualnej sytuacji koalicji rządzącej. – Przed Donaldem Tuskiem są dwa wyjścia i oba złe. Pierwsze z nich zakłada doprowadzenie do przyspieszonych wyborów i próbę zbudowania bloku, który pozwoliłby mu jakoś przetrwać najtrudniejszy czas. Natomiast drugim wyjściem jest utrzymywanie tej koalicji, która w sytuacji spotęgowanych konfliktów, wzajemnych oskarżeń, fatalnego budżetu, kapitulacji rozliczeń będzie z każdym dniem coraz bardziej gniła. To natomiast będzie skutkowało zerowaniem kapitału społecznego – ocenia prof. Ryba. – Najprawdopodobniej wybierze drugą opcję, ale już widzimy, jaka atmosfera panuje wewnątrz obozu rządzącego, i to naprawdę nie będzie łatwe rządzenie dla Tuska – dodaje ekspert.
„Rząd zaktywizuje się w działaniach antyniepodległościowych”
Również wczoraj w siedzibie PiS przy Nowogrodzkiej w Warszawie odbyło się spotkanie przedstawicieli partii z prezydentem elektem, podczas którego omówiono zarówno sytuację w kraju, jak i priorytety polskiej dyplomacji. – Już się zaczyna dialog międzynarodowy. Już dzwonią i piszą prezydenci i premierzy innych państw – mówił dziennikarzom po wyjściu z narady poseł Marcin Przydacz. Najprawdopodobniej dzisiaj wieczorem dojdzie również do spotkania pomiędzy prezydentem Andrzejem Dudą a prezydentem elektem Karolem Nawrockim.
„Codzienna” zwróciła się do eksperta ds. międzynarodowych prof. Ryszarda Legutki, aby zapytać go, jak jego zdaniem na zwycięstwo obywatelskiego kandydata na prezydenta RP zareaguje przede wszystkim europejska scena polityczna. – Elity europejskie są spanikowane, bo bardzo wiele zainwestowały w Donalda Tuska i jego środowisko. Liczono, że w Polsce system zostanie domknięty – mówi nam prof. Legutko. – Sądzę, że po takim rozstrzygnięciu rząd bardzo się zaktywizuje w działaniach antyniepodległościowych. Nie ma wątpliwości, że czekają nas kolejne próby uzależnienia Polski od Brukseli i tutaj będzie ogromne zadanie dla prezydenta Nawrockiego. Powiedzmy sobie szczerze: stawką tych wyborów była niepodległość Rzeczypospolitej. W tej chwili Karol Nawrocki będzie jej strażnikiem, jedynym politykiem mającym realne instrumenty mogące zablokować szkodliwe decyzje obozu rządzącego – powiedział nam prof. Ryszard Legutko.
Wypowiedzenie paktu migracyjnego , zablokowanie Zielonego Ładu , pogłębienie strategicznego partnerstwa Polski z USA i uczynienie z naszego kraju lidera w budowie relacji między UE a Ameryką – to tylko część zapowiedzi Karola Nawrockiego, które złożył, walcząc o prezydenturę. W polityce wewnętrznej Nawrocki deklarował m.in. działania na rzecz obniżenia cen za prąd , stawki VAT z 23 do 22 proc. , obronę polskich rolników . Nade wszystko deklarował działania na rzecz polskiej suwerenności, obronę naszej tożsamości i wartości rodzinnych i kulturowych .
Wiele zapowiedzi Karola Nawrockiego znajduje się w jego dokumentach programowych, wiele padło podczas debat i spotkań w trakcie kampanii. Tak np. wielokrotnie Karol Nawrocki deklarował, że gdy zostanie prezydentem, doprowadzi do jednostronnego wypowiedzenia paktu migracyjnego. Podobnie wypowiadał się o Zielonym Ładzie. Jednoznacznie mówił również o założeniach polskiej polityki bezpieczeństwa opartej na sojuszu z USA.
Proatlantycki
Potwierdzeniem deklaracji Nawrockiego o strategicznej dla Polski roli sojuszu z USA było jego spotkanie z Donaldem Trumpem. Rolę Polski i jej relacji z USA przyszły prezydent widzi szerzej niż wyłącznie przez pryzmat relacji dwustronnych. Mówił o tym na spotkaniu z Amerykańską Izbą Handlową (AmCham) w Polsce. – Gdy wygram wybory prezydenckie, wówczas zrobię wszystko, aby Polska stała się liderem w budowie relacji między Unią Europejską a USA – deklarował Nawrocki. Potwierdzał w czasie tego spotkania, że kontakty z USA to nie tylko kwestia relacji militarnych, lecz także bezpieczeństwa widzianego jako współpraca energetyczna oraz pozyskiwanie i transfer technologii, m.in. w kontekście budowania w Polsce energetyki jądrowej.
Proatlantycki kurs Nawrockiego stoi w opozycji do polityki obecnego obozu władzy, który popiera przyjęty przez Niemcy i Francję kurs na wypchnięcie Ameryki z Europy. – Trwa właściwie budowanie drugiego NATO – mówił podczas jednego ze spotkań przyszły prezydent, podkreślając, że nie ma na to jego zgody.
Na straży suwerenności
Kolejne zapowiedzi przedwyborcze Karola Nawrockiego koncentrowały się na sprawach związanych z szeroko pojmowaną suwerennością. Od politycznej po kulturową. – Nie jestem jako kandydat na urząd prezydenta gotowy do tego, aby oddać sterowanie polską armią Ursuli von der Leyen – krytykował Nawrocki projekty powstania europejskiej polityki obronnej de facto odbierającej Polsce kontrolę nad własnym wojskiem. Jednocześnie zapowiadał także sprzeciw wobec polityki edukacyjnej niszczącej polską tożsamość. – Nie po to wchodziliśmy do Unii Europejskiej, żeby Unia Europejska za sprawą Donalda Tuska, obecnego premiera, mówiła nam, czego mają uczyć się polskie dzieci w polskich szkołach. I jak budować ich tożsamość, a właściwie jak przebudowywać ich tożsamość kontrkulturą, która płynie z Zachodu – podkreślał Nawrocki.
Gwarant bezpieczeństwa
Bezpieczeństwo wewnętrzne jest jednym z filarów programu Nawrockiego. Wielokrotnie deklarował on wypowiedzenie paktu migracyjnego i blokowanie działań na rzecz jego wdrażania, które prowadzi obecny rząd. – Chcemy, aby Polska była bezpieczna, aby Polska nie była pod presją obcej ideologii, Zielonego Ładu. I to dzisiaj dla nas zadanie jako polskich konserwatystów, ale też dla wszystkich europejskich konserwatystów – mówił Karol Nawrocki w czasie CPAC w Jasionce. Zielony Ład uważa za kolejny projekt ideologii lewicowej do odrzucenia. Następstwem jego zablokowania mają być m.in. mniejsze opłaty za prąd (o ok. 1/3) obciążone już teraz dodatkowymi kosztami wynikającymi z systemu ETS (opłaty za emisję CO2), co zubaża obywateli i naraża ich bezpieczeństwo ekonomiczne.
Nawrocki deklarował również działania na rzecz ochrony polskiego rynku rolnego przed nieuczciwą konkurencją, by zapewnić Polakom bezpieczeństwo żywnościowe.
Wartości i ład społeczny
Dokumenty programowe i zapowiedzi Nawrockiego zawierają zestaw zamierzeń prospołecznych przyszłego prezydenta zakładających wsparcie dla różnych grup, w tym tych najsłabszych.
To m.in. obniżenie VAT z 22 do 23 proc., 0-procentowy PIT dla rodzin z dwójką i większą liczbą dzieci, drugi próg podatkowy w wysokości 140 tys. zł, likwidacja podatku Belki. „Ulgi prorodzinne dla przedsiębiorców, proinwestycyjny podatek od nieruchomości, jeden przelew – jedno proste rozliczenie PIT, ZUS i składki zdrowotnej” – czytamy w programie. Nawrocki deklaruje także ochronę przed podatkami katastralnym i od spadków. Wskazuje również na działania na rzecz waloryzacji emerytur o minimum 150 zł lub więcej – „zawsze powyżej wskaźnika inflacji”.
Zdaniem Nawrockiego w korzystaniu z usług społecznych, ochrony zdrowia i edukacji musi obowiązywać zasada pierwszeństwa dla Polaków.
Przyszły prezydent w sprawach dotyczących edukacji i ładu społecznego zapowiadał m.in. „szkołę bez smartfonów” i „zatrzymanie pomysłów zmierzających do łatwej zmiany płci przez dzieci”, „nie” dla adopcji dzieci przez pary homoseksualne, „nie” dla ideologii w szkołach.
Karol Nawrocki wygrał wybory prezydenckie. Z badań Ogólnopolskiej Grupy Badawczej wynika, że prezydent elekt pokonał swojego kontrkandydata wśród najmłodszych grup wyborców. Nadal prawica jest też hegemonem na wsiach, jednocześnie ponosząc porażkę w największych miastach. Nawrocki w wyborach wygrał w większej liczbie gmin niż Andrzej Duda przed pięcioma laty.
Według oficjalnych wyników podanych przez Państwową Komisję Wyborczą w niedzielę zagłosowało 20 844 163 Polaków. Oznacza to, że w drugiej turze wyborów wzięło udział 71,63 proc. uprawnionych. Prezydentem został Karol Nawrocki, który zdobył do tej pory rekordową liczbę głosów w wyborach, osiągając wynik 10 606 877. Jeśli chodzi o liczbę głosów, tylko Lech Wałęsa w 1990 r. zdobył ich więcej. Po raz drugi z kolei granicę 10 mln głosów przekroczył również Rafał Trzaskowski, ale jego wynik nie wystarczył, gdyż był gorszy od zwycięzcy o 369 591 głosów.
Rozkład na mapie
Jeśli chodzi o rozkład województw, w których zwyciężyli dwaj kandydaci na prezydenta, to wyglądało to tak jak przed dwoma tygodniami. Karol Nawrocki zwyciężył tylko w sześciu województwach: podlaskim, lubelskim, świętokrzyskim, łódzkim, małopolskim i podkarpackim. Jak więc się stało, że ostatecznie wygrał wybory? Po pierwsze w kilku województwach różnice były naprawdę niewielkie. W największym, mazowieckim Nawrocki zdobył 49,72 proc. głosów. Nieduża była też porażka Nawrockiego w śląskim i warmińsko-mazurskim. Dodatkowo na zachodzie – w matecznikach Trzaskowskiego – przewaga kandydata KO była mniejsza niż przewaga kandydata popieranego przez PiS na wschodzie. W województwie podkarpackim Nawrocki zdobył 71,02 proc., w lubelskim 66 proc., a w świętokrzyskim 63 proc. Trzaskowski nawet w związanym z Platformą Obywatelską województwie pomorskim nie przekroczył 60 proc.
Kandydata Donalda Tuska nie uratowała też frekwencja. Na zachodzie kraju – w województwie lubuskim – była ona jedną z najniższych w kraju. Gorzej było tylko w województwie opolskim.
Przewagę Karola Nawrockiego widać najwyraźniej, gdy wejdziemy na poziom gmin. W całym województwie podkarpackim w zasadzie tylko w jednej gminie wygrał Trzaskowski. Jest to matecznik Elżbiety Łukacijewskiej – gmina Cisna. Nawrocki wygrał w tym rejonie nawet w Rzeszowie, stolicy województwa. W lubelskim Trzaskowski zwyciężył w Lublinie i we Włodawie. Na poziomie powiatów na podkarpaciu Nawrocki wygrał wszędzie, a w lubelskim przegrał jedynie w Lublinie. Tymczasem Nawrocki nawet w zachodniej Polsce zdobywał całe powiaty, m.in. gryfiński, pyrzycki i sulęciński. Nadal najgorzej pod tym względem dla prawicy wygląda Pomorze Zachodnie. Najwyższe poparcie dla Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich 2025 r. odnotowano w gminie Godziszów w województwie lubelskim, gdzie zdobył 94,66 proc. głosów (333 głosy). Z kolei Rafał Trzaskowski najlepszy wynik osiągnął w Krynicy Morskiej, gdzie zagłosowało na niego 77, 44 proc. wyborców. Co ciekawe, w tym roku Karol Nawrocki wygrał w większej liczbie gmin niż Andrzej Duda w 2020 r.
Prawica za kandydatem obywatelskim
Dzięki badaniom Ogólnopolskiej Grupy Badawczej dowiedzieliśmy się więcej o rozkładzie głosujących. Wbrew zapowiedziom kandydat Karol Nawrocki mógł liczyć na wsparcie większości wyborców Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna. 88,1 proc. wyborców lidera Konfederacji poparło Nawrockiego. Jeszcze wyższy procent, bo 93,9, był w przypadku Grzegorza Brauna. Nawrockiego poparło też 85 proc. wyborców Marka Jakubiaka. Co ciekawe, wyrównana batalia była w przypadku wyborców Krzysztofa Stanowskiego. Wygrał ją o niespełna 2 proc. Trzaskowski. Prezydenta Warszawy wsparli za to w większości wyborcy Szymona Hołowni (92 proc.), Magdaleny Biejat (86,9 proc.), Adriana Zandberga (85,7 proc.) i Joanny Senyszyn (82,5 proc.). W II turze pojawili się również wyborcy niebędący na pierwszym głosowaniu. 58 proc. z nich poparło Trzaskowskiego. W zasadzie wszystko przebiegło zgodnie z przewidywaniami, ale to nie osłoniło Adriana Zandberga przed atakami. Już w wieczór wyborczy zaatakował go Sławomir Sierakowski, który wytykał, że nie było oficjalnego poparcia dla Trzaskowskiego.
Do sporej zmiany doszło w przypadku struktury demograficznej. Tym razem Karol Nawrocki zwyciężył w grupach 18–29 i 30–39 lat, zdobywając odpowiednio 51,3 i 54,7 proc. głosów. Nawrocki był też lepszy w grupie 60–69 lat, zdobywając tam 51,2 proc. Wśród najstarszych 70+ triumfował jednak prezydent Warszawy (53,5 proc.). Trzaskowski wygrał też w przedziałach 40–49 i 50–59 lat. Karol Nawrocki wygrał zdecydowanie na wsiach, gdzie zdobył 64 proc. głosów. Odwrotnie było w dużych miastach, w których Trzaskowski mógł liczyć na 69 proc. głosów. Jak łatwo się domyślić, Nawrocki wygrał wśród osób religijnych – poparło go 72,3 proc., ale przegrał wśród niewierzących, gdzie Trzaskowski miał 80,6 proc. Jeżeli chodzi o kategorie zawodowe, to prezydent elekt wygrał wśród: rolników (68,9 proc.), gospodyń domowych (62 proc.), pracowników fizycznych (64 proc.). Trzaskowski z kolei wygrał zdecydowanie wśród pracowników umysłowych (61,3 proc.), przedsiębiorców (57,9 proc.) i emerytów (56,7 proc.).
Pro czy anty
Jak wynika z badań OGB, nieco ponad 1/3 wyborców głosowała bardziej przeciwko kandydatowi niż za swoim wyborem. Z badań wynika, że taka była motywacja ponad 64,5 proc. wyborców Sławomira Mentzena, 62 proc. Adriana Zandberga i 57 proc. wyborców Grzegorza Brauna. Co ciekawe, w tej kategorii nie mieli sobie równych wyborcy Krzysztofa Stanowskiego, którzy w 71,9 proc. głosowali przeciwko kandydatowi. Dało to ciekawe wyniki. 39,4 proc. wyborców Karola Nawrockiego głosowało przeciwko kandydatowi KO. To z pewnością wynik akcji #ByleNieTrzaskowski, która była hitem ostatniej fazy kampanii. Z drugiej strony 28,7 proc. wyborców Trzaskowskiego głosowało na niego z powodu niechęci do Karola Nawrockiego. Sztab wyborczy z pewnością liczył na więcej.
Co ciekawe, robienie z prezydenta elekta gangstera i sutenera nie przełożyło się na poparcie w więzieniach. Z danych PKW wynika, że w jednostkach penitencjarnych oddano łącznie 6366 ważnych głosów, z czego Trzaskowski otrzymał 5129 głosów, co stanowi około 80,5 proc. poparcia.
W niedzielę Ukraina zadała Rosji poważny cios. Ukraińskie służby dokonały masowego ataku dronami na rosyjskie lotniska, ich celem były głównie ciężkie bombowce strategiczne, które od dawna terroryzują ukraińskie miasta. Ten śmiały atak, który eksperci już teraz nazywają jedną z najlepszych operacji specjalnych w historii, zadał ogromne straty.
Gdy w niedzielne popołudnie żyliśmy wyborami prezydenckimi, w ukraińskich i rosyjskich mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się zaskakujące nagrania. Widać było na nich słupy dymu nad rosyjskimi bazami lotniczymi i małe drony FPV, które niszczyły kolejne rosyjskie bombowce. Nie byłoby w tym może nic niezwykłego – eksperci od dawna nazywają wojnę na Ukrainie wojną dronów – gdyby nie fakt, że takie maszyny mają zaledwie kilka kilometrów zasięgu, a zaatakowane lotniska były oddalone od linii frontu o setki kilometrów.
Wkrótce potem strona ukraińska ujawniła szczegóły. Odpowiedzialność za ten atak wzięła na siebie Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), a ich akcja miała kryptonim „Sieć Pająka”. Na nagraniach wykonanych w pobliżu lotnisk widać, jak drony startują z naczep ciężarówek. Ukraińskie służby przemyciły je na terytorium Rosji i zaparkowały w pobliżu celów, skąd zostały zdalnie odpalone.
SBU twierdzi, że planowanie tej operacji potrwało półtora roku. Bezpośrednim dowódcą był szef SBU Wasyl Maliuk, ale miał ją osobiście nadzorować prezydent Wołodymyr Zełenski. Przywódca Ukrainy w wieczornym przemówieniu poinformował, że użyto w niej 117 dronów. W mediach społecznościowych dodał, że ukraińscy agenci od miesięcy działali na terytorium Rosji i nie dali się złapać rosyjskim służbom. Dodał też, że atak był koordynowany z budynku, który leżał po sąsiedzku z jedną z regionalnych siedzib FSB. Co więcej, ten atak przeprowadzono bez strat własnych. Zełenski poinformował, że „osoby, które nam pomagały, zostały wycofane z Rosji przed operacją i są już bezpieczne”.
Nieoficjalnie wiadomo, że jeden z kierowców ciężarówek został zlinczowany przez wściekły tłum, ale nie jest jasne, czy wiedział, jaki towar wiezie.
Zadane Rosji straty były ogromne. Według strony ukraińskiej udało się zniszczyć lub uszkodzić 40 samolotów, w większości ciężkich bombowców Tu-95 i Tu-22M3. Według źródeł w SBU oznacza to, że rosyjska flota bombowców strategicznych zmalała o ponad 1/3. SBU oszacowała zadane straty na 7 mld dol.
W praktyce to nie ich wartość materialna jest teraz największym problemem dla Rosji. Te bombowce przestano bowiem produkować krótko po upadku ZSRS, więc odbudowa floty będzie skrajnie trudna, o ile w ogóle możliwa. Rosja miała też stracić co najmniej jeden latający radar A-50, wart ok. 300 mln dol. Te maszyny są niezwykle cenne dla wojska, pomagają m.in. koordynować ataki lotnicze na ukraińskie miasta i wykrywać obronę przeciwlotniczą. Rosja miała ich mniej niż 10. Ukraińskie media twierdzą, że Donald Trump nic nie wiedział o tych planach, ale niektórzy wątpią, czy bez pomocy USA udałoby się je zrealizować.
Eksperci są zgodni, że ten atak będzie miał wielkie konsekwencje dla dalszego przebiegu wojny. Te bombowce były bowiem używane do odpalania pocisków manewrujących, które spadały na ukraińskie miasta. Ich zniszczenie sprawi, że Rosjanie będą musieli skupić się bardziej na użyciu dronów, które są dużo łatwiejsze do zestrzelenia. Prawdopodobnie akcja ukraińskich służb zmusi też Putina, by zwiększył ochronę swojej infrastruktury krytycznej, co oznaczałoby wycofanie części żołnierzy z frontu. SBU pokazała, że Rosjanie nie są bezpieczni nawet na dalekiej Syberii.
Zamach \ W mieście Boulder w stanie Kolorado doszło do antysemickiego ataku terrorystycznego. Napastnik, nielegalny imigrant, obrzucił koktajlami Mołotowa uczestników proizraelskiej manifestacji.
W Boulder od kilku tygodni odbywają się cykliczne manifestacje, których uczestnicy wyrażają swoją solidarność z zakładnikami, których porwali terroryści z Hamasu. W niedzielę jedna z nich zakończyła się tragicznie. Ok. godz. 13.26 do uczestników demonstracji podbiegł rozebrany od pasa w górę mężczyzna. Zaczął krzyczeć „wolna Palestyna”, oskarżać uczestników o mordowanie dzieci i bycie syjonistami. Następnie obrzucił ich szklanymi butelkami z łatwopalną cieczą. FBI poinformowało, że użył też domowej roboty miotacza ognia.
Osiem osób odniosło obrażenia. Na szczęście wszyscy przeżyli, ale szef lokalnej policji Stephen Redfearn poinformował, że obrażenia jednej z nich są bardzo poważne. Wśród ofiar była 88-letnia Chany Scheiner, żona lokalnego rabina. Jej znajomi powiedzieli telewizji CNN, że jest ocaloną z Holokaustu.
Sprawca został aresztowany na miejscu. Szef biura FBI w Denver ujawnił, że był nim 45-letni obywatel Egiptu Mohamed Sabry Soliman. Soliman przyjechał do USA w 2022 r. na wizie turystycznej, ale został w kraju po tym, gdy skończyła się w marcu 2023 r. Od administracji Joego Bidena dostał tymczasowe pozwolenie na pracę, nieoficjalnie wiadomo też, że złożył wniosek o przyznanie azylu.
Soliman sam odniósł obrażenia podczas tego zamachu i po aresztowaniu trafił do szpitala, a potem do celi. Z więziennych dokumentów wynika, że usłyszał dwa zarzuty morderstwa pierwszego stopnia, ale na razie nie jest jasne, dlaczego mu je postawiono, bo władze nie poinformowały o żadnych ofiarach śmiertelnych. Usłyszał też zarzut użycia urządzenia zapalającego podczas popełniania przestępstwa. Wysokość jego kaucji ustalono na aż 10 mln dol.
FBI prowadzi śledztwo pod kątem terroryzmu. Gubernator Kolorado Jared Polis powiedział, że wszystko wskazuje, że był to „obrzydliwy akt terroryzmu”, i obiecał większe nakłady na ochronę synagog, szkół religijnych itp. To już kolejny taki przypadek w USA, niedawno w Waszyngtonie terrorysta zastrzelił dwóch pracowników izraelskiej ambasady. Liderzy amerykańskiej społeczności żydowskiej obwiniają o to antysemickie treści, które po ataku Hamasu na Izrael regularnie pojawiają się w amerykańskiej debacie publicznej, głównie ze strony zwolenników radykalnej lewicy. (wm)