Gazeta Polska Codziennie Numer 3954



Demokraci to „skrajna lewica”

Republikański senator z Alabamy Tommy Tuberville celnie zauważył, że Partia Demokratyczna została zastąpiona przez „skrajną lewicę”. „W tym kraju szaleją choroba psychiczna i nienawiść” – oznajmił. „A jak doszliśmy do tego punktu?

Partia Demokratyczna opuściła ten kraj i poszła bardzo, bardzo na lewo. Oni już nie wierzą w ten kraj. I tak edukują i indoktrynują wszystkich młodych ludzi i ludzi, których sprowadzamy z innych krajów, aby po prostu nienawidzili Ameryki. I to właśnie widzicie teraz” – dodał. Walkę z lewicową indoktrynacją rozpoczął Donald Trump.

Dalej więc jest nazywany publicznie dyktatorem i faszystą. Tuberville ocenił: „Mamy tutaj o wiele za dużo ludzi, którym nie podoba się ten kraj. Chcieliby go zmienić na coś innego”. Przynajmniej za Trumpa to się nie uda.



Ideologia migracji

Brytyjski premier Keir Starmer
Brytyjski premier Keir Starmer

Lewacki rząd Wielkiej Brytanii przestrzega przed „prawicowym terroryzmem”. Według obecnych brytyjskich władz „skrajnie prawicową, terrorystyczną ideologią” jest np. mówienie o zagrożeniach związanych z masową migracją. Ludzie mogą trafiać do więzień, zresztą to już się dzieje, jeśli powiedzą lub napiszą, że zalewanie Wielkiej Brytanii migrantami jest czymś złym. To, co dzieje się teraz na Wyspach, jest zastraszaniem społeczeństwa.

W USA sytuacja była już bardzo podobna, ale Amerykanie powiedzieli „dość” i wybrali prezydenta Donalda Trumpa. To powstrzymało najbardziej szkodliwe procesy, ale jasne jest, że lewicowo-liberalne środowiska łatwo się nie poddadzą. W Kalifornii media otwarcie wspierają zamieszki skierowane przeciwko amerykańskim służbom państwowym. Dochodzi do tego, że reporterzy, stojąc na tle płonących budynków, opowiadają o „pokojowych protestach”. W Polsce triumf lewackiej ideologii zahamowało zwycięstwo Karola Nawrockiego. Ale decydujące starcie jeszcze przed nami.



Upokorzenie Kalisza i uśmiechniętych

Ryszard Kalisz o nieprawidłowościach podczas wyborów.
Ryszard Kalisz o nieprawidłowościach podczas wyborów.

Ryszard Kalisz wyszedł przed szereg i zapowiedział spotkanie PKW ws. nieprawidłowości w głosowaniu na prezydenta. Z nikim tego nie konsultował, a mimo że obecna koalicja ma większość w PKW, to nie rozpatrzyła ona problemu wymyślonego przez Romana Giertycha. Przewodniczący Sylwester Marciniak przypomniał, że to Sąd Najwyższy jest od rozpatrywania protestów wyborczych, a policja i prokuratura od ścigania tych, którzy popełnili przestępstwo.

Kalisz w odpowiedzi dał do zrozumienia, że będzie jeszcze walczył, ale próżny jego trud. Został ośmieszony przez przewodniczącego i całą PKW. Widać jak na dłoni, że byłemu współpracownikowi prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego zależy wyłącznie na sianiu zamętu.

Tymczasem protestów wyborczych do poniedziałku było dokładnie 28. Dla porównania, po wyborach parlamentarnych w 2023 r. do SN wpłynęło aż 1175 zażaleń po głosowaniu. Karol Nawrocki dziś odbierze od PKW zaświadczenie o wyborze na prezydenta i nikt tego nie powstrzyma. „Uśmiechniętym” pozostanie jeszcze przełknąć sporo upokorzeń, zanim w końcu zaakceptują demokratyczny wybór Polaków. Im szybciej pogodzą się z porażką, tym lepiej dla ich politycznego środowiska.
Grzegorz Wszołek



Polska może być filarem bezpieczeństwa, ale Tusk tego nie chce

RAND, amerykański think tank, w najnowszym raporcie wskazuje, że jeśli Polska przeprowadzi udanie proces modernizacji armii, może odegrać kluczową rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO, zapewniając USA „większą elastyczność w promowaniu swoich interesów w innych częściach świata”. – Problem w tym, że ten rząd nie widzi tego oczywistego faktu. Więcej, Tusk realizuje koncepcję na rzecz interesów Niemiec czy Francji , które nie chcą Polski odgrywającej rolę, o której mowa w raporcie RAND – mówią Wojciech Skurkiewicz i Bartosz Kownacki, byli wiceministrowie obrony w rządzie Morawieckiego.

Pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę skłoniła polskich decydentów do rozpoczęcia modernizacji i ekspansji sił zbrojnych w tempie, skali i kierunku, które nie miały precedensu w historii Polski po upadku komunizmu. Biorąc pod uwagę planowaną przez Rosję odbudowę, zakres pomocy wojskowej, jakiej Warszawa udzieliła Ukrainie, oraz wcześniejsze problemy z modernizacją, siły zbrojne Polski znajdują się na rozdrożu” – zauważają w podsumowaniu raportu eksperci RAND. I przestrzegają: „Jeśli Polsce nie uda się zrealizować swoich planów, może wyjść z tego momentu stosunkowo osłabiona i podatna na zranienie”.

Możliwy jest jednak scenariusz optymistyczny: „Jeśli Polsce się uda, będzie mogła odegrać znacznie większą rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa wschodniej flanki Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO), zapewniając tym samym Stanom Zjednoczonym większą elastyczność w promowaniu swoich interesów w innych częściach świata. W niniejszym raporcie autorzy przedstawiają plany Polski dotyczące modernizacji i rozbudowy sił zbrojnych oraz wstępną ocenę tego, gdzie wsparcie USA może być najbardziej przydatne w celu zmaksymalizowania zwrotu z tej wspólnej inwestycji USA i Polski w odstraszanie i obronę” – to jedna z kluczowych tez raportu RAND.

Ten opis sytuacji, w jakiej znajduje się proces modernizacji sił zbrojnych oraz potencjalne znaczenie Polski w układzie sił w naszej części Europy, nie zależy jednak zdaniem ekspertów wyłącznie od Polski.

Ameryka musi pomóc

Eksperci RAND wskazują, że „rozbudowa i modernizacja Polskich Sił Zbrojnych będzie wiązała się ze znacznymi wyzwaniami, szczególnie biorąc pod uwagę napięte harmonogramy jednoczesnej rozbudowy sił zbrojnych i wprowadzania na rynek całych rodzin nowych pojazdów i systemów uzbrojenia”. Raport RAND zwraca uwagę, że „Polska będzie potrzebowała dodatkowego czasu i zasobów, aby zbudować rezerwy na wyczerpanie w czasie wojny i zapasy amunicji oraz dalej tworzyć czynniki umożliwiające rozbudowanie sił. W przypadku wojny Polska może dać swoim sojusznikom więcej czasu na wypełnienie zobowiązań, ale nie będzie w stanie stanąć sama”.

Dlatego w podsumowaniu raportu eksperci kierują zalecenia do Departamentu Obrony USA, który „powinien utrzymać i rozważyć tymczasowe wzmocnienie amerykańskiej pozycji wojskowej w Polsce w krótkim i średnim okresie, aby wzmocnić odstraszanie, zapewniając w ten sposób Polsce czas na dokończenie modernizacji i zwiększenie interoperacyjności i gotowości. Takie działanie zmaksymalizowałoby zwrot z już znaczącej inwestycji USA i dałoby sygnał innym europejskim sojusznikom, że Stany Zjednoczone wysoko cenią sobie wzięcie większej odpowiedzialności za bezpieczeństwo regionalne”.

Kolejne zalecenia dotyczą wprost pomocy ekonomicznej oraz logistycznej w doposażaniu polskiego wojska w systemy uzbrojenia wyprodukowane w USA. Eksperci zalecają amerykańskiej administracji działania, by „zwiększyć finansowanie bezpośrednich pożyczek, wesprzeć szkolenie nowo wyposażonych jednostek i zrekompensować potencjalne ograniczenia”. „Europejskie Dowództwo Stanów Zjednoczonych (EUCOM) powinno nadal współpracować z polskim Ministerstwem Obrony Narodowej, aby lepiej zrozumieć skutki zmieniającego się układu sił na wschodniej flance NATO dla odstraszania i obrony” – rekomendują eksperci RAND.

Tusk woli Europę

– Tezy tego raportu wydają się naturalne, biorąc pod uwagę zagrożenia i miejsce Polski na mapie. Dlatego od samego początku rząd Zjednoczonej Prawicy podkreślał, że partnerstwo z USA ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa naszego kraju, ale także naszego regionu Europy. Ten raport potwierdza, że podobnie uważają Amerykanie, a także są gotowi na wsparcie procesu zwiększenia potencjału obronnego Polski. Problem w tym, że premier Tusk i jego rząd tego wsparcia nie chcą i koncentrują się na kierunku europejskim. Jest znamienne, że raport został opublikowany w końcówce maja, a kilka dni po tym unieważnione zostaje postępowanie na zakup amerykańskich śmigłowców. Czy w takim razie zamiast blackhawków będą francuskie caracale? – pyta Bartosz Kownacki.

Podkreśla, że obecny rząd odszedł od stretegii wypracowanej przez rządy Zjednoczonej Prawicy. – Ta strategia opierała się na dwóch filarach, amerykańskim i koreańskim. Związek z USA pozwalał na doposażenia armii oraz strategiczne partnerstwo polityczne, relacje z Koreą pozwalały na doposażenie armii, a w dłuższej perspektywie – rozbudowę przemysłu obronnego o pozyskane technologie. Obecnie, zamawiając sprzęt trochę tu, trochę tam, u Niemców, Francuzów, Włochów, dla nikogo nie stajemy się strategicznym partnerem, lecz jedynie kolejnym odbiorcą ich produkcji – mówi Kownacki.

Nie na rękę Berlinowi i Paryżowi

– Naszą koncepcją od momentu agresji rosyjskiej na Ukrainie było stworzenie najsilniejszej armii w Europie. To jednak nie leży w interesie Niemiec czy Francji, ponieważ wzmacniałoby rolę i znaczenie Polski, a osłabiało ich znaczenie na kontynencie. Dlatego od razu po zmianie rządu i zmianie administracji amerykańskiej ten proces budowania potencjału obronnego Polski został zahamowany. Jesteśmy zaganiani do europejskiego kąta przez Berlin i Paryż, a Tusk, realizując swoje zobowiązania na rzecz europejskich elit, daje się zaganiać. Stąd te umowy z Francją, stąd opieranie programów zbrojeniowych na wirtualnych środkach z programów unijnych. Jednocześnie nie wydatkujemy w pełni środków z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych – mówi Wojciech Skurkiwicz, senator PiS.

Jak wskazuje, kiedy przyjmowano ustawę o obronie ojczyzny, ówczesna opozycja żądała informacji i planu modernizacji armii. – Nie wiemy tego, a warto, by rząd to jasno powiedział, jak ten przedstawiony wtedy plan jest realizowany, a musi być realizowany, jeśli obecny rząd nie chce łamać prawa – mówi Skurkiewicz. Tymczasem, jak podkreśla, poruszamy się w sferze chciejstwa i propagandy. – Te wszystkie środki z KPO, potencjalne pożyczki z funduszy unijnych to pic na wodę. Programy takie jak Orka, czyli zakupy łodzi podwodnych, są przesuwane w czasie. Czy po to, by kupić za chwilę francuskie łodzie? – pyta Skurkiewicz.

Myślenie tabelkami

– Problemem jest to, kto i czy w ogóle ten raport RAND w rządzie przeczytał – mówi „Codziennej” Leszek Skiba z Instytutu Sobieskiego, który koordynuje przygotowanie raportu na temat modernizacji polskiej armii. Podkreśla, że problemem jest bowiem kilka różnych wizji w kilku różnych ośrodkach władzy. Swoją politykę uprawia premier, a swoje wizje ma resort finansów.

MON zaś realizuje cele, lawirując pomiędzy. Stąd jego zdaniem pojawiające się co jakiś czas komunikaty o próbach pozyskiwania europejskich pieniędzy, bo, jak tłumaczy, w resorcie finansów „myślą Excelem”, a nie w kategoriach politycznych i nie widzą konieczności wydawania środków krajowych, jeśli można pozyskać europejskie, nawet jeśli te środki okazują się iluzoryczne i nie prowadzą do realizacji żadnej strategii.



ABW ściga Mateckiego. Za aplikację kontrolującą… uczciwość wyborów

Dariusz Matecki (w środku) wyjaśnił, czym jest słynna aplikacja
Dariusz Matecki (w środku) wyjaśnił, czym jest słynna aplikacja

Nie zauważyłem, aby ktokolwiek z liderów naszej koalicji próbował wzniecić niepokój albo podważyć wynik wyborów – powiedział wczoraj Donald Tusk. Równolegle jego partyjny kolega Roman Giertych mówi o fałszerstwach, a o ponowne liczenie głosów apeluje m.in. niedawny koalicjant Leszek Miller. Premier histerycznie zareagował na słowa prezydenta Andrzeja Dudy, który ostrzegł przed „przekręceniem wyborów” przez postkomunistów. Nasłał również ABW na twórców aplikacji do weryfikacji zaświadczeń.

10 dni po wyborach do polityków koalicji 13 grudnia i wspierających ich dziennikarzy dociera, że najprawdopodobniej nie będzie możliwości podważenia wyniku głosowania. Różnica pomiędzy Karolem Nawrockim a Rafałem Trzaskowskim wyniosła 369 tys. głosów. Tymczasem nieprawidłowości, które wykryli przedstawiciele koalicji rządzącej, nie przekraczają kilkuset głosów. – Skala jest niewielka – stwierdził Ryszard Kalisz, który w PKW zasiada z ramienia Koalicji Obywatelskiej.

W zasadzie ostatnimi, którzy wierzą w olbrzymią skalę nieprawidłowości, są Roman Giertych i wicepremier Krzysztof Gawkowski, którzy podbijają kolejne informacje mające podważać wynik wyborów. Z frontu zaczynają się jednak wyłączać poszczególni liderzy koalicji. Marszałek Szymon Hołownia zapowiedział, że zwoła Zgromadzenie Narodowe, jeżeli Sąd Najwyższy uzna wynik wyborów. „Każdy protest zasługuje na rozpatrzenie, na razie nic nie daje jednak powodu, by podważać ogłoszony przez PKW wynik wyborów. Jeśli Sąd Najwyższy potwierdzi ich ważność – zwołam na 6.08 Zgromadzenie Narodowe, by odebrać przysięgę od prezydenta Karola Nawrockiego. W demokracji wola wyborców jest święta” – napisał na X marszałek Sejmu.

Sam premier Donald Tusk zaczyna zajmować postawę dwuznaczną. Przekierowuje narrację z ewentualnego fałszerstwa na dokładność liczenia głosów. Tyle że dla wszystkich jest oczywiste, że na ok. 30 tys. obwodowych komisji wyborczych muszą zdarzyć się błędy. – Naszym obowiązkiem jest dać każdej obywatelce i każdemu obywatelowi wiarę, że państwo nie zlekceważy żadnego głosu. Bo za każdym głosem stoi konkretna osoba, ktoś, kto przejechał setki kilometrów, czekał w kolejce, wyszedł ze szpitala, by zagłosować – mówił Donald Tusk podczas posiedzenia rządu. Stwierdził jednak, że problemem może być kwestia aplikacji, którą stworzył Ruch Kontroli Wyborów, a która miała służyć do weryfikacji zaświadczeń. Siedzący w komisji obserwatorzy mogli sprawdzić, czy zaświadczenie nie zostało wykorzystane dwukrotnie. Teraz wzbudza to zaniepokojenie rządu.

– Bardzo głośno jest o sprawie, być może nielegalnej, tzw. aplikacji Mateckiego. I mówimy tutaj nie o fałszowaniu wyborów czy złym liczeniu głosów, tylko być może o popełnieniu przestępstwa. I dlatego ABW złożyła zawiadomienie do Prokuratury Okręgowej w Warszawie ws. aplikacji promowanej przez tzw. Ruch Kontroli Wyborów, służącej do weryfikacji zaświadczeń do głosowania. To jest tzw. aplikacja Mateckiego – mówił Donald Tusk. Sprawa ta jednak jest przez polityków PiS zbywana żartami. Ich zdaniem chodzi o odwracanie uwagi opinii publicznej od tego, że to Donald Tusk położył kampanię wyborczą Rafała Trzaskowskiego i osobiście jest odpowiedzialny za porażkę.

Sam premier toczy też korespondencyjną dyskusję z prezydentem Dudą. Głowa państwa przestrzega cały czas przed tym, że wybory mogą zostać ukradzione. „Premier Tusk grzmiał dziś na posiedzeniu rządu, że nie wolno lekceważyć nawet jednego głosu. Pełna zgoda. Właśnie dlatego ostrzegam moich Rodaków, parafrazując starą wypowiedź Pana Premiera: Radzę Państwu – dobrze pilnujcie swoich oddanych w wyborach głosów! Dzisiaj naprawdę poważna ekipa zabiera się za dokonany przez Was wybór. Zapewniam Państwa przy tym, że jako wyborca, a obecnie dodatkowo wciąż jeszcze strażnik ciągłości władzy państwowej, będę pilnował razem z Wami. Mam wrażenie, że komuś wyraźnie nie pasuje wybór dokonany ostatnio przez Polaków” – napisał wczoraj prezydent.



Trwa spór o ustawę budżetową Trumpa

Ron Johnson
Ron Johnson

USA \ Republikańskie głosy sprzeciwu w Senacie wobec ustawy budżetowej „One, Big, Beautiful Bill Act” utrzymują się i wciąż zagrażają jej uchwaleniu. Krytycy zarzucają projektowi brak realnych oszczędności i ostrzegają przed wzrostem długu publicznego.

Republikański senator Ron Johnson z Wisconsin jest kluczowym przeciwnikiem ustawy budżetowej w obecnym kształcie – twierdzi, że nie rozwiązuje ona wystarczająco problemu marnotrawstwa wydatków publicznych. Odrzuca próby przekonania go przez Trumpa, podkreślając, że ustawa musi zostać gruntownie zmieniona, aby spełniała cele głębokich cięć wydatków. Johnson opowiada się za powrotem do poziomu wydatków sprzed pandemii, co – jego zdaniem – wymaga cięć rzędu bilionów dolarów.

– To obróci się przeciwko niemu – ocenił Johnson, republikanin z Wisconsin, w rozmowie z FOX News Digital, komentując ewentualne próby wywarcia nacisku przez Donalda Trumpa na jego stanowisko wobec procedowanej ustawy.

W ostatnich dniach senatorowie Partii Republikańskiej rozpoczęli prace nad ustawą „One, Big, Beautiful Bill Act”, która trafiła do Senatu z Izby Reprezentantów. Senator Johnson pozostaje krytyczny wobec obecnego kształtu projektu, który przewiduje redukcję wydatków o 1,5 bln dol. w ciągu najbliższych dziesięciu lat, uznając te cięcia za dalece niewystarczające. – To, co wydarzyło się w Izbie, jest głęboko rozczarowujące. To czysta retoryka, zlepek sloganów. Wskazana kwota została, mówiąc wprost, wzięta z powietrza – mówił polityk.

Johnson podkreślał, że nie można dopuścić, by zadłużanie kraju stało się nowym standardem legislacyjnym. Podawał dane z szacunków Biura Budżetowego Kongresu (CBO), które wskazywały, że ustawa miałaby doprowadzić do wzrostu długu publicznego o 2,4 bln dol. w ciągu najbliższej dekady.

Jak podaje portal The Hill, senator Mike Crapo z Idaho zwrócił uwagę, że już dwóch republikańskich senatorów (chodzi o Randa Paula z Kentucky i właśnie Johnsona) niemal na pewno zagłosuje przeciwko ustawie w Senacie. Oznacza to, że jeśli kolejni dwaj republikanie wycofają swoje poparcie, konieczne może się okazać rozstrzygnięcie głosowania przez wiceprezydenta J.D. Vance’a.

Kilku umiarkowanych senatorów Partii Republikańskiej, mogących potencjalnie zagłosować przeciwko całemu projektowi, wyraża zaniepokojenie zapisami ustawy budżetowej dotyczącymi planowanych cięć w programie Medicaid.

Senator Lisa Murkowski z Alaski oceniła, że uchwalenie ustawy do 4 lipca – zgodnie z planem prezydenta Trumpa – będzie trudne nawet przy wewnętrznym porozumieniu republikanów, gdyż konieczna będzie dodatkowa analiza prawna zapisów projektu przez eksperta do spraw legislacji Senatu.

Sceptycyzm wobec obecnego kształtu ustawy wyraził również sam Elon Musk, który za pośrednictwem platformy X zaapelował: „Zadzwoń do swojego senatora, zadzwoń do kongresmena – prowadzenie Ameryki do bankructwa nie jest akceptowalne. Trzeba zatrzymać tę ustawę”. Tomasz Winiarski



Rosjanie szukają winnych klęski

SCHRONY NA SAMOLOTY \ Ukraiński atak dronowy na bazy lotnictwa strategicznego wywołał w Rosji szok, niedowierzanie i wściekłość. Rozpoczęło się nawoływanie do rozliczenia winnych i poszukiwanie sposobów zabezpieczenia bombowców strategicznych przed kolejnymi atakami.

Atak przeprowadzony przez dziesiątki dronów, które wystartowały z ciężarówek zaparkowanych w pobliżu rosyjskich baz lotniczych, okazał się dewastujący dla rosyjskiego lotnictwa. Według ukraińskich mediów zniszczonych lub uszkodzonych zostało ponad 40 samolotów, co uznano za najbardziej udaną operację ukraińskiego wywiadu.

Najcięższe gromy na winnych zaniedbań w ochronie lotnisk wojskowych rzucał kremlowski propagandysta Władimir Sołowiow. – Za czasów Związku Sowieckiego potrafili budować żelbetowe bunkry, w których ukrywano samoloty, a teraz co? – pytał Sołowiow.

Występujący w programie Sołowiowa ekspert wojskowy płk Michaił Chodarionok nazwał skrajną głupotą „ochronę antydronową” w postaci zużytych opon kładzionych na skrzydłach i kadłubie. Bombowce strategiczne z racji rozmiarów (50 m rozpiętości) trudno zmieścić w bunkrach, ale tego rodzaju cenne maszyny powinno się chronić w inny sposób. Choćby przydzielić do ochrony każdego takiego samolotu kompanię żołnierzy z bronią śrutową do strącania dronów.

Powinno się też zbudować zabezpieczenie z sieci antydronowych. Z kolei mniejsze samoloty powinny stacjonować w bunkrach, a nie stać na otwartej przestrzeni, jak stwierdził Chodarionok. Sołowiow przypomniał, że Chińczycy produkują systemy laserowe do zwalczania dronów – są to niewielkie działa laserowe na ciężarówkach z odpowiednim zasilaniem i środkami naprowadzania.

Rosjanie rozpoczęli budowę schronów na 14 lotniskach wojskowych położonych m.in. obwodzie kurskim, Kraju Krasnodarskim i na okupowanym Krymie. Są to jednak bazy lotnictwa taktycznego położone niedaleko frontu, a stacjonujące tam samoloty mają niewielkie rozmiary. Budowa bunkrów w bazach lotnictwa strategicznego, gdzie stacjonują potężne bombowce, będzie trudniejsza technicznie i dużo droższa.

Dla rosyjskiego lotnictwa strategicznego najcięższym ciosem jest strata samolotu wczesnego ostrzegania A-50 (latającego radaru umożliwiającego wgląd w przestrzeń powietrzną przeciwnika) oraz bombowców strategicznych typu Tu-95MS (z których odpalano pociski manewrujące Ch-101 i Ch-555) i Tu-22M3, a także MiG 31 – nosicieli rakiet Kindżał. Samoloty te nie są obecnie produkowane i tych strat nie da się uzupełnić. (as)