Gazeta Polska Codziennie Numer 3955


Tusk i mandat niebios”

Niezależnie od wyniku głosowania nad wotum zaufania pewne jest, że Donald Tusk bezpowrotnie utracił coś, co w konfucjanizmie nazywa się mandatem niebios. Nikt nie widzi w nim już zwycięzcy i naturalnego lidera. Agresywnie podgryza go Radosław Sikorski. Koalicję jednoczy strach przed konsekwencjami rozpadu i powrotem PiS do władzy.

W PSL jest obawa przed dominacją prawicy na wsi. W odpowiedzi na pytanie kierownictwa ludowców o to, z kim powinni być w koalicji, 1/3 opowiedziała się za zmianą koalicjanta na PiS. To dużo, bo ci, którzy tak zadeklarowali, musieli narazić się kierownictwu. Nie od dziś wiadomo, że Władysław Kosiniak-Kamysz większość swojej kariery spędził pod skrzydłami Donalda Tuska. A zgodnie ze słowami Jana Filipa Libickiego na ankiety odpowiedziało tylko 4 tys. posłów z 73 tys. członków partii. Wydaje się, że droga do wymiany premiera, a może i wcześniejszych wyborów, stoi otworem.



Premier bierze wszystko i przegrywa

Kolejne sondaże, tym razem United Surveys dla WP, prognozują utratę władzy przez ekipę Donalda Tuska „w każdym scenariuszu”. Przy tym występuje ciekawe zjawisko. Notowania Koalicji Obywatelskiej pozostają względnie zbliżone do wyniku wyborczego z 2023 r. Za to koalicjanci znajdują się ledwo, ledwo powyżej progu wyborczego.

Tak więc Donald Tusk dopiął swego. Przejął elektorat Szymona Hołowni, PSL i Lewicy. Czapkowanie Tuskowi, popieranie nadużyć tej ekipy i brak pomysłu skończyły się zgodnie z przewidywaniami. Tyle że wszystko wskazuje na to, że Donald Tusk tamtym elektoratem, jakąś jego częścią, zapełnił braki we własnym poparciu, które sam spowodował. W ten sposób tworzy idealną partię – taką jak on sam.

Formację łączącą cały ośmiogwiazdowy program i niewiele więcej, bo cóż w końcu ta władza zaproponowała? Grupa ta liczy może nawet do 30 proc. Polaków. To sporo i z perspektywy socjologicznej jest to niepokojące. Ale z perspektywy politycznej to na szczęście mniejszość, a pozostały elektorat trudno będzie zwieść.



BRAUN ZROBIŁ PORZĄDEK W SEJMIE

Europoseł Grzegorz Braun zniszczył w Sejmie wystawę dotyczącą społeczności LGBT. Interwencję próbowała podjąć Straż Marszałkowska, ale okazała się ona nieskuteczna.

Do zdarzenia doszło w środę po południu. Jak relacjonował z Sejmu reporter TVN24 Jan Piotrowski , była to wystawa związana z “Miesiącem Dumy” - świętowanym w czerwcu na znak wsparcia osób ze społeczności LGBTQ+. Zlokalizowana była w pobliżu szatni na parterze budynku Izby.

Gdy dziennikarze podeszli do zdejmującego banery ze sztalug Brauna i zapytali, co robi, odparł, że “zapobiega zgorszeniu publicznemu”.

Braun, pytany przez dziennikarzy dlaczego to zrobił, odpowiedział, żeby “zajrzeć do konstytucji”. - Proszę zapoznać się z kategorią obrazy moralności publicznej - dodał.

Niedługo później tablice zostały wyprostowane i ponownie umieszczone na stelażach.



Godzina policyjna w Los Angeles

W Los Angeles nadal trwają proimigranckie zamieszki. Burmistrz miasta Karen Bass wprowadziła godzinę policyjną, a funkcjonariusze aresztowali setki osób. Równocześnie lewicowe władze miasta i stanu Kalifornia oskarżają prezydenta Donalda Trumpa o to, że ten eskaluje sytuację – i że jest winny wybuchowi starć.

Jak informowaliśmy w „Codziennej”, w Los Angeles, drugim największym mieście USA, służby imigracyjne dokonały serii nalotów i aresztowały ponad stu nielegalnych imigrantów, w tym członków organizacji przestępczych. W odpowiedzi środowiska proimigranckie zorganizowały protesty. Te szybko wyrwały się spod kontroli i przerodziły w zamieszki.

We wtorek burmistrz Karen Bass wprowadziła godzinę policyjną na relatywnie niewielkim obszarze w centrum miasta, gdzie sytuacja jest najtrudniejsza. Zaczęła obowiązywać o godz. 20. Policja Los Angeles (LAPD) ujawniła, że wielu uczestników zamieszek ją zignorowało. Musiała użyć gumowych kul, by rozpędzić tłum, ale przyznała, że niewiele to dało. Bass poinformowała, że aresztowano ponad 200 osób.

Polityk tłumaczy, że wprowadziła godzinę policyjną, by powstrzymać wandalizm i rabowanie sklepów. Równocześnie oskarżyła Trumpa o to, że to nakazane przez niego aresztowania nielegalnych imigrantów spowodowały te zamieszki, i wezwała, by ich zaprzestał.

Nieco wcześniej Trump zdecydował, że do aktywowanych wcześniej żołnierzy Gwardii Narodowej (NG) dołączy 700 żołnierzy Korpusu Piechoty Morskiej (USMC) zwanych popularnie marines. Będą oni pilnować budynków federalnych, ale nie mają uprawnień do prowadzenia aresztowań. Od wtorku część żołnierzy NG, którzy zajmowali się tym wcześniej, towarzyszy za to agentom służb imigracyjnych podczas nalotów. Pentagon ujawnił, że wysłanie wojska do LA kosztowało 134 mln dol.

Lewica twierdzi, że decydując się na wysłanie wojska, Trump zaognia sytuację. Oskarżają prezydenta także o to, że przekroczył uprawnienia, a lewicowy gubernator Kalifornii Gavin Newsom podał już jego administrację do sądu. Ustawa Posse Comitatus zabrania bowiem używania wojsk w kraju w charakterze sił policyjnych. Sojusznicy Trumpa zauważają jednak, że ta ustawa daje mu takie prawo, jeśli władze stanowe pokażą, że nie chcą lub nie są w stanie zaprowadzić porządku. O tym, czy działanie Trumpa było legalne, zadecyduje zapewne dopiero Sąd Najwyższy. Wojsko brało już udział w tłumieniu zamieszek w Los Angeles w 1992 r., ale wtedy prezydent Bush uznał je za insurekcję, a żołnierzy wysłał na prośbę ówczesnego gubernatora Kalifornii.

Sam Trump na razie nie wycofuje się z tej decyzji. Na portalu Truth Social napisał, że gdyby nie wysłano wojska, miasto zostałoby całkowicie zniszczone, a Newsom i Bass powinni mu za to podziękować. Przemawiając do żołnierzy w bazie Fort Bragg, nazwał uczestników zamieszek „zwierzętami”, które „machają flagami obcych państw” i palą flagi USA. Zapowiedział, że użyje wszelkich dostępnych środków, by przywrócić spokój.



Kubańscy najemnicy w armii Putina

Raibel Palacio wysłał to zdjęcie do swojej żony kiedy służył w rosyjskiej armii na Ukrainie.
Raibel Palacio wysłał to zdjęcie do swojej żony kiedy służył w rosyjskiej armii na Ukrainie.

WOJNA \ Ukraińskie portale informacyjne odnotowują wzrastającą liczbę kubańskich najemników, którzy w szeregach rosyjskiej armii uczestniczą w agresji na Ukrainę. Kubańczycy pod względem liczebności ustępują jedynie żołnierzom z Korei Północnej.

Sprawą werbowania Kubańczyków zainteresowali się również dziennikarze hiszpańscy, którzy ustalili, że przyszłych najemników wabiono obietnicami pracy na budowie, pensją w wysokości 2 tys. dol. i możliwością uzyskania rosyjskiego paszportu. Po przylocie do Moskwy okazywało się, że wszystko wygląda inaczej. Zamiast na plac budowy „pracownicy” trafili na front, wcześniej podpisując kontrakt, którego treści nie rozumieli. Z pierwszej wypłaty odliczano im koszty przelotu. Ewentualne rosyjskie obywatelstwo mieli uzyskać po zakończeniu kontraktu (o ile przeżyją). Jak ustalono, ok. 40 proc. z nich odbywało wcześniej służbę w kubańskiej armii lub strukturach siłowych.

Setki Kubańczyków stąpiło do rosyjskiej armii. (Twarz tego człowieka jest celowo zamazana żeby ukryć jego tożsamość.)
Setki Kubańczyków stąpiło do rosyjskiej armii. (Twarz tego człowieka jest celowo zamazana żeby ukryć jego tożsamość.)

Jak się szacuje, w szeregach armii rosyjskiej walczy ok. 7 tys. Kubańczyków (kilkuset z nich zginęło), co stanowi drugi co do wielkości kontyngent po Koreańczykach z Północy, których jest ponad 10 tys.

Oficjalnie Hawana odrzuca oskarżenia o udział w procederze wysyłania swoich obywateli na wojnę. Nieoficjalnie mówi się, że rząd kubański dostaje 50 tys. dol. za każdego najemnika, który trafi do Rosji. Tego rodzaju wsparcie dla Putina jest elementem szerszej współpracy między Kremlem a władzami Kuby. W maju ub.r. lider kubańskich komunistów Miguel Diaz-Canel poparł rosyjską agresję. Rosja udziela Hawanie kredytów, a w 2014 r. Putin umorzył wcześniejsze długi Kuby – 35 mld dol.

W zeszłym roku, Marilin Vinent pokazała zdjęcie jej syan Dannyego w mundurze. Była przekoanna że syn pojechał do Rossji do pracy na budowę.
W zeszłym roku, Marilin Vinent pokazała zdjęcie jej syan Dannyego w mundurze. Była przekoanna że syn pojechał do Rossji do pracy na budowę.

Dziennikarze Radia Swoboda ustalili na podstawie listy żołnierzy leczonych do połowy czerwca 2024 r. w rosyjskich szpitalach wojskowych, że w agresji na Ukrainę brali udział najemnicy z kilkunastu krajów, w tym z Serbii, Bośni (bośniaccy Serbowie), Nepalu, Indii, Chin, Sri Lanki, Kuby i Kamerunu. Część zwerbowanych cudzoziemców zwracała się do swoich przedstawicielstw dyplomatycznych, twierdząc, że padli ofiarą oszustwa.

W styczniu br. rząd Indii interweniował w sprawie ponad 100 swoich obywateli, których zwabiono do Rosji obietnicami pracy lub studiów, a potem zmuszono do służby w armii i wysłano na front, gdzie co najmniej 10 z nich zginęło, a wielu zostało rannych. Odnotowano też przypadki werbowania przebywających w Rosji pracowników pochodzących z postsowieckich krajów Azji Środkowej. W tym wypadku schemat działania był inny. Imigrantom zarobkowym proponowano rosyjski paszport, a po jego przyznaniu wręczano powołanie do wojska.

(as)