Gazeta Polska Codziennie Numer 3957


Sataniści z tęczowymi

W sobotę ulicami Warszawy przeszła parada równości. W tym roku do społeczności LGBT i wspierających ich polityków dołączyli… sataniści. Przedstawiciele Global Order of Satan, https://gossteelcity.com/, szli z hasłem „Szatan nie wyklucza”, a większość z nich była przebrana za diabły. Jeden o imieniu „Aborcjel” miał maskę na której rogi stanowiły dwie dziecięce nóżki.

Warszawska parada równości to największe wydarzenie ruchów LGBT w Polsce. W tym roku na imprezie pod patronatem prezydenta Warszawy zjawiło się tysiące osób, w tym z wielu różnych organizacji społecznych. Oczywiście liczną reprezentację mieli również politycy. Na paradzie obecni byli prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski i lider Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty.

– Pamiętacie, że od wielu lat mówię, że razem budujemy Warszawę, która jest miastem otwartym i tolerancyjnym, w którym te wartości są nie tylko cenione, ale i promowane – mówił Rafał Trzaskowski, który w niedawnej kampanii wyborczej zasłynął chowaniem tęczowej flagi. Mimo że na trasie tegorocznej parady nie było kontrmanifestacji, a jedynie odbywała się modlitwa w intencji osób uczestniczących w paradzie, to jednak nie oznacza, że przeszła ona spokojnie. Grupa związana z Akcją Socjalistyczną zaatakowała ciężarówkę przewożącą kontener Maersk w kolorach tęczy. Protestujący oblali pojazd substancją przypominającą krew i weszli na kontener, machając flagami Palestyny. Maersk ich zdaniem ma współpracować z Izraelem.

W tym roku pojawiła się nowość. Jedną z witanych grup podczas parady byli sataniści. Ta grupa miała ze sobią transparent „Szatan nie wyklucza” i przebrana była za diabły. Wśród nich „Aborcjel” – mężczyzna przyodziany w odrażającą maskę z rogami jako… niemowlęcymi nóżkami. Na zachodzie współpraca środowisk LGBT z satanistami nie jest niczym nadzwyczajnym. Ze środowiskami tęczowymi łączy ich nienawiść do tradycyjnych wartości i Kościoła. Uczestnicy parady przedstawiali siebie jako uczestników „Global Order of Satan”, czyli stosunkowo nowej organizacji, która powstała w Wielkiej Brytanii w 2019 roku.

„Promujemy satanistyczny idealizm i samouwielbienie, jednocześnie chroniąc tych, którzy są uciskani przez apodyktyczną hegemonię religijną i nadmierny wpływ dominujących religii na życie publiczne. Jako ateiści nie wierzymy ani w bogów, ani w diabły. Nasza ideologia jest zakorzeniona w odwadze, współczuciu, nauce, jaźni i rytuałach introspekcji. Sześć Filarów Globalnego Porządku Szatana uświęca nasze przekonania i zapewnia to, co uważamy za nadrzędny przewodnik do moralnego i pełnego współczucia życia” – czytamy na oficjalnej stronie brytyjskich satanistów.

Jednym z filarów jest oczywiście stworzenie wyraźnie przyjaznego środowiska dla członków, którzy są „LGBTQIA+ i/lub neuroróżno­rodni”. Co ciekawe, jednym z największych sukcesów organizacji – wymienianym na brytyjskiej stronie – było złożenie do prokuratury doniesienia na Grzegorza Brauna. Chodzi o sytuację, gdy europoseł zgasił świece chanukowe za pomocą gaśnicy. Organizacja uznaje ten gest za antysemicki, ale również… antysatanistyczny.

Postulaty polskich satanistów różnią się nieco od tych brytyjskich. W naszym kraju popierają oni m.in. liberalizację aborcji i walczą o rozdział Kościoła od państwa.



Izrael nie pozwolił Iranowi na budowę bomby atomowej

Izrael zdecydował się na przeprowadzenie wymierzonej w Iran operacji zbrojnej. Strona izraelska twierdzi, że doszły do niej informacje, iż Iran znacznie przyspieszył prace nad pozyskaniem broni atomowej i był o krok od realizacji tego celu. Uznała więc, że nie może już dłużej zwlekać, bo to dla Izraela i dla całego regionu egzystencjalne zagrożenie, a także ryzyko terroryzmu atomowego.

Premier Izraela Beniamin Netanjahu ujawnił, że kryptonim tej operacji to „Wstający lew”. To nawiązanie do 24. wersu z biblijnej Księgi Liczb: „Patrz, oto naród jak wstająca lwica, na podobieństwo lwa on się podnosi i nie położy się, aż pożre swą zdobycz i krew zabitych wypije”. Wielu komentatorów podejrzewa jednak, że ta nazwa ma drugie znaczenie. Lew był oficjalnym symbolem Iranu przed rewolucją i nadal jest powszechnie używany przez irańskich opozycjonistów. Strona izraelska podkreśla, że walczy nie z Irańczykami, ale z reżimem ajatollahów.

Masowe naloty

W nocy z 12 na 13 czerwca z izraelskich lotnisk poderwało się ponad 200 myśliwców. Były podzielone na pięć fal. Siły Obronne Izraela (IDF) ujawniły, że zaatakowały ok. 100 celów za pomocą ponad 330 bomb i rakiet.

Głównymi celami były placówki, których Iran używa do produkcji bomby atomowej. Myśliwce uderzyły m.in. w Natanz, Esfahan, Arak i Fordow. W tej ostatniej zniszczenia były ograniczone, gdyż jej główna część jest ukryta pod górą, a Izrael nie ma ani bomb, które mogłyby jej zagrozić – jak amerykańska GBU043/B MOAB – ani samolotów, które mogłyby je przenieść. W pozostałych miejscach doszło do zniszczenia infrastruktury krytycznej. Te ataki nie spowodowały jednak skażenia atomowego.

Równocześnie izraelskie samoloty zaatakowały też instalacje wojskowe. Doszło do ataków m.in. na główną kwaterę Korpusu Strażników Rewolucji (KSR) w Teheranie, bazy lotnicze Tabriz i Hamadan oraz bazy rakietowe Amand i Kermanszach. Kolejne naloty miały miejsce w sobotę wieczorem i w niedzielę rano. Na razie nie jest jasne, które cele zostały zaatakowane.

Izraelski atak był także uderzeniem dekapitacyjnym na dowództwo irańskich sił zbrojnych. Regionalne źródła twierdzą, że Izrael wyeliminował co najmniej 20 wysoko postawionych dowódców. Strona irańska potwierdziła, że byli wśród nich dowódca KSR gen. Hosejn Salami, szef sztabu irańskich sił zbrojnych Mohamad Bagheri i dowódca sił powietrznych korpusu Amir Ali Hajizadeh. IDF twierdzą także, że wyeliminowano niemal całe dowództwo irańskich sił lotniczych. Izraelski wywiad wojskowy miał ich zwabić do jednego bunkra na spotkanie ws. ataku na Izrael. Strona irańska na razie tego nie potwierdziła. Wyeliminowano także czołowych fizyków nuklearnych pracujących nad irańskim programem nuklearnym.

Drony oczyściły drogę

W ataku wzięły udział nie tylko adiry, czyli izraelskie wersje F-35, lecz także raamy (­F-15) i sufy (F-16). Te maszyny, w przeciwieństwie do F-35, nie mają obniżonej wykrywalności dla radarów. Mimo to Izraelowi udało się dokonać ataku bez strat własnych – wszystko wskazuje, że izraelskie samoloty wróciły na lotniska w komplecie. W mediach społecznościowych krąży wprawdzie zdjęcie zestrzelonego F-35, ale nie trzeba być ekspertem od lotnictwa, by dostrzec, że zostało stworzone – niezbyt dobrze – przez sztuczną inteligencję.

Było to możliwe, ponieważ Iran dał się całkowicie zaskoczyć. Będące blisko reżimu źródła „New York Timesa” twierdzą, że Irańczycy kompletnie nie spodziewali się tego ataku. Jednym z powodów było to, że obecnie trwają negocjacje z USA w sprawie ograniczenia ich programu nuklearnego, ich kolejną rundę zaplanowano na ten weekend. Irańczycy spodziewali się, że USA do czasu ich zakończenia powstrzymają Izrael przed działaniami zbrojnymi, a znaki ostrzegawcze, takie jak wcześniejsza ewakuacja amerykańskiej ambasady w Iraku, zostały wzięte za podstęp mający skłonić ich negocjatorów do większej uległości.

Irańscy dowódcy zabici przez izraelskie naloty 13 Czerwca, 2025
Irańscy dowódcy zabici przez izraelskie naloty 13 Czerwca, 2025

Portal Ynet ujawnił też, że było to możliwe dzięki akcji Mosadu, czyli izraelskiego wywiadu zagranicznego. Jego agenci przeszmuglowali na teren Iranu bliżej niesprecyzowaną amunicję precyzyjną i drony kamikadze. Gdy izraelskie samoloty zbliżały się do Iranu, zostały zdalnie aktywowane i zniszczyły irańską obronę przeciwlotniczą. Drony zaatakowały także bazę Asfadżabad, w której znajdowały się pociski balistyczne, które mogły zagrozić Izraelowi. Wielu ekspertów zwróciło uwagę na wyjątkowe podobieństwo tej operacji do ukraińskiej operacji „Pajęczyna”, w której odpalone zdalnie drony zaatakowały rosyjskie lotnictwo strategiczne.

Iran atakuje izraelskie miasta

Po tym ataku Iran od razu zapowiedział „ostrą odpowiedź”. Zaczął od wysłania na Izrael ok. 100 dronów Shahed. Niemal wszystkie zostały jednak przechwycone przez izraelskie i jordańskie lotnictwo, zanim dotarły do Izraela. Jeden z nich spadł na dom w jordańskim Irdibie, raniąc trzy osoby. Ruch Huti odpalił z kolei pocisk balistyczny z Jemenu, ale ten zranił pięciu Palestyńczyków w Hebronie.

Iran zaczął także atakować Izrael rakietami. 13 czerwca odpalono 150 pocisków w dwóch falach. Rany odniosło 63 Izraelczyków, w dwóch przypadkach były poważne, a jedna z rannych kobiet zmarła później w szpitalu. W następnych dniach miały miejsce kolejne ataki. Dokładna liczba rannych i ofiar śmiertelnych nie jest na razie znana. Jedna z salw uderzyła w zamieszkiwane przez Arabów miasto Tamra, w którym zabiła cztery kobiety. Najbardziej poszkodowane były miasta Bat Jam i Rechowot, w których rany odniosło blisko 200 osób. W tym pierwszym irańskie rakiety zabiły dwójkę dzieci, w wieku 9 i 11 lat.

Telawiw
Telawiw

Nieoficjalnie się mówi, że państwa arabskie pomagają w tajemnicy w przechwytywaniu rakiet, m.in. przekazując Izraelowi dane z radarów.

Eksperci są raczej zgodni, że irańska odpowiedź, przynajmniej na razie, nie była zbyt intensywna, na co mógł mieć wpływ fakt, że Izrael wyeliminował znaczną część oficerów, którzy braliby udział w jej przeprowadzeniu. Jak zwraca uwagę agencja AP, w irańskim odwecie na razie nie uczestniczą ani Hezbollah, ani irackie milicje. Ekspert od Bliskiego Wschodu prof. Andreas Krieg zauważył, że przez upadek reżimu Baszara al-Asada w Syrii Iran ma problem z ich zaopatrzeniem. Jego zdaniem ten konflikt poluzował kontrolę, jaką Iran sprawuje nad tzw. Osią Oporu. – To już nie jest oś, ale raczej luźna sieć, w której każdy zajmuje się głównie własnym przetrwaniem – podkreślił.

Lepiej się dogadać

Tuż po izraelskim ataku sekretarz stanu USA Marco Rubio wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że USA nie brały żadnego udziału w tym ataku. Irański reżim jednak w to nie uwierzył i otwarcie oskarża USA o współudział. Prezydent Donald Trump przyznał, że wiedział wcześniej o tym ataku. Potwierdził to Netanjahu, który zasugerował, że Trump dowiedział się o planach Izraela na samym początku drugiej kadencji. We wpisie na Truth Social Trump zauważył, że Izrael używa „najlepszego na świecie” amerykańskiego uzbrojenia „i wie, jak go użyć”. Doradził reżimowi w Teheranie, że jeśli chce powstrzymać izraelskie ataki, to powinien się dogadać w sprawie atomu. „Dosyć śmierci, dosyć zniszczenia, po prostu to zróbcie, zanim będzie za późno” – napisał.

Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy obecna sytuacja doprowadzi do eskalacji konfliktu, który ogarnie cały Bliski Wschód. Większość ekspertów uważa jednak, że to niezbyt prawdopodobne. Minister spraw zagranicznych Iranu Abbas Araghchi powiedział już, że ich ataki na Izrael ustaną, jak tylko Izrael zaprzestanie ataków na Iran – co uznano za sugestię, że Teheran ma już dosyć.



Waszyngton i Pekin zawarły umowę ramow

W ramach zawartego w Londynie porozumienia Waszyngton umożliwi chińskim studentom kontynuowanie nauki na amerykańskich uczelniach w zamian za złagodzenie chińskich ograniczeń dotyczących eksportu magnesów i pierwiastków ziem rzadkich. Ponadto na chińskie towary nałożone będą większe cła.

9 czerwca w Londynie rozpoczęła się kolejna runda amerykańsko-chińskich negocjacji. Po stronie amerykańskiej obecni byli sekretarz skarbu Scott Bessent i sekretarz handlu Howard Lutnick, chińską delegację prowadził zaś premier do spraw gospodarczych He Lifeng. 11 czerwca ogłoszono, że wynegocjowano ramową umowę handlową, która musi jeszcze zostać zatwierdzona przez prezydenta USA Donalda Trumpa i przywódcę Chin Xi Jinpinga. W poście na platformie społecznościowej Truth Social Trump potwierdził, że dzięki umowie Chiny dostarczą niezbędne pierwiastki ziem rzadkich i magnesy. Chiny odpowiadają za 60 proc. światowego wydobycia metali ziem rzadkich, a ich udział w przetwórstwie sięga 90 proc.

W zamian USA umożliwią chińskim studentom naukę w swoich college’ach i na uniwersytetach. Trump zapewnił, że „zawsze uważał to za korzystne”. Co roku na amerykańskich uczelniach przebywa ok. 300 tys. chińskich studentów. Przed rozmowami w Londynie Waszyngton ogłosił wstrzymanie przyjmowania wniosków wizowych od chińskich studentów. Porozumienie przewiduje, że procedura zostanie wznowiona, jednak Departament Stanu zapowiada wprowadzenie bardziej szczegółowego procesu weryfikacji osób ubiegających się o amerykańskie wizy studenckie.

W wyniku pierwszej tury rozmów amerykańsko-chińskich w maju w Genewie ustalono, że cła na towary z Chin wyniosą 30 proc., a na amerykański eksport do ChRL 10 proc. Po rozmowach w Londynie te drugie cła pozostają bez zmian, ale taryfy na chiński eksport do USA będą zwiększone do 55 proc.

12 czerwca w wystąpieniu przed jedną z komisji Kongresu USA sekretarz skarbu Scott Bessent powiedział, że wynegocjowana umowa „nie tylko ustabilizuje stosunki gospodarcze między naszymi dwiema gospodarkami, ale uczyni je bardziej zrównoważonymi”. Donald Trump we wpisie na platformie Truth Social zapewnił: „Prezydent Xi i ja będziemy ściśle współpracować, aby otworzyć Chiny na handel amerykański”.

Chińskie ministerstwo handlu na swojej stronie internetowej określiło rozmowy w Londynie jako szczere i dogłębne. W kwestii szczegółów umowy strona chińska jednak milczy. Lin Jian, rzecznik chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych, potwierdził jedynie, że „obie strony poczyniły nowy postęp w rozwiązywaniu problemów związanych z kwestiami ekonomicznymi i handlowymi”.