Joe Biden zdecydował, że ułaskawi swojego syna Huntera. Był on pierwszym w historii USA synem urzędującego prezydenta, który usłyszał wyrok w sprawie kryminalnej, groziło mu wieloletnie więzienie. Wcześniej prezydent wielokrotnie obiecywał, że tego nie zrobi.
Hunter Biden od dawna był czarną owcą rodziny. Największe kontrowersje budziły jego zagraniczne interesy, m.in. na Ukrainie czy w Chinach. Republikanie sugerowali, że korzystał w nich z faktu, że jego ojciec był wtedy wiceprezydentem. Przed wyborami w 2020 r. dziennikarzom „New York Post” i „Daily Mail” udało się dotrzeć do zawartości dysku jego laptopa. Dokumenty sugerowały, że na tych interesach korzystał też jego ojciec – czemu prezydent od początku zaprzecza – a także ujawniły wiele skandali obyczajowych, m.in. to, że Hunter regularnie korzystał z usług prostytutek i nagrywał amatorskie filmy pornograficzne.
Groziło mu wieloletnie więzienie Młody Biden miał też poważne kłopoty z prawem. W grudniu zeszłego roku usłyszał dziewięć zarzutów dotyczących unikania płacenia podatków, w tym trzy klasyfikowane jako przestępstwa. Przyznał się do winy, groziło mu do 17 lat więzienia. W maju został oskarżony o nielegalne posiadanie broni i skłamanie w federalnym kwestionariuszu. W 2018 r. kupił sobie rewolwer, chociaż był wtedy – co sam przyznał później w swojej autobiografii – uzależniony od narkotyków. Aby kupić broń, zataił ten fakt na specjalnym kwestionariuszu, który wypełnił w sklepie. Za to przestępstwo groziło mu do 25 lat więzienia. Wysokość kary w obu sprawach miał poznać w grudniu.
W USA prezydent ma bardzo szerokie prawo łaski. Może ułaskawić każdego, kto został skazany przez sąd federalny, ale nie musi nawet czekać na wyrok ani na zarzuty. W teorii może nawet ułaskawić samego siebie. Wielu komentatorów zastanawiało się, czy Biden skorzysta z tego prawa, aby uratować swojego syna przed więzieniem. On sam wielokrotnie powtarzał, że go nie ułaskawi. – Jestem niezwykle dumny z mojego syna Huntera. Pokonał uzależnienie. Jest jednym z najbardziej bystrych, najbardziej przyzwoitych ludzi, jakich znam. Akceptuję decyzję ławy przysięgłych. Nie zrobię tego i go nie ułaskawię – mówił dziennikarzom po tym, gdy Hunter został skazany. Rzecznik Białego Domu Karine Jean-Pierre co najmniej cztery razy informowała dziennikarzy, że nie zmienił zdania. Po raz ostatni zrobiła to na briefingu prasowym w listopadzie.
Zmienił zdanie
W niedzielę wieczorem Joe Biden udał się do Angoli, w swoją ostatnią oficjalną podróż zagraniczną. Wcześniej ogłosił, że zmienił jednak zdanie i zdecydował się ułaskawić swojego syna. Jego ułaskawienie jest bardzo szerokie. Hunter nie tylko nie zostanie skazany w dwóch toczących się przeciwko niemu sprawach, lecz także został ułaskawiony z wszystkich przestępstw, które mógł popełnić w latach 2014–2024. Oznacza to, że nawet jeśli coś nowego wyjdzie na jaw, to nie będzie można postawić mu zarzutów. Prawnicy Huntera już złożyli wnioski do sądów o zaprzestanie postępowań, co w tej sytuacji jest czystą formalnością.
Biden wytłumaczył, że po przemyśleniu sprawy doszedł do wniosku, że polityczna otoczka tych spraw sprawiła, że jego syn nie miał szans na sprawiedliwy proces, a prokuratura wykorzystała przeciwko niemu fakt, że dochodził do siebie po wieloletnim uzależnieniu od narkotyków. Jego zdaniem „żaden rozsądny człowiek” nie mógł spojrzeć na te sprawy i uznać, że Hunter usłyszałby zarzuty, gdyby nie był synem prezydenta. – Mam nadzieję, że Amerykanie zrozumieją, dlaczego ojciec i prezydent podjął taką decyzję – powiedział.
Prawnicy Huntera od dawna wyrażali się w podobnym tonie. O ile nie kwestionowali samych zarzutów – te zostały postawione już w czasach prezydentury Bidena, a sprawę nadzorował jego Departament Sprawiedliwości – o tyle twierdzili, że ich klient jest traktowany niesprawiedliwie z powodu swojego nazwiska. Uważali m.in., że sąd nie zgodził się na ugodę z prokuraturą z powodu krytyki ze strony republikanów. W ramach tej ugody Hunter miał się przyznać wyłącznie do wykroczeń podatkowych w zamian za wycofanie pozostałych zarzutów i dostałby co najwyżej grzywnę. W ostatni weekend opublikowali liczący 52 strony dokument, w którym dowodzili, że Hunter jest jedynie surogatem, który służy do atakowania jego ojca.
Syn Bidena uniknie odpowiedzialności
Decyzja Bidena rozwścieczyła wielu republikanów. Kongresmen James Comer, który prowadził śledztwa Izby Reprezentantów ws. syna Bidena, napisał w mediach społecznościowych, że ujawnione dotychczas przeciwko niemu dowody to „wierzchołek góry lodowej”, a on sam od początku kłamał o tym, że nie wykorzystywał stanowiska swojego ojca. „Szkoda, że zamiast przyznać się do dekad złego postępowania, prezydent Biden i jego rodzina robią wszystko, by uniknąć odpowiedzialności” – dodał. Przewodniczący Komisji Sądowniczej Jim Jordan przypomniał, że demokraci twierdzili, że ich śledztwo w sprawie Huntera, pod kątem impeachmentu jego ojca, nie miało żadnych podstaw. „Jeśli tak było, to dlaczego Joe Biden ułaskawił Huntera Bidena z wszystkich spraw, o które pytaliśmy?” – spytał.
Biden nie jest pierwszym prezydentem, który ułaskawił członka rodziny. Abraham Lincoln ułaskawił siostrę swojej żony, która była żoną konfederackiego generała – mimo że ta nie złożyła przysięgi na wierność Unii, która była warunkiem amnestii. Prezydenci Jimmy Carter i Bill Clinton ułaskawili swoich braci. Donald Trump ułaskawił Charlesa Kushnera, ojca swojego zięcia, który odsiedział dwa lata za nielegalne datki dla demokratów. Niedawno powierzył mu funkcję ambasadora we Francji.
Republikanie szykują ambitną kampanię legislacyjną na pierwsze sto dni drugiej kadencji Donalda Trumpa. Ich priorytetem jest znacząca obniżka podatków. Na tym jednak się nie skończy.
Ostatnie wybory w USA okazały się wielkim sukcesem prawicy. Trump nie tylko pokonał z przewagą Kamalę Harris w głosach elektorskich, lecz także w tzw. popular vote, czyli ogólnej liczbie zdobytych głosów. Dało mu to silniejszy mandat do rządzenia niż w 2016 r., kiedy to Hillary Clinton dostała od niego więcej głosów. Równocześnie w wyborach do Senatu republikanom udało się zdobyć cztery dodatkowe miejsca, co dało im większość: 53–47. W Izbie Reprezentantów stracili jedno lub dwa miejsca – w 13. okręgu w Kalifornii jeszcze nie policzono wszystkich głosów, ale i tak zachowają większość.
Media już wcześniej przewidywały, że republikanie chcą wykorzystać tę władzę, by jak najszybciej zrealizować program Trumpa. Prace nad projektami ustaw, które zostaną złożone w nowym Kongresie, miały rozpocząć się już kilka miesięcy przed wyborami. Teraz agencja AP informuje, że ich priorytetem będzie reforma podatków, która ma przynieść duże obniżki.
Podczas swojej pierwszej kadencji Trump skłonił Kongres do wprowadzenia największych od dekad ulg podatkowych. Większość z nich jednak już wygasła lub wkrótce wygaśnie. Według AP republikanie będą chcieli przedłużyć ich obowiązywanie, a także dodać do nich kolejne. Trump chce zmniejszyć podatek od firm z 21 do 15 proc., a także znieść całkowicie podatki od napiwków i nadgodzin. Biuro Budżetowe Kongresu szacuje, że te obniżki będą kosztować 4 bln dol. w ciągu dekady, ale republikanie twierdzą, że pobudzą gospodarkę tak, iż faktyczne wpływy będą zbliżone do obecnych lub nawet od nich większe. Republikanie ponadto chcą zająć się innymi priorytetami Trumpa, takimi jak reforma przepisów imigracyjnych, która pomoże dokonać masowych deportacji nielegalnych przybyszów, ograniczenie programów socjalnych i likwidacja ostatnich, które zostały wprowadzone w ramach walki z pandemią, oraz zmniejszenie zatrudnienia w rządzie federalnym. Spodziewana jest także reforma edukacji, której celem jest oddanie większej władzy w ręce władz stanowych i rodziców.
Realizacja tego planu nie będzie jednak łatwa. Do tego, by ustawa w ogóle stała się przedmiotem debaty w Senacie, potrzeba 60 głosów. Ta zasada pozwalała republikanom na blokowanie wielu inicjatyw Joego Bidena, ale dla wszystkich jest jasne, że teraz to lewica użyje jej przeciwko Trumpowi.
Służby podległe koalicji 13 grudnia siłowo doprowadziły wczoraj prof. Piotra Pogonowskiego, byłego szefa ABW, na przesłuchanie przed nielegalną komisją ds. Pegasusa. Przypomnijmy, że TK orzekł, iż prace tego organu nie mogą być prowadzone, ponieważ obóz rządzący bezprawnie nadał mu m.in. kompetencje do badania wyroków sądowych. – Państwa prace szkodzą wszystkim tym, którzy dbają o nasze bezpieczeństwo – mówił prof. Pogonowski. Politycy PiS już złożyli do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez przedstawicieli obozu Donalda Tuska. – Ta komisja w świetle prawa nie istnieje – mówi „GPC” prof. Genowefa Grabowska, autorytet w zakresie prawa. Z kolei prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski alarmuje, że rosyjskie służby z pewnością obserwują całą sytuację i analizują słabości państwa polskiego.
„Nowy rząd mógłby też po prostu przegłosować wszystkie najważniejsze reformy w drodze rozporządzeń wykonawczych, co naruszałoby wówczas obowiązujące przepisy i konstytucję, ale ma tę zaletę, że prezydent nie mógłby ich zablokować. Gdyby Trybunał Konstytucyjny nadal chciał je uchylić (…), rząd po prostu odmówiłby publikacji odpowiedniego wyroku. (…) Jeśli nowy rząd naprawdę chce rządzić, musi skierować całą siłę państwa policyjnego, które PiS zbudował, przeciwko PiS i prezydentowi” – to wytyczne dla Donalda Tuska i jego środowiska, które Klaus Bachmann opublikował w październiku ubiegłego roku na łamach „Berliner Zeitung”. Od razu warto podkreślić, że Bawarski Urząd Ochrony Konstytucji uznał niedawno, że w tym tytule wielokrotnie pojawiały się treści prorosyjskie, a nasza redakcja ustaliła, iż wydawcą i właścicielem gazety jest agent Stasi, wizytujący rosyjską ambasadę w Niemczech.
Po ponad roku rządów koalicji 13 grudnia można jednoznacznie stwierdzić, że instrukcje Bachmanna są skrupulatnie realizowane przez koalicję 13 grudnia, a tym razem „państwo policyjne” zostało użyte wobec prof. Piotra Pogonowskiego, b. szefa ABW, którego policja siłowo doprowadziła wczoraj na przesłuchanie przed nielegalną komisję śledczą ds. Pegasusa.
Władza tworzy sobie państwo policyjne
Przypomnijmy, że we wrześniu br. TK orzekł, że działalność komisji ds. Pegasusa jest niezgodna z ustawą zasadniczą, gdyż uchwała powołująca organ została podjęta w niewłaściwym składzie, a ponadto komisja przypisuje sobie prawo do badania wyroków sądowych, na mocy których używano oprogramowania. Jednak przedstawiciele koalicji 13 grudnia postanowili zignorować to orzeczenie TK i wykorzystali wczoraj policję, aby doprowadziła prof. Pogonowskiego, który obecnie jest członkiem zarządu NBP, do Sejmu. Wcześniej był on wzywany dwukrotnie, ale odmówił stawiennictwa, gdyż nie chciał swoją obecnością legitymizować prac zespołu kierowanego przez poseł Magdalenę Srokę. – Jako osoba znająca prawo, przestrzegająca prawa skrupulatnie w działalności zawodowej, jak i prywatnej, usprawiedliwiłem swoją nieobecność, powołując się na fakt wydania wyroku przez TK – wyjaśnił w swobodnej wypowiedzi prof. Pogonowski.
Następnie podkreślił, że hucpa przygotowana przez polityków koalicji 13 grudnia uderza w bezpieczeństwo państwa polskiego. – Państwa prace są prowadzone, media i społeczeństwo są karmione różnymi informacjami, które szkodzą Rzeczpospolitej, szkodzą służbom specjalnym, policji, wojsku. (…) Wywlekanie, pokazywanie, opowiadanie o formach i metodach pracy operacyjnej, które z istoty są tajne lub ściśle tajne, czyli stanowią tajemnicę państwową, nie tylko narusza Kodeks karny, ale bezpośrednio godzi w interes bezpieczeństwa RP – zaznaczył b. szef ABW. Dodał również, że ustawa o ABW przewiduje używanie tego typu narzędzi jak Pegasus. – Jest to więc środek legalny. (…) Oczywiste jest dla mnie, jako szefa służby, że jeżeli istnieje takie oprogramowanie bądź takie narzędzie, to albo je kupię, albo ukradnę, ale będę je stosował dla dobra RP – powiedział prof. Pogonowski.
Niebezpieczny cyrk koalicji 13 grudnia przy udziale reseciarzy
Natomiast członkowie nielegalnej komisji nie rezygnowali z zadawania nawet najbardziej irracjonalnych pytań. Dla przykładu poseł Tomasz Trela z Lewicy chciał, aby prof. Pogonowski recenzował… słowa Jarosława Kaczyńskiego z marca br.
Poważne wątpliwości może budzić także skład ekspertów nielegalnej komisji, gdyż znajduje się w nim m.in. reseciarz Dariusz Pilarz, który w przeszłości był zastępcą szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, która to traktowała rosyjską Federalną Służbę Bezpieczeństwa jako „służbę partnerską”. Pilarz razem z Piotrem Pytlem i Krzysztofem Duszą jako przedstawiciele SKW jeździł do Moskwy na rozmowy z ludźmi Władimira Putina. „W archiwum KPRM zachowały się jego pisma ws. kontaktów z FSB (rzekomo spotkania na terenie SKW i poza strefą bezpieczeństwa), które później posłużyły w dezinformowaniu posłów i opinii publicznej przez Mroczka i Siemoniaka. Wspomniany w raporcie Komisji ds. wpływów rosyjskich… także w kontekście reakcji Sienkiewicza na kontakty z FSB. Jak on poświadczenie na dostęp do informacji niejawnych otrzyma?” – pisał o Pilarzu prof. Sławomir Cenckiewicz w lutym br. w mediach społecznościowych.
Reakcja NBP i zawiadomienie do prokuratury
Na wczorajsze zatrzymanie prof. Pogonowskiego zareagował NBP. „Zgodnie z treścią wyroku Trybunału Konstytucyjnego Komisja śledcza ds. Pegasusa nie funkcjonuje legalnie. Zarząd Narodowego Banku Polskiego wyraża głębokie zaniepokojenie z powodu ponownego naruszenia zasad demokratycznego państwa prawa i niezależności banku centralnego” – wskazało kierownictwo NBP w wydanym oświadczeniu.
„Codzienna” rozmawiała z posłem Marcinem Przydaczem, b. członkiem komisji ds. Pegasusa, który poinformował nas, że wczoraj złożono zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. – To nieformalne spotkanie posłów jest cyrkiem, ale niestety nieśmiesznym, bo mamy do czynienia z rażącym nadużyciem prawa i złamaniem podstawowych przepisów konstytucji. Zapewniam, że parlamentarzyści biorący udział w tej hucpie będą w przyszłości odpowiadali karnie. To czeka również innych wykonawców tego typu politycznych zleceń. Nie łudzę się, że upolityczniona bodnarowska prokuratura podejmie działania w tych sprawach, chociaż już zostało złożone odpowiednie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa dotyczące przekroczenia uprawnień. Natomiast nie mam wątpliwości, że gdy przywrócona zostanie niezależność prokuratury, to te śledztwa ruszą. Ci ludzie narażają się na kary pozbawienia wolności – mówi poseł Przydacz.
Prof. Grabowska: Ta komisja w świetle prawa nie istnieje „Codzienna” skontaktowała się także z prof. Genowefą Grabowską, autorytetem w zakresie prawa, którą zapytaliśmy o legalność działań grupy parlamentarzystów pod przewodnictwem poseł Magdaleny Sroki. – Po pierwsze, TK wyraźnie orzekł, że uchwała powołująca komisję została podjęta z naruszeniem prawa, gdyż uniemożliwiono wykonywanie obowiązków dwóm posłom. Natomiast tam jest jeszcze jeden dużo ważniejszy w mojej opinii element, ponieważ Trybunał zwrócił uwagę, że komisja nie może funkcjonować, dlatego że narusza równowagę władz w państwie, czyli gwałci artykuł 2 konstytucji. Przedmiotem badań komisji stają się orzeczenia sądów wyrażające zgodę na zastosowanie technik operacyjnych. Mówiąc prościej: komisja zaczyna badać wyroki sądów, do czego nie ma żadnych kompetencji. Bezprawnie zezwala się temu organowi na ocenę wyroków wydawanych przez inną władzę, władzę sądowniczą odrębną od władzy ustawodawczej. Tego czynić nie wolno.
Tego typu uprawnienia nie mogły być też nadane na drodze uchwały sejmowej. Pani przewodnicząca komisji i jej członkowie uzurpują sobie kompetencje do podejmowania działań weryfikujących władzę sądowniczą. To jest anarchia – powiedziała prof. Grabowska.
Służby rosyjskie obserwują ten spektakl
O komentarz poprosiliśmy także prof. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, eksperta ds. bezpieczeństwa, którego zapytaliśmy, jak służby obcych państw mogą patrzeć na show koalicji 13 grudnia.
– Oczywiste jest, że służby rosyjskie przypatrują się całej tej sytuacji. Zresztą nie tylko rosyjskie, ale również i innych państw. Sądzę, że patrzą na to jak na spektakl pod tytułem: karanie sprawnych oficerów za rzetelne wykonywanie swojej pracy. Obce wywiady teraz analizują, na które guziki w naszym kraju można naciskać, aby uzyskać określone cele. Ponadto zarówno służby sojuszniczych państw, jak i firmy mogące dostarczać różne technologie widzą, że współpraca z polskimi służbami niesie ze sobą pewne ryzyko i można być później poddanym rozmaitym operacjom odwetu ze strony następnych władz, które będą ignorowały kwestie bezpieczeństwa państwa, dając prymat kwestiom partyjnym – powiedział prof. Żurawski vel Grajewski. Dopytaliśmy też o długotrwałe konsekwencje tego typu zachowań dla bezpieczeństwa Polski.
– Jest to powodowanie sytuacji, w której kolejni szefowie służb dwa razy pomyślą, zanim zastosują skuteczny środek do zwalczania zagrożenia, które może się pojawić wobec polskich obywateli, w obawie, że za zastosowanie tego środka będą później represjonowani. W ten sposób nastąpi obniżenie wydolności służb państwa polskiego – powiedział nam prof. Żurawski vel Grajewski.
" "