Gazeta Polska Codziennie Numer 3825


Tusk zniszczył Biełsat

Dzisiaj, po 18 latach istnienia, zlikwidowany zostaje kanał Biełsat. Przestaje istnieć jedyny niezależny białoruski kanał informacyjny – powiedział wczoraj Michał Dworczyk, poseł PiS. Politycy opozycji zaapelowali o wycofanie się z tych szkodliwych decyzji.

Ten program był największym tego typu projektem pomocowym na świecie. To był ważny element polskiej polityki zagranicznej. Budowaliśmy w ten sposób nasze soft power – mówił wczoraj Dworczyk. Jak podkreślił, przez prawie dwie dekady kanał działał mimo zmian władzy w Polsce. – Apelujemy do ministra Radosława Sikorskiego i premiera Donalda Tuska o powstrzymanie decyzji o likwidacji jedynej niezależnej białoruskiej telewizji Biełsat. Ta decyzja służy jedynie Rosji – twierdzi Michał Dworczyk.

Podczas konferencji obecna była również była szefowa stacji Agnieszka Romaszewska-Guzy. – Dzisiaj ostatecznie przeprowadzana jest likwidacja osobnego kanału Biełsat. Czyli formalnie następuje likwidacja jednostki pod nazwą Biełsat. Jednocześnie budżet na rok następny jest mniejszy niż w najniższy budżet tego kanału w roku 2010. (…) Każdy, kto powie, że kanał istnieje, bo zachowane zostało logo, do którego Telewizja Polska niestety ma prawo, po prostu kłamie – mówiła wczoraj Agnieszka Romaszewska-Guzy.

Według jej relacji z firmy zostali wyrzuceni wszyscy, którzy tworzyli kanał. Często ludzie ci pracowali przy produkcji kanału kilkanaście lat i nie byli zatrudniani w czasach PiS. Co więcej, wykonywali swoją pracę skutecznie. Media zdobyły dużą popularność na Białorusi. – Według naszych wyliczeń w tym roku 54 proc. aktywnych zawodowo Białorusinów miało kontakt z telewizją Biełsat. Przy takim ograniczeniu budżetu i likwidacji dystrybucji tego kanału wychodzi na to, że zarżnięto kurę, która z punktu widzenia polskiej polityki zagranicznej znosiła złote jaja – mówiła Romaszewska-Guzy.

Przez lata medium to było prześladowane przez reżim białoruski i stało się solą w oku dyktatora. Świadczy o tym liczba współpracowników telewizji, którzy siedzą w więzieniu. – Za to, że myśmy stworzyli ten kanał i prowadziliśmy go dla Białorusi. Dla Białorusinów, ale również dla Polski, dla naszych wspólnych spraw. Za to zapłaciło więzieniem 15 osób. W tej chwili w więzieniach siedzi 15 dziennikarzy i operatorów. Oni zapłacili 3, 5, 8 lat więzienia. Ci wszyscy ludzie nadal siedzą, a dzieło, które tworzyli, jest mordowane. Bo inaczej nie da się tego określić – mówiła Romaszewska-Guzy.

Zdaniem Marcina Przydacza likwidacja telewizji świadczy o spadających ambicjach państwa polskiego. – Polska jako państwo demokratyczne miała ambicję, aby oddziaływać na te wschodnie tereny, szerząc rzetelną informację, szerząc prawdę i dając wielu obywatelom tych państw inną perspektywę, i zwalczając tym samym propagandę Alaksandra Łukaszenki i Władimira Putina. Ten wspólny cel przez ostatnie lata łączył różne środowiska – mówił Marcin Przydacz z PiS. On również zaapelował o wycofanie się z działań likwidacyjnych. – To decyzja bardzo szkodliwa dla polskiego interesu i zapowiadamy, że jak tylko wrócimy do władzy, z całą pewnością ta telewizja zostanie odtworzona – mówił Przydacz.



Trump chce zreformować kluczową agencję federalną

Wskazanie Kasha Patela na nowego dyrektora FBI przez prezydenta elekta Donalda Trumpa wywołało gorącą debatę w Ameryce. Jego krytycy, w tym była doradczyni Baracka Obamy Juliette Kayyem, twierdzą, że Patel ma być „egzekutorem” agendy Trumpa, szczególnie wobec przeciwników politycznych. Z kolei republikanie uważają, że doświadczenie Patela w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego i wywiadu predestynuje go do reformowania FBI, które ich zdaniem zostało upolitycznione za rządów Joego Bidena.

Kolejnym elementem programu przemian w Stanach Zjednoczonych, zapowiedzianego przez Donalda Trumpa w kampanii wyborczej i po zwycięstwie w wyborach prezydenckich, jest reforma systemu bezpieczeństwa narodowego. Chodzi o zmiany w Federalnym Biurze Śledczym, instytucji odpowiedzialnej m.in. za działania kontrwywiadowcze i walkę z terroryzmem oraz pełniącej funkcję policji federalnej. Donald Trump twierdzi, że FBI zostało upolitycznione i stanowi część tzw. głębokiego państwa (ang. deep state), które jego zdaniem potajemnie wpływa na decyzje w Waszyngtonie.

Prezydent elekt w ostatnich dniach wysunął kandydaturę Kasha Patela na stanowisko nowego szefa FBI. Patel to 44-letni prawnik, były prokurator w Departamencie Sprawiedliwości, a także urzędnik w pierwszej administracji Trumpa związany m.in. z biurem koordynatora tajnych służb USA (Director of National Intelligence). W mediach społecznościowych Trump wyliczał zasługi Patela, pisząc, że jest to „wybitny prawnik, śledczy i zwolennik reguły America First, który poświęcił swoją karierę ujawnianiu korupcji, obronie sprawiedliwości i ochronie narodu amerykańskiego”.

Wśród przeciwników politycznych 45. i przyszłego 47. prezydenta USA nominacja Patela spotkała się z krytyką. Juliette Kayyem, urzędniczka Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego w administracji Baracka Obamy, stwierdziła, że szefując FBI, Patel będzie „realizował politykę zemsty na wrogach politycznych Donalda Trumpa”.

– Patelowi nie chodzi o nic innego jak tylko o zemstę. Nie chodzi o to, że ma jakieś plany dotyczące egzekwowania prawa, redukcji przestępczości czy przestępstw finansowych. Jest powołany z jednego powodu i jest blisko Trumpa z jednego powodu: ma być egzekutorem tego, co można nazwać swego rodzaju „tournée zemsty” w trakcie jego drugiej kadencji – powiedziała Kayyem.

Republikanie z kolei wyliczają doświadczenie Patela, uważając, że jest on odpowiednim wyborem na stanowisko szefa FBI. – Donald Trump prowadził kampanię z obietnicą reformy FBI i Departamentu Sprawiedliwości, więc nie wiem, dlaczego ktokolwiek jest tym zaskoczony. Trump nominował Kasha Patela, który pełnił funkcję szefa sztabu w Departamencie Obrony, zastępcy koordynatora tajnych służb oraz starszego doradcy w Komisji Wywiadu Izby Reprezentantów. Był też prokuratorem federalnym za administracji Obamy, więc z pewnością ma odpowiednie doświadczenie na to stanowisko – uważa Mike Lawler, republikański kongresmen z Nowego Jorku. Jego partyjny kolega z Teksasu, senator Ted Cruz, zwrócił uwagę, że nominacja Patela to dobry wybór w kontekście „walki z korupcją polityczną w FBI”.

Obecnie szefem FBI jest Christopher Wray, mianowany na urząd w 2017 r., a więc jeszcze za pierwszej prezydentury Donalda Trumpa. Kadencja dyrektora (to oficjalne określenie) FBI trwa 10 lat, a do jej zatwierdzenia wymagana jest zgoda Senatu. Prezydent USA w każdej chwili może jednak taką osobę zwolnić, tak jak miało to miejsce w przypadku poprzedniego dyrektora Federalnego Biura Śledczego, Jamesa Comeya. Jeżeli Senat nie zatwierdzi kandydatury Patela, Trump mógłby wyznaczyć go na stanowisko p.o. szefa FBI na okres do 200 dni.



Gra rozpoczęta, czyli historyczna deportacja

Jednego możemy być pewni: Donald Trump zrealizuje obietnicę wyborczą i zacznie w styczniu deportować nielegalnych imigrantów. Uznał to za kluczowe dla bezpieczeństwa kraju i zadanie wykona. Potrwa to długo, wszystkich nielegalnych nie deportuje, bo się po prostu nie da. Tymczasem ruszyły do akcji przeróżne organizacje ds. „praw człowieka”, które grożą procesami sądowymi. Uaktywnili się prawnicy, dostrzegający szanse na spory zarobek. Niektórzy przedsiębiorcy grożą, że bez taniej siły roboczej ucierpi gospodarka. To wszystko na nic, bo Trumpa i jego służb nic i nikt nie powstrzyma. – Będziemy mieli największą deportację w historii naszego kraju – mówił na wiecach wyborczych. I słowa dotrzyma.

Po 5 listopada, czyli po wygranej Donalda Trumpa, kartele narkotykowe i gangi przemytnicze zwiększyły aktywność na południowej granicy USA, aby do 20 stycznia, czyli zaprzysiężenia nowego prezydenta, wykorzystać czas i przemycić jak najwięcej ludzi. Wzrósł podstawowy koszt przeprowadzenia przez granicę – z 5 do minimum 10 tys. dolarów. Jeśli przemyt ma się odbyć w szybszym tempie i bardziej komfortowych warunkach, np. samochodem, ceny wahają się od 15 do 20 tys. dolarów. Najwięcej płacą chińscy imigranci, najczęściej w wieku poborowym, którzy za przemyt z Chin do USA wykładają po 55 tys. dolarów od osoby.
Prezydent elekt nie czekał i jeszcze w listopadzie mianował weterana od spraw imigracyjnych Toma Homana na stanowisko p.o. dyrektora U.S. Immigration and Customs Enforcement (ICE). Dlaczego pełniącego obowiązki? Gdyż w ten sposób uniknie w Senacie przesłuchań i zatwierdzenia. Homan, potocznie zwany „carem granicy”, bezwzględnie wyegzekwuje obietnicę Trumpa. Znany jest bowiem ze stanowczości. Będą „naloty”

Nominat mówi, że w pierwszej kolejności planuje obrać za cel nielegalnych imigrantów z przeszłością kryminalną. – Na początku będzie najgorzej – twierdzi. – Będzie to humanitarna operacja, ale jest ona konieczna i będzie ona masowa – ocenił. Homan zapowiada, że pierwszego dnia prezydentury Trumpa ludzie przeżyją „szok i przerażenie”, jednak plan uszczelnienia granicy i deportacji w tym samym czasie zmniejszy przestępczość cudzoziemców i liczbę zgonów migrantów.
– Zobaczycie, jak odzyskamy ten kraj. I nie chodzi tylko o operację deportacji. Chodzi o ratowanie dzieci i zabezpieczenie granicy. Jakie będą wyniki? – pytał Homan. – Mniej zgonów z powodu przedawkowania narkotyków, mniej handlu ludźmi w celach seksualnych, mniej umierających migrantów – wyjaśniał.

Choć sam „car granicy” tego nie potwierdza, media donoszą, że administracja Trumpa ogłosi na terenach granicznych stan wyjątkowy i „wykorzysta zasoby wojskowe”. Przekazał również wiadomość dla brutalnych gangów, takich jak Tren de Aragua i MS-13: „Mój gang jest większy niż twój”. Zapowiadana jest rezygnacja z zarządzenia „catch and release”, czyli „złap i wypuść”, wprowadzonego przez administrację Joego Bidena. Polega ona na tym, że służby graniczne, po spisaniu danych osobowych, wypuszczają imigrantów, którzy mogą swobodnie przemieszczać się po USA. Ponadto tysiące urzędników ICE, którzy zostali oddelegowani do pracy biurowej przy obsłudze nielegalnych imigrantów, zostanie przeniesionych w teren.
Homan ogłosił też plany wznowienia „nalotów” na imigrantów w miejscu pracy, przedstawiając to działanie jako skuteczne narzędzie do walki z handlem ludźmi w celach zarobkowych i seksualnych. – Gdzie znajdujemy najwięcej ofiar handlu ludźmi w celach seksualnych i handlu ludźmi do pracy przymusowej? W miejscach pracy – oświadczył.

Zlikwidowane będą ponadto aplikacje internetowe, które pozwalały potencjalnym emigrantom – na Kubie, w Nikaragui i Wenezueli – na wypełnienie wniosków azylowych w miejscu zamieszkania i – bez ich rozpatrzenia – bezproblemowe dotarcie samolotem do USA. W taki sposób przybyło kilkaset tysięcy osób. Przygotowania trwają.

Zejdźcie z drogi

Miasta sanktuaria, zwane też miastami azylowymi, oraz „liberalne” stany, a dokładnie demokratyczni burmistrzowie i gubernatorzy buńczucznie zapowiadają, że nie podporządkują się federalnym służbom. Zachęcają nielegalnych imigrantów do schronienia się u nich i zapewniają już osiadłych, że mogą czuć się bezpiecznie. Wiele lat temu wprowadzono lokalne ustawodawstwo, które zezwala miejskim i stanowym służbom oraz organom ścigania na odmowę współpracy z ICE i innymi instytucjami federalnymi zajmującymi się nielegalną imigracją.

„Car” Homan ostrzega jednak miasta azylowe, aby lepiej „zeszły z drogi”. Jak podkreśla, skupi się na powstrzymaniu przestępczości, nawet jeśli demokratyczni gubernatorzy i burmistrzowie nie poprą jego programu. Los Angeles, Chicago i Filadelfia należą do miast rządzonych przez demokratów, które nie tylko uchwaliły rozporządzenia zabezpieczające imigrantów, lecz nawet składają pozwy przeciwko administracji, która jeszcze nie objęła urzędu. – Strach ludzi jest niesamowicie duży – opisuje radna Filadelfii Rue Landau. – Przygotowują się na najgorsze, a my jako lokalni liderzy musimy pokazać siłę naszych miast – narzeka.

Burmistrzowie i gubernatorzy demokratów w całym kraju przysięgli, że ich agencje ścigania nie będą pomagać administracji Trumpa w żadnym zakresie: od zatrzymywania nielegalnych imigrantów po ich lokalizowanie. Takie podejście odrzuca nowy „car granicy”. „Gra rozpoczęta” – oznajmił Homan, dodając ostrzeżenie dla lewicowych liderów, w tym burmistrza Denver Mike’a Johnstona, który powiedział, że planuje uniemożliwić funkcjonariuszom federalnym nawet wjazd do miasta w celu egzekwowania deportacji. – Nie przekraczajcie granicy. Nie przeszkadzajcie nam, bo to przestępstwo. Nie ukrywajcie świadomie nielegalnych imigrantów przed ICE, bo to przestępstwo – apelował Homan.

Nielegalni imigranci – przestępstwa Nie ma dokładnych danych dotyczących nielegalnych imigrantów. Przeważnie mówi się o przepuszczeniu przez granicę od stycznia 2021 r., czyli od momentu objęcia władzy przez Bidena, ok. 8 mln ludzi. Rzeczywiste liczby są większe, gdyż mowa jest o 10–12 mln, a sam Trump twierdzi, że jest ich ponad 20 mln. Koszt utrzymania nielegalnych imigrantów, bo przecież nie wszyscy uzyskali pracę, szacuje się na 150 mld dolarów rocznie. Są także inne koszta – wzrost przestępczości. Media niemalże codziennie podają informacje o morderstwach i gwałtach, także na dzieciach, dokonywanych przez przybyszy.

Po ulicach chodzą bowiem dziesiątki tysięcy obcokrajowców, skazanych za napady na tle seksualnym i morderstwa. Niedawno ICE przekazał dokumenty na temat nielegalnych imigrantów z zarzutami karnymi lub wyrokami skazującymi. Rejestr obejmuje nielegalnych imigrantów, którzy mają nakazy wydalenia lub przechodzą postępowanie deportacyjne, ale nie są zatrzymani w areszcie. Obecnie w rejestrze tym znajduje się ponad 7 mln osób.

Plan Trumpa, aby deportować najpierw 700 tys. najgroźniejszych przestępców, ma wywołać falę uderzeniową w całym kraju. Homan ma ponad 30-letnie doświadczenie w egzekwowaniu przepisów imigracyjnych i zna się na rzeczy. – Pracowałem dla sześciu różnych prezydentów. Nie mogę sobie wybrać prezydenta, dla którego pracuję. Byłem zawodowym funkcjonariuszem organów ścigania. Moim zadaniem jest wykonywanie misji w ramach dostarczonych mi ram. To jest moje zadanie. Zrobiłem to dla Ronalda Reagana. Zrobiłem to dla George’a Busha. Zrobiłem to dla George’a W. Busha. Zrobiłem to dla Billa Clintona. Zrobiłem to dla każdego prezydenta – zapowiedział.

„The Washington Post” podał niedawno, że przemyt migrantów przez granicę z Meksykiem wygenerował szacunkowo 4–12 mld dolarów rocznego dochodu, dołączając do narkotyków i wymuszeń jako głównego źródła dochodu meksykańskich karteli. Trump chce zakończyć wojnę na Ukrainie i mieć spokój na Bliskim Wschodzie. Ale jedną wojnę właśnie rozpoczął. Może być krwawa.


Rezim w Gruzji stawia na zdławienie protestów.